29 kwietnia 2014 05:19 / 5 osobom podoba się ten post
Spotkała się z instruktorką, opowiedziała o całym zajściu,a ta zamiast wesprzeć małą, zaczęła ją opieprzać, że to jej wina...no kurde, czemu? A bo powinna walczyć, bo to jej dom, bo już dawno powinna była coś z tym zrobić. Pokrzyczała, pokrzyczała,a na koniec przytuliła. Następnie poszły do prawnika. Mała musiała od początku opowiadać historię życia , co nie było łatwe. Najgorsze było to, że facet używał słownictwa, które wykraczało poza zasób wiedzy małej...na koniec dał wizytówkę i zaprosił do siebie w celu napisania pisma-oczywiście odpłatnie. Mała nie miała kąta na tym świecie...pomieszkiwała u ludzi, ale swojego miejsca nie czuła. Pogadała z blondynem, blondyn ze swoją mamą i jakoś tak we trójkę się spotkali. Mała wtedy pracowała jako opiekunka dwóch chłopców 2 i 5 lat-urwisy nieziemskie, ale kasa była. Zapraponowała mamie blondyna, zę będzie się dorzucać do mieszkania, mama powiedziała 300 i tak dobili targu. Mała miała gdzie mieszkać. Dziwnie, mieszkanie 35 m², jeden pokój podzielony ścianką gipsową, więc z automatu wszystko słychać, no ale byli razem. Pokoik blondyna taki, że stało w nim łóżko, szafa i stolik + jakieś 1,5 m² wolnej przestrzeni. Życie, kąt jest. Zaraz , zaraz, a co z ojcem? Mała nie miała siły na walki, wolała cieszyć się ciszą...żyć bez stresu, słabość. Po szpitalu, instruktorka wspominała, że miała kiedyś faceta, który był terapeutą od uzależnień, że ona teżm powinna kogoś znaleźć. Poszła do swojej "starej" psycholog zapytać o kogoś takiego. Oczywiście poraz kolejny opowieści, tyle, że nie od początku, bo od etapu rodziny zastępczej-resztę wiedziała. Poleciła babeczkę. Dała adres. Mała poszła tego samego dnia, umówiła się na termin.