Oj, fajnie było na basenie, fajnie....
No dobra - do nalesników.
Wyszły dobrze, nawet bez dodatku spajającej maki z tapioki, bo tu nie mam, ale na przyszłość będę ja dodawać.
Zaczęłam od kupienia w rewe czerwonej quinoa. Biała znam, czerwonej do tej pory nie jadłam.
Oto ona:
Nastepnie hyc do młynka:
Tak wygląda po zmieleniu:
Na taką mniejszą połowę szklanki mąki z quinoa...
Dodałam pół szklanki samoróbnego mleka kokosowego:
Jedno jajko solidnie roztrzepałam:
Wszystko razem zmieszałam. na koniec dodałam niepełna łyżkę stołową oleju ( za mało, można solidną łyche walnąć:
Usmażyłam jak normalne nalesniki na natłuszczonej patelni.
A oto efekt:
I po zwinięciu juz z dżemikiem:
Było smaczne, nieco suchawe, nie było gorzkie, choć nie dodałam żadnego środka słodzącego.
Aha, trochę soli dałam też. :)