Moim zdaniem pod pewnymi wzgledami wtedy bylo lepiej. Nie bylo religii w szkolach, nie bylo wszechobecnych krzyzy - co prawda byly portrety "panujacych"...
Byly salki katechetyczne przy kosciolach, biegala tam mlodziez na zasadzie dobrowolnej. Koscioly tez nie swiecily pustkami. Teraz - w III klasie gimnazjum mojej mlodszej, jak i w poprzednich klasach jest przedmiot "religia", ale tylko ta jedna, w klasie, w ktorej sa uczniowie 4 wyznan, lub zupelnie bez "przydzialu" - tak, jak moje obydwie corki ... Nie wiem, nie rozumiem, jak mozna uczyc sie religii w sposob szkolny, to cos tak prywatnego ...
A wtedy - o ile pamietam, nie bylo zakazow chodzenia do kosciolow, wiele osob z tych partyjnych rowniez bywalo. Bo ta partyjnosc miala swoje rozne oblicza - z przekonania - lub z checi poprawienia zycia sobie i rodzinie.
Panuje w PL, moim zdaniem, straszliwa obluda od dziesiecioleci, przeginanie w jedna, to w druga strone.
Udalo mi sie w tamtych czasach nie dac sie zapisac do niczego, nie chodzilam rowniez do kosciola, do ktorego mam uraz od dawna (nic nie ma to wspolnego z wiara).