Czytam temat i krew mnie zalewa na samo wspomnienie zdarzeń o których bardzo chciałam zapomnieć...
Sztela na której zdarzało mi się o kasę upominać, bo córka "zapominała"... Dzień mojego kolejnego już przyjazdu - w domu sajgon, PDP i córka przewalają szafy w poszukiwaniu bieżnika na stół, starej pościeli i ręcznika z wyszytym jakimś kwiatkiem. Pada hasło: "może Lili jak wyjeżdżała do domu to wzięła?" po czym córka spokojnie poszła sobie do siebie. O kurde, zagotowało się we mnie w jednej sekundzie. Nie czekałam na nic tylko dawaj do szukania. Jak było to musi być nadal. Znalazło się wszystko, a jakże. Z dziką furią i satysfakcją poszłam na górę zawołać córkę, pokazałam że wszystko jest i powiedziałam że po to pracuję żeby sobie móc kupić co chcę, a ich starych szmat nie potrzebuję.
Dzień wyjazdu ze szteli - kassenbuch zabrany do sprawdzenia i tuż przed moim wyjściem przychodzi córka i domaga się żebym oddała jej 20 €. ????????????????? Skąd to wzięła? No bo się w zeszycie nie zgadza. Liczę całość raz i drugi - wszystko pasuje, jest na czysto. Ona liczy - znów jej 20 brakuje, no zabrałam i już. Liczę kolejny raz. Gra. Ona liczy - nie gra. Czułam się jakby mi ktoś w pysk dawał raz za razem. W końcu doszła gdzie popełniała błąd w liczeniu. Słowo "entschuldigung" w jej słownictwie nie funkcjonuje, usłyszałam jedynie: "Ach so, alles ok."
Więcej takich dziwacznych sytuacji było; zastanawiała mnie za każdym razem jej łatwość do przechodzenia nad niesłusznymi oskarżeniami drugiej osoby do porządku dziennego...
Wiem jedno - można być nieskazitelnie białym, a niektórzy i tak znajdą czerń.