14 sierpnia 2016 13:27 / 2 osobom podoba się ten post
Zgodnie z tytułem wątku mój zwykły dzień pracy wygląda tak:
7.30 Brigitte sie budzi zaczyna jęczeć,biorę ją pod prysznic,przestaje jęczeć bo lubi jak jestem blisko i się nią zajmuję
Prysznic skończony,ubieranie,znowu zaczyna jęczeć,udaje mi sie ją przekonać by jeszcze na chwile sie połozyła i schodzę na dół robić śniadanie
Właśnie jestem w połowie tej czynności,gdy Brigitte znowu zaczyna jęczeć,tym razem coraz głośniej,coraz bardziej natarczywie,wiec nie ma rady,porzucam smarowanie chleba dżemem i ide do niej
Więc sprowadzam na dół po schodach,wolniutko stopień po stopniu ,ona trzęsie sie ze strachu ale ufa mi,jednak schodzi
Uff siada przy stole kończę robienie kanapek,kawa tez gotowa
Brigitte je,wcześnie oczywiście jęki,żale,skargi,jak trudno jej jest,jak ona nie ma siły i oczywiście jak co dzień - " chcę umrzeć"
Więc zapewniam że nie ma po co,że świat jest piękny,że nie warto...
Uśmiecham sie do niej jej zaś grymas cierpienia z twarzy nie schodzi...
Po śniadaniu,Brigitte sie kładzie na fotel,nadzieja że podrzemie z 5 min?
Nie tym razem,już wstaje już się trzęsie już slysze nieustające: Boję się,boję się....
Panika się wzmaga,odmierzam więc krople na uspokojenie,Brigitte jeszcze się zwija,jeszcze ogląda swoje ręce jakby widziała je pierwszy raz w życiu...
Wreszcie zapada w drzemkę,wychodzę do ogrodu by łyknąć świeżego powietrza,popatrzeć na zieleń,posłuchać jak obok toczy sie normalne życie,dzieci sie bawią,jakies małżeństwo przygotowuje sobie kawę na tarasie...
O,Brigitte juz nie śpi ,już woła,na szczęście już dziadek schodzi z góry,znów nadzieja że trochę zajmie sie żoną a ja położę sie u siebie na 10 minut...