Dawno temu, aż do dziś - mrozi krew w żyłach!

27 kwietnia 2014 18:12 / 1 osobie podoba się ten post
kasia63

Romana- czy ja gdzies napisałam,ze byłam ofiara przemocy??????Nie!To ,że mam świadomośc co dzieje sie w psychice takiej osoby nie znaczy ,że sama tego doświadczyłam.Piszesz o usprawiedliwianiu bezradności-czyli wciąz nie masz pojęcia w ogóle o co chodzi i nie rozumiesz na czym polega przemoc domowa,zwłaszcza ta psychiczna i powolne ubezwłasowolnianie ofiary przez kata..Nie wolno karać maltretowanej kobiety zabieraniem dziecka,tylko dlatego ,że nie potrafi przeciwstawić sie swojemu katu....... Trzeba raczej pomóc ,a jesli nie umiemy pomóc,to chociaz wskazac droge do pomocy.Ale na pewno nie potepiac i nie karać.    

Kasia- ofiaro przemocy słownej na forum- świetny ten artykuł, który zalinkowałaś.
Co prawda przeczytałam coś, z czego świetnie zdawałam sobie sprawę, ale takie poukładanie tego od nowa zawsze jest pożyteczne.
Dziękuję :)
27 kwietnia 2014 18:19 / 8 osobom podoba się ten post
Moderator napisał: "W dziale "blogi opiekunek osób starszych" obowiązuje ten sam regulamin co na całym forum. Komentujcie wpisy kolezanek, chyba że wyraźnie sobie tego nie życzą w pierwszym poście. Proszę również by nie zaśmiecać ich tematów bzdurami."
Więc Mleczko nie staraj się byc wyżej od wierzchołka. Nianta ma wyraźnie napisać: "Koniec komentarzy. Czytajcie i nic poza tym"
27 kwietnia 2014 19:20 / 2 osobom podoba się ten post
No to akurat nie jest Lwico,byłoby dobrze gdyby Nianta wyraźnie się okresliła nt.temat bo tez nie jest to zwyczajny wspomnieniowy blog opiekunki......Temat tak trudny i ciężki ,że bez wyraźniego NIE trudno oczekiwać,ze nie bedziemy komentować.To,że komus daje plusa nie oznacza automatycznie ,że nie życzy sobie komentarzy.Mysle poczekajmy - może nam powie czego by chciała:)Bo narazie sprzeczamy sie a nie wiemy o co:)
27 kwietnia 2014 22:25 / 10 osobom podoba się ten post

Karol Wojtyła został dziś ogłoszony świętym. Proszę wszystkich by pomyśleć przez sekundę o tym człowieku przed dodaniem kolejnego posta w tym temacie.

28 kwietnia 2014 02:07 / 6 osobom podoba się ten post
Minęły dwa tygodnie, bo tyle trzeba czekać, żeby wyrok się uprawomocnił. Wróciła do domu. Był niepokój, strach, jakby następna 'nowa rodzina' . dziwne uczucie, wracasz jakby do siebie , ale czujesz się obco. Kuratorka przychodziła średnio raz na 2-3 tygodnie. Było dobrze. Jednak któregoś dnia coś się posypało, zaczęly się wyzwiska, krzyki...ale ręki już na nią nie podniesiono. Gdyby nie teatr w którym mała się zakorzeniła dwa lata wcześniej, pewnie teraz by ćpała, albo już dawno by jej nie było... Jednak była mocna chwila zwątpienia w życie...Boga...świat, we wszystko. Wzięła od ojca z szafki psychotropy. Pół opakowania. Popiła czymś i poszła spać. W środku nocy się obudziła i wszystko zwróciła. Nie uwierzycie, ale o tym też nikt się nie dowiedział. Kilka dni chodziła struta, jakaś nieprzytomna...doszła do siebie na kolejnych zajęciach w teatrze. Mieli takie ćwiczenie, w którym miała odeprzeć atak słowny ludzi stojących przed nią. Gdyby nie instruktorka , która stanęła za nią, pewnie wylądowała by dwie ulice dalej... Nie umiała wydusić słowa, nic...w domu było coraz gorzej...
28 kwietnia 2014 14:09 / 9 osobom podoba się ten post
Po kojejnej nieudolnej próbie samobójczej, stwierdziła że coś z nią nie tak. Chodziła do szkoły. Właściwie kończyła gimnazjum, a założyła sie z wujkiem, że skończy gimnazjum ze świadectwem z paskiem, udało się! To było jedyne takie świadecwo. Szkoła wysłała zaproszenie rodzicom zdolnego dziecka. Przyszedł ojciec i siostra, mama była w pracy. Pani dyrektor wywołała małą na środek sali, miała stanąć przed całą szkołą. Fajnie, duma ją rozpierała, odebrała świadectwo, chyba z 5 dyplomów i poproszono również ojca na środek. Podał rękę dyrektorce przyjmując gratulacje, po czym wrócił na miejsce. Mała miała wtedy śpiewać na zakonczenie roku jakąś piosenkę o nowych krainach i wróżkach, więc korzystając z okazji z widowni zabrała na środek swoją siostrę , założyła jej 'magiczną' czapkę i tak oto jej siostra stała się sławna :) czas wracać do szarej rzeczywiśtości. Wrócili do domu. Kilka dni spokoju zapowiadało nadchodzącą wojnę... Wszyscy małej wmawiali że powinna iść do szkoły gdzie będzie mieć zawód. Chciała do liceum na profil dziennikarski, ale wygrała logika, nie marzenia. Złożyła papiery, przyjęli ją, w ten sposób stała się uczennicą technikum gastronomicznego. Świetni ludzie, chociaż tyle ją spotkało dobrego.
28 kwietnia 2014 14:34 / 7 osobom podoba się ten post
Pokazała wszystkim , że jest coś warta :) po puerwszej klasie pojechała na praktyki zawodowe.pierwszy raz nad morzem, co za przeżycie... Ciężka praca, od 5:00 do 23:00. Namieszała trochę , ściągnęła na ośrodek Państwową inspekcje pracy, sanepid , ale przynajmniej zarobiła o 200 zł więcej;) niestety praktyki nie były tylko pracą. Kiedy kończyli pracę koło jedenastej w nocy, ogarniała się, i szła na plażę, wtedy dopiero miasteczko zaczynało żyć... Zaczęła pić... 'Imprezy' kończyły się koło 2-3...szła spać i na kacu tudzież jeszcze pod wpływem szła do pracy...trwało to miesiąc... Wróciła do domu gdzie miała koleżankę, którą poznała kilka lat wcześniej na grupie wsparcia dla młodzieży. Często z nią przebywała. Skończyła 18 lat. Ważny wiek dla młodego człowieka. Oczywiście nikt nie złożył jej życzeń z tej okazji. Rodzina zastępcza oszczędzała małej na funduszu inwestycyjnym jakąś kasę, którą mogła wypłacić właśnie po 18tce, choć to dziwne, że przez 21 miesięcy odłożyli jej tylko 1200 zł, skoro dostawali co miesiąc 8 stów, a nie wierzyła, że tyle kosztowało jej utrzymanie. Tak więc, zaraz po tym fakcie poprosiła mamę o dokumenty , bo wymyśliła sobie, że zrobi prawko. Wypłaciła trochę pieniędzy, sodówa odbiła i z wcześniej wymienioną koleżanką zaczęły 'balować'. W klubie spędzały godziny, na bilardzie i piciu. Któregoś dnia alkoholu było za dużo. Mała spadła z krzesła barowego ok. 120 cm, uderzając głową o stół na koniec o kamienną podłogę a zakończyło się to atakiem padaczki. Bobrze, że koleżanka była ratownikiem medycznym i opanowała sytuację. To był pierwszy atak.
28 kwietnia 2014 14:55 / 5 osobom podoba się ten post
Zaczęła trochę pomieszkiwać u tej kumpeli. Imprezowały, oczywiście nie na trzeźwo, a do domu nie było po co wracać, gdyż miała 'umowę', że jekśli wróci minutę po pólnocy, to już do domu nie wejdzie , a że kiedyś przyszła dokładnie 00:02 i musiała spędzić noc na ganku, stwierdziła, że nie będzie ryzykować. Zdziwiło ją że z 1200 zł zrobiło się ponad 2500, na rynku była hossa, nieźle zarobiła. Czyli więcej kasy do balowania. Nie mogła wiecznie mieszkać u koleżanki... Dostała zaproszenie od swojej instruktorki na obiad. Poszła z koleżanką. Siedziały śmiały się. Mała dostała telefon od kuzyna, że miał urodziny i zaprasza na wiśniówkę, no jak nie skorzystać? Poszła. Siedzi w barze, pije wódkę... Nagle barmanka coś pod nosem burknęła. Odwróciła się i widzi dwóch facetów. Jeden ciemnowłosy, a drugi blondyn. Mała pod wpływem, otwarta na propozycje, a blondyn nie lepszy... Kuzyn wyczaił motyw i wziął czarnego ze sobą a mała z blondynem zostali przy barze. Gadali, jakieś delikatne flirty... Mała musiała iść do domu i zapytała blondyna czy poda jej numer telofonu, nie chciała przepuścić okazji, do nowej znajomości. Chłopak wybrnął idealnie mówiąc "nie, to ty mi podasz swój" podała, po czym zapytał, czy może zapisać ją jako "moja iskierka"... Normalnie facet marzenie, ale co mała mogła sobie wyobrażać, przecież oboje nie byli trzeźwi, wiedziała, że na drugi dzień , to już nie będzie aktualne. Blondyn chciał odprowadzić małą do domu, dziwnym trafem szli 2 godziny, a normalnie ta droga to jakieś 15 minut. Spojrzała na zegarek i lipa. Było już po 12. Wiedziała że do domu nie wejdzie ... A z obcym facetem ? Trzymająca się sztywnych zasad mała jednak poszła...Co miała do stracenia... Głupie, poszła z obcym facetem do jego kolegi, ale czuła, że nic jej się nie stanie. Ten fragment zostawię niedopowiedziany....;)
28 kwietnia 2014 14:59 / 6 osobom podoba się ten post
Ranek... Czas wracać... Czarny miał na 8 do pracy, obudził ich koło 7 i powiedział że czas na nich. Wpatrzeni w siebie jak w obrazki, szli, czas zdawał się nie mieć końca... Jednak czar nie prysnął... Mała się zakochała? Nie no, przecież miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje! "Miłość to bzdura"... A może nie?
28 kwietnia 2014 15:32 / 9 osobom podoba się ten post
Spotykali się , mała i blondyn. Doby było za mało, no ale była jeszcze koleżanka. Była coraz bardziej zadrosna o małą. Zabiegała o nią w każdym możliwym momencie. Kiedyś poszli w pola, we trójkę , wzięli ze sobą po 3 piwa. Mała piła drugą godzinę pierwsze piwo... Coś się stalo,zaczęly dręttwieć jej ręce, twarz, coś paraliżowało jej mięśnie, sztywniała mając dalej świadomośc. Zaczęła się trząść... To był kolejny atak. Koleżanka ją trzymała żeby nie zrobiła sobie krzywdy. Nie dawała rady. Blondyn zadzwonił na pogotowie, znali się krótko, ale mała była dla niego ważna. Karetka przyjechała. Wzięlu małą, wbili w żyłę igłę, podpieli pod ekg i jechali. Problem był taki, że mała cały czas była świadoma, a sanitariusze potraktowali ją jak żula spod sklepu, wygadywali jakieś bzdury, mała reagowała, puls przyspieszał a drgawki były mocniejsze. Dopiero pod szpitalem lekarz zorientował się, że jest świadoma, głaskał ją po głowie, uskokajał. Dziwne uczucie, jakby być zamkniętym w swoim ciele, jak w pudełku z którego nie można się uwolnić, wszystko rozrywa cię od środka a ty nie możesz nic zrobić. Podali jej coś na uspokojenie i straciła przytomność. Obudziła się rano, przerażona, kraty w oknach , białe ściany... A na przeciwko umierająca kobieta... Straszne... Po małą przyszła koleżanka, mówiąc, że blondyn czeka w domu na wiadomość, a ona ma jechać do instruktorki.pani ordynator przyszła i zapytała czy mała była po alkoholu, no tak, po czym info, że może iść do domu. Zawiozła ją. Mała była słaba... Instruktorka powiedziała, że mała może zostać tak długo, jak będzie chciała... I została...
28 kwietnia 2014 19:41 / 2 osobom podoba się ten post
nianta

Po kojejnej nieudolnej próbie samobójczej, stwierdziła że coś z nią nie tak. Chodziła do szkoły. Właściwie kończyła gimnazjum, a założyła sie z wujkiem, że skończy gimnazjum ze świadectwem z paskiem, udało się! To było jedyne takie świadecwo. Szkoła wysłała zaproszenie rodzicom zdolnego dziecka. Przyszedł ojciec i siostra, mama była w pracy. Pani dyrektor wywołała małą na środek sali, miała stanąć przed całą szkołą. Fajnie, duma ją rozpierała, odebrała świadectwo, chyba z 5 dyplomów i poproszono również ojca na środek. Podał rękę dyrektorce przyjmując gratulacje, po czym wrócił na miejsce. Mała miała wtedy śpiewać na zakonczenie roku jakąś piosenkę o nowych krainach i wróżkach, więc korzystając z okazji z widowni zabrała na środek swoją siostrę , założyła jej 'magiczną' czapkę i tak oto jej siostra stała się sławna :) czas wracać do szarej rzeczywiśtości. Wrócili do domu. Kilka dni spokoju zapowiadało nadchodzącą wojnę... Wszyscy małej wmawiali że powinna iść do szkoły gdzie będzie mieć zawód. Chciała do liceum na profil dziennikarski, ale wygrała logika, nie marzenia. Złożyła papiery, przyjęli ją, w ten sposób stała się uczennicą technikum gastronomicznego. Świetni ludzie, chociaż tyle ją spotkało dobrego.

Nianta! Jesteś naprawdę zdolną i inteligentną dziewczyną!!! Potrafisz pieknie pisać ! Naprawdę byłabyś świetną dziennikarką!:)
29 kwietnia 2014 00:22 / 6 osobom podoba się ten post
Po kilku dniach zorientowała się, że kobieta ma potężną depresję... Poranne wymioty, krzyki, wycie... Czasem cały dzień... Straszne... Blondyn był u małej codziennie, co kobiecie zaczynało przeszkadzać,miała sztywne zasady wyniesione z domu, zero nocowań... Ehh... Jakoś to przetrzyma, przecież nie mogła z nim być 24/24 choć, to i tak byłoby zbyt krótko. Mama blondyna miała jechać na 2 tygodnie na wakacje. Mała w tym czasie powiedziała kobiecie, że chce się wyprowadzić. Przyjęła do wiadomości. Mała więc po prawie dwóch latach mieszkania u kobiety, zrzekła się spokoju na rzecz jednego tygodnia z blondynem. Byli razem... Cały czas.. Miód lał się litrami;) cuuuuuudoooooownieeee... Ale mama blondyna miała wrócić na następny dzień, ło matko! Sprzątanie:/ dało radę... Wróciła koło pólnocy, więc mała została ostatnią noc. Właściwie nie spała bo najpierw wsłuchiwała się opowiastki z podróży, a później wpatrywała się w blondyna jak spał.niestety nastał czas kiedy to trzeba było wrócić do rodziców. Nie musiała długo czekać na piewsze oznaki braku szacunku do drugiego człowieka. Ojciec wydarł się na siostrę małej, przez co ta stanęła w jej obronie. Wszystko odbiło się na małej. Ojciec wybuchł, wziął do ręki nóż i przyłożyj jej do gardła. Mała była spanikowana , przerażona... Mama zareagował, zaczęła odciągać ojca od małej, niestety ten ją odepchnął. Mała była w stanie totalnego strachu, jednak zachowała odrobinę przytomności i włączyła w telefonie dyktafon. Mówiła, że zadzwoni na policję, ten odpowiadał , żeby dzwoniła, wyzywał ją...tekst, który najbardziej zapadł jej w pamięć... "Trzeba było się na patelnie spuścić, przynajmniej naleśnik by z tego był". Przy okazji też wrzeszczał , że jest nic nie warta, że jest za głupia, że matury na pewno nie zda. Jak myślicie , co znowu w głowie miała mała? Znowu ohciec doprowadził ją do stanu totalnej niemocy, bezsensu istnienia... Znowu chciała targnąć się na swoje życie. Nie spała całą noc... Rano poszła do teatru, tam mogła znaleźć spokuj...
29 kwietnia 2014 05:19 / 5 osobom podoba się ten post
Spotkała się z instruktorką, opowiedziała o całym zajściu,a ta zamiast wesprzeć małą, zaczęła ją opieprzać, że to jej wina...no kurde, czemu? A bo powinna walczyć, bo to jej dom, bo już dawno powinna była coś z tym zrobić. Pokrzyczała, pokrzyczała,a na koniec przytuliła. Następnie poszły do prawnika. Mała musiała od początku opowiadać historię życia , co nie było łatwe. Najgorsze było to, że facet używał słownictwa, które wykraczało poza zasób wiedzy małej...na koniec dał wizytówkę i zaprosił do siebie w celu napisania pisma-oczywiście odpłatnie. Mała nie miała kąta na tym świecie...pomieszkiwała u ludzi, ale swojego miejsca nie czuła. Pogadała z blondynem, blondyn ze swoją mamą i jakoś tak we trójkę się spotkali. Mała wtedy pracowała jako opiekunka dwóch chłopców 2 i 5 lat-urwisy nieziemskie, ale kasa była. Zapraponowała mamie blondyna, zę będzie się dorzucać do mieszkania, mama powiedziała 300 i tak dobili targu. Mała miała gdzie mieszkać. Dziwnie, mieszkanie 35 m², jeden pokój podzielony ścianką gipsową, więc z automatu wszystko słychać, no ale byli razem. Pokoik blondyna taki, że stało w nim łóżko, szafa i stolik + jakieś 1,5 m² wolnej przestrzeni. Życie, kąt jest. Zaraz , zaraz, a co z ojcem? Mała nie miała siły na walki, wolała cieszyć się ciszą...żyć bez stresu, słabość. Po szpitalu, instruktorka wspominała, że miała kiedyś faceta, który był terapeutą od uzależnień, że ona teżm powinna kogoś znaleźć. Poszła do swojej "starej" psycholog zapytać o kogoś takiego. Oczywiście poraz kolejny opowieści, tyle, że nie od początku, bo od etapu rodziny zastępczej-resztę wiedziała. Poleciła babeczkę. Dała adres. Mała poszła tego samego dnia, umówiła się na termin.
29 kwietnia 2014 05:33 / 7 osobom podoba się ten post
Nadszedł dzień spotkania z terapeutką. Jakie to było głupie. Znowu musiała gadać o wszystkim, o ojcu, o praktykach, o problemach blondyna, o nieudolności jakiej się poddała... Terapeutka powiedziała, że zanim mała wejdzie do grupy, musi przejść testy-juz nie raz je przechodziła, więc nic nowego. Ku zaskoczeniu małej , testy pokazały że jest uzależniona. No nie znowu jakeś pierdoły. Trafiła w koncu na grupę. Wyobrażenie jak z filmu: cześć jestem mała , -cześć mała,-jestem alkoholiczką, -wspieramy Cię.. Hahahaha, ja i alkoholizm, jakieś błedy tam musiqły wyjść, albo zła interpretacja... Skierowali na terapie grupową,to chodziła, na szczęście nie wyglądało to tak jak w filmie... Musiała się przedstawić i mówiła tyle ile chciała, nikt nie męczył, nie naciskał. Terapeuta zaprosił mała do gabinetu. Powiedział, że w jego mniemaniu, nie jest uzależniona , a raczej współuzależniona. Ku**** co?! Nic nie rozumiała. W sumie to dobrze, bo obawiała się że może mieć problem z alkoholem, chociaż po ostatnim ataku właściwie nie piła. Przeszła do sali obok, do terapeutki, która robiła jej testy, to właśnie ona prowadziła tą grupę, o dziwo 20 kobiet i jeden rodzynek. Zapowiadała się niezła zabawa ;)
30 kwietnia 2014 18:24 / 10 osobom podoba się ten post
Zajęcia przypominały jakieś kólko wzajemnej adoracji. Na środku stała tablica.każdy po kolei mówił swoje imę i opowiadał co go spotkało w minonym tygodniu-czyli to samo co na sali obok. Mała siedziała wycofana, powiedziła tylko imię i to by było na tyle. Zresztą o czym ona miała mówić? Na sali była najmłodsza, wszycy mieli za sobą małżeństwa, sprawy z policją a ona? Przez pierwsze 3 miesiące chodziła , bo tak wszyscy chcieli, ale nie mała... Słuchała wykładów, notowała kiedy nagle, uświadomiła sobie, że alkoholizm to choroba, ale czy to znaczy, że miała głaskać ojca po głowie? I tak rozmyślała : gdyby chciał to by nie pił, ale z drugiej strony... A dziwne to. Natomiast wyrobila sobie akie przekonanie, że może wspólczuć, bo jeśli on traktował tak małą, to jak musieli traktować jego? A może to litość? Któregoś dnia , mała umowiła się z instruktorką na noc, bo akurat wtedy jej pomoc domowa musiała być z wnukami w domu. 23:00 mała czeka na autobus jak to kiedyś bywalo codziennie. Czeka, zostalo 7 minut. Podjechał samochód. Za kierownicą mężczyzna... Opuścił szybę i pyta jak dojechać do najbliższego hotelu, mała cierpliwie tłumaczyła, ale facet niebardzo rozumiał...zaproponował żeby mu pokazała a on ją przy okazji odwiezie.. Mówiła, że za chwilę autobus, nie trzeba itd. Mhm... Wsiadła. Nic nie mowilo, że coś może sie wydarzyć... Pytał skąd jest mała, gdzie jej facet... Za dużo chciał wiedzieć, a mała zaczęła się obawiać o siebie...i miała rację.