Ryba zapraszam do siebie wieś jak się patrzy krowy wkoło koniki też spotkałam a jak wracam ze spacerku wózek myje bo oblepione wszystkim co na drodze :)
Ryba zapraszam do siebie wieś jak się patrzy krowy wkoło koniki też spotkałam a jak wracam ze spacerku wózek myje bo oblepione wszystkim co na drodze :)
W sobote wpada Luby na noc i zostaje do poźnego niedzielnego popołudnia - inicjatywa i zapro od babki ;]
chyba śnię :)
W sobote wpada Luby na noc i zostaje do poźnego niedzielnego popołudnia - inicjatywa i zapro od babki ;]
chyba śnię :)
No to sie licytujemy: a mi dzisiaj w duszy gra :tanczy: i nawet sama nie wiem dlaczego? To chyba też zwiastun wiosny?
W sobote wpada Luby na noc i zostaje do poźnego niedzielnego popołudnia - inicjatywa i zapro od babki ;]
chyba śnię :)
Nie wiem gdzie pisać... Jestem w domu ale i na wyjeździe... Tu mam swój drugi prywatny dom; chwilowo dzielę życie na trzy fazy - praca u PDP, dzieci w Polsce i moje szczęście w Niemczech. Jeszcze trochę muszę się tak "rozrywać" i staram się robić to tak by wszystko jakoś normalnie funkcjonowało.
Pobyt i oczekiwanie na wyjazd od PDP po przyjeździe zmienniczki skrócił mi się niespodziewanie dzięki niemieckiemu koordynatorowi. Miałam okazję poznać osobiście Cudo naszej Moncherie; i muszę przyznać że facet zrobił na mnie od pierwszej sekundy bardzo pozytywne wrażenie. Niech nikomu nie przyjdą do głowy żadne kosmate myśli, on ma swoją Wisienkę, a ja jestem nieprzytomnie zakochana w moim szczęściu i nikt mu do pięt nie dorasta w tej kwestii (to moje subiektywne zdanie, nikomu nic do tego :-) ) - po prostu ciepło bijące z jego spojrzenia, sympatia i zrozumienie innych ludzi powodują że pękają tamy skrępowania i inne obawy.
Znalazł mi bezpośrednie połączenie z Karlsruhe do Bielefeld, pomógł w kupnie biletu (nie miałabym go gdzie wydrukować), przyjechał po mnie i stwierdził że absolutnie nie puści mnie samej w tak długą drogę! Przegadaliśmy cały ten czas; i do dziś chce mi się śmiać na wspomnienie moich słów do Moncherie "uprzedź go że ja nie za bardzo rozmowna jestem, przynajmniej nie po niemiecku" - cha cha! Obydwojgu nam się buzie nie zamykały! :-) Jak się okazuje - mój niemiecki wcale nie jest taki tragiczny, jak go różne dziwne osoby oceniały...
Pociąg miał być planowo o 19.00 ale wichura narobiła szkód i przyjechał spóźniony o 45 minut. Cudo wniósł moją walizę do wagonu, pożegnał się ze mną i... mógł już tylko usiąść obok mnie... W chwili gdy ostatnia osoba weszła do pociągu - ten ruszył...
W takiej sytuacji - auto na parkingu z biletem parkingowym kończącym się za 10 minut, bez biletu na pociąg, z ograniczonym czasem własnym i kawał drogi od domu - zachował się kulturalnie i jedyne co usłyszałam jak mu się wymknęło: "o mein Gott!" Wysiadł w Mannheim i musiał czekać na powrotny pociąg do K.
Ja zaś do B. dotarłam tak, że zdążyłam na ostatni tramwaj do domu. Wtaszczyłam się na moje pięterko i cichutko próbuję otworzyć drzwi. Niestety, moje szczęście zostawiło klucz w zamku! Zadzwoniłam na telefon, odebrał po kilku sygnałach nieziemsko zaspany. Tekst stulecia: "Kochanie, masz pod drzwiami przesyłkę, dobrze by było żebyś ją teraz odebrał i nie czekał do rana."
Trzeba było zobaczyć jego minę gdy otworzył drzwi! :-) Spodziewał się mnie we wtorek wieczorem, pierwotne plany opiewały na podróż autokarem Mein Fernbus Flixbus...
To ze się ucieszył to wiadome, reszty nie opisuję, kto domyślny - ten wie :-)
Nie będe Lili cytowała Twojego wpisu. Chociaz warto ale długi jest i zgubi sie sens wypowiedzi.
No a jak może byc inaczej ? Skoro koleżanka załatwia Ci prace to jej przyjaciel powinnien zając sie Tobą.Tak rozumiem opieke nad kims za kogo po części bierze sie odpowiedzialność Wreszcie znalazł sie kulturalny Niemiec. To nie tylko terapeuta , ktory przychodzi do mojej pdp podaje kurtke swojej asystentce. Widać postep w tej dziedzinie w narodzie niemieckim. Szczęśliwa jesteś co widac po Twoich wpisach i wszystko wtedy widzimy w różowych barwach.Niech Twoj stan w jakim jesteś trwa jak najdłużej. Dasz rade ogarnąć i trzy miejsca . Przeciez we wszystkich trzech czujesz sie dobrze. Powodzenia Ci zyczę i w życiu prywatnym i zawodowym . Zmykaj na swoj blog. Bo chyba w takim stanie ducha najlepiej Ci pisanie wierszy wyjdzie. Najlepiej jak potrafisz :-)
Lili powinnaś bloga pisać . :pisanie na forum:
Aniu, ale mnie nikt tej pracy nie załatwiał; ja cały czas pracuję z agencją, tą samą z którą byłam półtora roku w Bielefeld, w Moenchengladbach...
Przed świętami musiałam na gwałt szukać nowego miejsca i polska koordynatorka dała mi trzy propozycje. Wybrałam tą niedaleko Karlsruhe ze względu na region który chciałam zobaczyć (Szwarcwald), na pracę bez dźwigania czegokolwiek (przed operacją nie mogę się przeciążać) i na warunki ogólne. Nie miałam pojęcia że trafię na Moncherie, to ona wyłapała że będę pod skrzydłami jej Cuda :-) On współpracuje między innymi z moją agencją.
Miałam kilka razy okazję poznać niemieckich koordynatorów. I niestety niewiele dobrego mogę o większości z nich powiedzieć. Ten po prostu zrobił na mnie wrażenie normalnego człowieka który widzi że te opiekunki obok niego to też są ludzie, a nie tylko maszynki do nakręcania im kasy. Nie wychwalam go pod niebiosa, bo styczność miałam z nim raptem te kilka godzin. Ale nie czułam się przy nim jak kukła czy jak niemowa. Bardzo było mi potrzebne takie wzmocnienie mojej wartości - przez jakiś czas ktoś bardzo je podkopywał...
A nie zakochałaś się przypadkiem? Bo objawy choć dawno niepraktykowane, to jednak znajome.
Nie odbieraj mojego poprzedniego wpisu jako krytyki . Po prostu trzeba byc czlowiekim i nie trzeba byc idealnym. Nie powinno sie komus przypisywać swoich frustracji , zazdrościc , wylewac wszelkie brudy na niego . Wystarczy pisać prawdę i nie raz nie dwa prawde do bólu .Na tym rzecz polega. Nie mam w zwyczaju podpasowywać sie pod ogólny trend . Mam swoje zdanie i nikt mi nie zabroni go wyrażac .Nie ma sensu tez sie tłumaczyć bo kazdy swoja prawdę ma.
Widzisz sama jak mało potrzeba , żeby komus pomóc czy wesprzeć go. Oby takich ludzi z ktorymi mamy styczność było jak najwięcej . I Tobie i sobie i wszystkim tego zyczę.
Nie wiem gdzie pisać... Jestem w domu ale i na wyjeździe... Tu mam swój drugi prywatny dom; chwilowo dzielę życie na trzy fazy - praca u PDP, dzieci w Polsce i moje szczęście w Niemczech. Jeszcze trochę muszę się tak "rozrywać" i staram się robić to tak by wszystko jakoś normalnie funkcjonowało.
Pobyt i oczekiwanie na wyjazd od PDP po przyjeździe zmienniczki skrócił mi się niespodziewanie dzięki niemieckiemu koordynatorowi. Miałam okazję poznać osobiście Cudo naszej Moncherie; i muszę przyznać że facet zrobił na mnie od pierwszej sekundy bardzo pozytywne wrażenie. Niech nikomu nie przyjdą do głowy żadne kosmate myśli, on ma swoją Wisienkę, a ja jestem nieprzytomnie zakochana w moim szczęściu i nikt mu do pięt nie dorasta w tej kwestii (to moje subiektywne zdanie, nikomu nic do tego :-) ) - po prostu ciepło bijące z jego spojrzenia, sympatia i zrozumienie innych ludzi powodują że pękają tamy skrępowania i inne obawy.
Znalazł mi bezpośrednie połączenie z Karlsruhe do Bielefeld, pomógł w kupnie biletu (nie miałabym go gdzie wydrukować), przyjechał po mnie i stwierdził że absolutnie nie puści mnie samej w tak długą drogę! Przegadaliśmy cały ten czas; i do dziś chce mi się śmiać na wspomnienie moich słów do Moncherie "uprzedź go że ja nie za bardzo rozmowna jestem, przynajmniej nie po niemiecku" - cha cha! Obydwojgu nam się buzie nie zamykały! :-) Jak się okazuje - mój niemiecki wcale nie jest taki tragiczny, jak go różne dziwne osoby oceniały...
Pociąg miał być planowo o 19.00 ale wichura narobiła szkód i przyjechał spóźniony o 45 minut. Cudo wniósł moją walizę do wagonu, pożegnał się ze mną i... mógł już tylko usiąść obok mnie... W chwili gdy ostatnia osoba weszła do pociągu - ten ruszył...
W takiej sytuacji - auto na parkingu z biletem parkingowym kończącym się za 10 minut, bez biletu na pociąg, z ograniczonym czasem własnym i kawał drogi od domu - zachował się kulturalnie i jedyne co usłyszałam jak mu się wymknęło: "o mein Gott!" Wysiadł w Mannheim i musiał czekać na powrotny pociąg do K.
Ja zaś do B. dotarłam tak, że zdążyłam na ostatni tramwaj do domu. Wtaszczyłam się na moje pięterko i cichutko próbuję otworzyć drzwi. Niestety, moje szczęście zostawiło klucz w zamku! Zadzwoniłam na telefon, odebrał po kilku sygnałach nieziemsko zaspany. Tekst stulecia: "Kochanie, masz pod drzwiami przesyłkę, dobrze by było żebyś ją teraz odebrał i nie czekał do rana."
Trzeba było zobaczyć jego minę gdy otworzył drzwi! :-) Spodziewał się mnie we wtorek wieczorem, pierwotne plany opiewały na podróż autokarem Mein Fernbus Flixbus...
To ze się ucieszył to wiadome, reszty nie opisuję, kto domyślny - ten wie :-)