30 marca 2014 11:22 / 3 osobom podoba się ten post
Rok 1972, słynna moja matura. Byłam zawsze bardzo dobra z matematyki i na dodatek mocno podpadnięta dyrektorowi szkoły za moje ”niepoprawne politycznie” komentarze historyczne.
Na maturze szanowny pan dyrektor usiadł mi na ławce i powiedział, że będzie mnie pilnował i żadna ściąga ode mnie nie wyjdzie. Więc mu odpowiedziałam, że jak on będzie tu siedział to ja nie będę pisać, On na to, że to już moja sprawa, i on się ucieszy, jak matury nie zdam. Siedział, ja też bezczelnie patrząc się na niego. Zdjęłam ostentacyjnie zegarek z ręki, położyłam na ławkę i co chwilę zerkam na niego. Odczekałam 15 minut, i mówię do niego, że dziękuję za urocze towarzystwo, ale ja maturę będę pisała w terminie poprawkowym, bo pan już nie będzie dyrektorem tych koszarów. Zrobił się purpurowy ze złości.
Wiedzieliśmy, że odchodzi do innej pracy, chociaż chciał to ukryć. Faktycznie, podeszłam w drugim terminie, wszystkie zadania rozwiązałam, jednak miałam rok w plecy żeby iść na studia. :Poszłam do pracy, trafiłam do tzw. ciężkiej chemii, ale polubiłam tą pracę. Dlatego po roku zdecydowałam się, zresztą za namową mojego wspaniałego kierownika, studiować chemię. Dostałam z zakładu stypendium fundowane więc mogłam sobie na to pozwolić. Niestety, pół roku przed końcem studiów byłam na praktyce na moim dawnym wydziale i miałam wypadek, ledwo uszłam z życiem. Była awaria, zatrułam się fosgenem. Koledzy mnie odratowali, najlepszym antidotum na fosgen jest czysty spirytus. Wlali we mnie sporo, przy okazji spalili mi przełyk, ale żyłam!! Potem namiot tlenowy, leczenie, wywiązało się uczulenie na specyfiki chemiczne i nie mogłam kontynuować studiów, na laborkach mdlałam, puchłam. Przerwałam studia, wróciłam do pracy, ale już w inne miejsce- do biura konstrukcyjnego. Męczyła mnie ta praca, lubię ruch a nie siedzenie przy desce.
Nastał rok 1976, rozczarowanie ludzi związane z podwyżkami cen na żywność sięgnęło zenitu. Znowu strajki, rozruchu, ofiary w ludziach. Przestaliśmy wierzyć, że powstaje nowa i lepsza Polska. Teraz wiemy, że to było wszystko na wyrost, na kredyt, nie miało realnego pokrycia. Człowiek się buntował, szukał możliwości poprawy bytu. Grono moich znajomych już zdążyło opuścić kraj i wyjechać. Namawiali mnie, jakoś nie miałam odwagi.
Jednak te lata to piękne czasy KOR- u i Jacka Kuronia. Oni jakoś trzymali mnie na duchu, wierzyłam że razem jesteśmy siła i to z czasem się musi zmienić.
c.d.n.