Przyszedł czas wyjazdu. Pakowałam się w nocy poprzedzajajcej dzień , w który miałam jechać... Zaryczana... Blondyn śpi, nagle słyszę , że wstaje, pyta się co się dzieje... A ja z wrzaskiem na niego, że nigdzie nie jadę, że nie będę miała do czego wracać, że pewnie znajdzie sobie inną... Masakra, co ja musiałam mieć w głowie... Strach i panika... Ranek... Praktycznie nie spałam, blondyn otworzył oko, poszedł pod prysznic, no i stwierdził, że musimy się zacząć żegnać...hehe... (...) zadzwoniła mama blondyna z pytaniem kiedy jadę, no to mówię, że dziś i niezbyt mam czas na rozmowę, no ale cóż... Dwa miesiące szybko zlecą-aha, na bank. Poszliśmy do moich rodziców, chciałam wziąć aparat, żeby móc chociaż na necie dać dowody mojego życia. Pożegnania, pożegnania... O dziwo ojciec nie robił docinek poza tekstami typu: znajdziesz sobie tam jakiegoś niemiaszka i nie wrocisz...blondynowi działały te teksty bardzo na nerwy, zwłaszcza że ojciec ciągle to powtarzał. Ok, jedziemy na dworzec, kurde, niby wyjechaliśmy 2 hodziny wcześniej, ale do Katowic jest kawałek, a godzina taka, że korki są raczej, "a jak się spóźnię" i znowu stres... A dobra, wsiedliśmy do busa. No matko, jak się cieszę, że przeżyłam tą drogę z Jaworzna do kato...facet jechał nie zważając na przepisy... Dobra, jest dworzec PKS , masakra, trzymam ten bilet w ręce, patrze, a ja mam godzinę do autobusu...super, ciepło raczej nie jest:/ no to teraz się zaczeło...oczy mi zaczęły przeciekać, to było tak niekontrolowane jak kicnięcie, no tragedia, ja się wecz zanosiłam tym płaczem, a blondyn...jak to facet... Coś mu tam pociekło, ale tak żebym czasem nie widziała... Jest autobus... Lipa-nie ma Wi-fi... A inne miały... Trudno... 15min do odjazdu... 3 papierosy poszły pod rząd... Fuck, ja sobie nie poradzę! Czułe uściski, 'kcham cię', wsiadam i ostatnią rzecz , którą pamietam, to blodnyn , patrzył na mnie, oczy szkliste, kiedy autobus wyjechał za uliczkę widziałam tylko jak szedł w kierunku przystanku ze spuszczoną głową.