Co wolno Opiekunowi ?

28 kwietnia 2014 21:13
A własnie, jak to jest z tymi 24 h,ja w umowie nie mam określone 24godz.,ktoś ma?
28 kwietnia 2014 21:13 / 2 osobom podoba się ten post
nowadanuta

Jeszcze raz ... Jeżelii Twoje ciało to nie Ty  to po amputacji powinieneś dalej czuć się cały... w co wątpię. Twoje ciało ma Ci służyć i z tym się w zupełności zgadzam..., więc jeśli Ci żle służy to oznacza jedno - nie umiesz opanować ciała. To tak jak z mózgiem - albo Ty go używasz, albo on używa Ciebie.))))

Danuto -za ostatnie zdanie należy Ci się bezapelacyjnie forumowy Pulitzer:):):):)
28 kwietnia 2014 21:17 / 1 osobie podoba się ten post
kasia63

Danuto -za ostatnie zdanie należy Ci się bezapelacyjnie forumowy Pulitzer:):):):)

Kasia63 jestes zbyt łaskawa dla mnie, ale miło mi...hihihi)))))
28 kwietnia 2014 21:29 / 1 osobie podoba się ten post
bystry

No więc może nieco inaczej ;) : "Czy wolno opiekunowi decydować o samym sobie? - oczywiście że wolno! Dlatego może spersonalizuję swoje przemyślenia, żeby nikomu się nie wydawało, że chcę na kogoś wpływać. Dlatego zostawiam dziadka w spokoju i przenoszę problem na siebie ;) Zakładam więc, że to ja mam problem z nogą: tzn. zakładam, że straciłem już jedną nogę, drugą chciano mi uratować, ale się nie udało: noga jest bezwładna, przeszkadza mi zarówno w dzień jak i w nocy, wiem że nigdy już na niej nie stanę, by nie obumarła muszę słono płacić za jej ciągłe leczenie itp. :( Ja to nie moja noga!!! Ja to część życia, która jest w moim ciele (tzw. dusza). Moje ciało to mięso i kości i ja w tym ciele przebywam. Dopóki jestem w tym ciele, to żyję! i obojętne, czy to ciało będzie miało dwie, czy jedną nogę, to ja W CAŁOŚCI jestem w tym ciele! Nie mogę zrozumieć, jak można myśleć inaczej? - że niby bez jednej nogi już mnie częściowo nie ma? a bez drugiej nogi jest mnie jeszcze mniej??? Moje ciało ma mi służyć, więc jeśli jakaś część mojego ciała się do tego nie nadaje, to niby dlaczego mam się z tym męczyć???
PS: osoby dla których procesy myślowe są zbyt skomplikowane i nie umiejąc tego uzasadnić potrafią jedynie wyrazić swoje "święte oburzenie", niech nie tracą czasu na wpisy ;)

Skład mojego ciała, w którym ja przebywam, uzupełniłabym o tłuszczyk jeszcze ).
Poza tym, uważam, że usunięcie jakiejkolwiek części ciała, bez której dalsze życie jest nadal możliwe, należy chyba do decyzji lekarzy specjalistów
w określonej dziedzinie. 
Idąc Twoim tokiem myślenia, należy rozumieć, że jeśli część ciała, jaką jest np.głowa, odmawia posłuszeństwa, boli, ma np. uszkodzony mózg, a więc nie służy jak powinna, i do niczego się nie nadaje, wręcz przeciwnie-męczy tylko właściciela i najbliższe otoczenie, to także nadaje się do usunięcia?
 
28 kwietnia 2014 21:34
bystry

TAK, to mnie przekonuje!  Nie stoi to jednak w żadnej sprzeczności z moim tokiem myslenia - jest jego uzupełnieniem.  Hipotetyczna sytuacja wygląda więc tak:
Jako laik, nie znający się na problemach medycznych, chcę jedynie pozbyć się problemu. Jest rzeczą oczywistą, że nie wezmę siekiery i nie będę walczył z problemem własnoręcznie, tylko zwrócę się do lekarza.  A wtedy może nastąpić to, co piszesz....  Sprawa ma więc ciąg dalszy, gdyż są przynajmniej 3 możliwości:
1) Lekarz uzna moją decyzję (sugestię usunięcia) za słuszną i ..... umawiamy termin zabiegu
2) Lekarz uświadamia mi możliwe powikłania pooperacyjne.  Wtedy rozważam co wolę (cierpieć dalej, czy ryzykować) i jeśli wybiorę ryzyko, to powiadamiam o tym lekarza prosząc o termin operacji.
3) Lekarz stwierdza, że to by mi jedynie jeszcze pogorszyło warunki mojej egzystencji :(  Z konieczności przyjmuję to do wiadomości i myślę o innych rozwiązaniach (czy przyszła by mi do głowy walka poprzez np. zwiększanie dawek morfiny aż do skutku, czy myślał bym o eutanazji, tego nie wiem).
Reasumując: pomysł jest pomysłem, wymaga sprawdzenia (dlatego go opisałem), a dopiero potem wykonanie ;)
 
PS: mam nadzieję, że jednak w trumnie będę leżał w całości ;)
 

Oczywiście , ze nie ma sprzeczności z twoim tokiem rozumowania .Problem jest dwojakiej natury : egzystencjalny i materialny . Odiosłam sie do tej mterialnej częsci . Co do egzystencjalnej - nie to forum .
Ale jest jeszcze 4-ta mozliwość - wprawdzie nie dotyczy ona amputacji - tylko naszej woli dotyczącej leczenia  - w momencie gdy sami tej woli wyrazić nie możemy . To tzw : Testament Życia . Ja cos takiego napisałam i w związku z tym - moi bliscy dylematów związanych z pomoca medyczna dla mnie - jakby co  ;miec nie będą . Nie jest to dokument obligatoryjny dla lekrzy ale wiem , że go szanują .
28 kwietnia 2014 21:38
bystry

TAK, to mnie przekonuje!  Nie stoi to jednak w żadnej sprzeczności z moim tokiem myslenia - jest jego uzupełnieniem.  Hipotetyczna sytuacja wygląda więc tak:
Jako laik, nie znający się na problemach medycznych, chcę jedynie pozbyć się problemu. Jest rzeczą oczywistą, że nie wezmę siekiery i nie będę walczył z problemem własnoręcznie, tylko zwrócę się do lekarza.  A wtedy może nastąpić to, co piszesz....  Sprawa ma więc ciąg dalszy, gdyż są przynajmniej 3 możliwości:
1) Lekarz uzna moją decyzję (sugestię usunięcia) za słuszną i ..... umawiamy termin zabiegu
2) Lekarz uświadamia mi możliwe powikłania pooperacyjne.  Wtedy rozważam co wolę (cierpieć dalej, czy ryzykować) i jeśli wybiorę ryzyko, to powiadamiam o tym lekarza prosząc o termin operacji.
3) Lekarz stwierdza, że to by mi jedynie jeszcze pogorszyło warunki mojej egzystencji :(  Z konieczności przyjmuję to do wiadomości i myślę o innych rozwiązaniach (czy przyszła by mi do głowy walka poprzez np. zwiększanie dawek morfiny aż do skutku, czy myślał bym o eutanazji, tego nie wiem).
Reasumując: pomysł jest pomysłem, wymaga sprawdzenia (dlatego go opisałem), a dopiero potem wykonanie ;)
 
PS: mam nadzieję, że jednak w trumnie będę leżał w całości ;)
 

 
Jeśli dotyczy to Ciebie, to masz nadzieję, że w całości.
Chciałabym tylko zobaczyć wyraz twarzy lekarza, w chwilę po przedstawieniu mu Twojego pomysłu.
Jeśli coś nie funkcjonuje tak jak powinno, nigdy do końca nie wiadomo, czy w przyszłości nie zacznie funkcjonować choćby w części należycie.
Nadzieja nie umiera nigdy.
 
28 kwietnia 2014 21:42 / 2 osobom podoba się ten post
Parę lat temu miałam podopieczną, która mając dylemat: kolejna amputacja (jak u dziadka Bystrego: jednej nogi już nie miała, a druga sprawiała kłopoty) i życie, albo niezgoda na amputację i śmierć, wybrała to drugie.
Powiedziała, że wie, czym jest amputacja i nie jest już w stanie znieść cierpienia z nią związanego. Zrezygnowała z dializ i zmarła w ciągu niecałego tygodnia.
Twoje proste rozwiązania, Bystry, czasami mogą być nie tak proste i oczywiste, jak Ci się wydaje. Oby dziadek nie zaskoczył Cię tak, jak mnie zaskoczyła pani Róża...
28 kwietnia 2014 21:43
Będziesz żył ...........,ale czy nie bedziesz jak ta  ":Mała"...?
28 kwietnia 2014 21:49 / 1 osobie podoba się ten post
ania52

tak masz racje, wygoda najwazniejsza i zeby ladnie ubrali i bez pampersa...

A mnie tam jest wszystko jedno. 
28 kwietnia 2014 21:51
amelka

 
Jeśli dotyczy to Ciebie, to masz nadzieję, że w całości.
Chciałabym tylko zobaczyć wyraz twarzy lekarza, w chwilę po przedstawieniu mu Twojego pomysłu.
Jeśli coś nie funkcjonuje tak jak powinno, nigdy do końca nie wiadomo, czy w przyszłości nie zacznie funkcjonować choćby w części należycie.
Nadzieja nie umiera nigdy.
 

Tak a`propos nadziei - MOderator mi chyba bana przywali bo temat jest inny a ja cos innego chce napisać. Ale co mi tam . Przeczytałam twój post i wyobraż sobie taką sytuację : hipotetycznie , moja mama miała raka piersi , ja posiadam ten wadliwy gen , który "daje mi " 80 % szans , że ja także będe miała nowotwór . Mam wyniki badań , ide do lekarza i mówię , chce usunąć obie piersi . Mam 20 % nadziei , że u mnie rak sie nie pojawi ale mam 3 dzieci i nie chce ryzykować - chcę poddać sie masketomii . I teraz pytanie : zyć 20 % nadziei czy po maskeotomii mieć 100 % pewności ?
 
28 kwietnia 2014 21:51 / 1 osobie podoba się ten post
Wy tu tak o odcinaniu sobie kończyn, że przypomniał mi się film "127 godzin". Chyba sobie go powtórzę.
28 kwietnia 2014 21:55
basiaburbis

Tak a`propos nadziei - MOderator mi chyba bana przywali bo temat jest inny a ja cos innego chce napisać. Ale co mi tam . Przeczytałam twój post i wyobraż sobie taką sytuację : hipotetycznie , moja mama miała raka piersi , ja posiadam ten wadliwy gen , który "daje mi " 80 % szans , że ja także będe miała nowotwór . Mam wyniki badań , ide do lekarza i mówię , chce usunąć obie piersi . Mam 20 % nadziei , że u mnie rak sie nie pojawi ale mam 3 dzieci i nie chce ryzykować - chcę poddać sie masketomii . I teraz pytanie : zyć 20 % nadziei czy po maskeotomii mieć 100 % pewności ?
 

Ja bym usunęła.
28 kwietnia 2014 22:00 / 1 osobie podoba się ten post
basiaburbis

Tak a`propos nadziei - MOderator mi chyba bana przywali bo temat jest inny a ja cos innego chce napisać. Ale co mi tam . Przeczytałam twój post i wyobraż sobie taką sytuację : hipotetycznie , moja mama miała raka piersi , ja posiadam ten wadliwy gen , który "daje mi " 80 % szans , że ja także będe miała nowotwór . Mam wyniki badań , ide do lekarza i mówię , chce usunąć obie piersi . Mam 20 % nadziei , że u mnie rak sie nie pojawi ale mam 3 dzieci i nie chce ryzykować - chcę poddać sie masketomii . I teraz pytanie : zyć 20 % nadziei czy po maskeotomii mieć 100 % pewności ?
 

Angelina wiedziała, co zrobić. Cycki, lub ich brak, nie definiują nas jako kobiety i człowieka, a życie jest jedno.
Ale to też zbyt proste, bo "moja" pani Róża (patrz parę postów wyżej), mając do wyboru kolejną amputację, lub śmierć, wybrała to drugie. Życie nie jest takie proste, jak niektórym się wydaje, a takie decyzje, jakie by nie były, zasługują tylko na szacunek i podziw. Rozumieć ich nie musimy, ale powinniśmy się starać :).
 
 
28 kwietnia 2014 22:01
basiaburbis

Tak a`propos nadziei - MOderator mi chyba bana przywali bo temat jest inny a ja cos innego chce napisać. Ale co mi tam . Przeczytałam twój post i wyobraż sobie taką sytuację : hipotetycznie , moja mama miała raka piersi , ja posiadam ten wadliwy gen , który "daje mi " 80 % szans , że ja także będe miała nowotwór . Mam wyniki badań , ide do lekarza i mówię , chce usunąć obie piersi . Mam 20 % nadziei , że u mnie rak sie nie pojawi ale mam 3 dzieci i nie chce ryzykować - chcę poddać sie masketomii . I teraz pytanie : zyć 20 % nadziei czy po maskeotomii mieć 100 % pewności ?
 

Te 20% nie nazwałabym nadzieją a raczej ryzykiem. 
Znana amerykańska aktorka zdecydowała się na ten zabieg i wstawienie implantów. 
 
29 kwietnia 2014 00:19
nowadanuta

Jeszcze raz ... Jeżelii Twoje ciało to nie Ty  to po amputacji powinieneś dalej czuć się cały... w co wątpię. Twoje ciało ma Ci służyć i z tym się w zupełności zgadzam..., więc jeśli Ci żle służy to oznacza jedno - nie umiesz opanować ciała. To tak jak z mózgiem - albo Ty go używasz, albo on używa Ciebie.))))

Jestem przekonany, że po amputacji czegokolwiek, co pozwoliło by mi na dalsze życie (w więc np. nie ciągle bolącej głowy, lub jakichś ważnych "bebechów") czuł bym sie nadal cały!, tylko jak gdyby w ciaśniejszym mieszkaniu ;)  (np. miałem czteropokojowe, a ktoś zabrał mi 1 pokój np. na sklep ;( ). 
 
Natomiast ew. amputacja, to włąśnie opanowanie problemu!- nie udało się wyleczyć, nadal sprawia jedynie kłopot i nie rokuje żadnych nadzieji na poprawę, to się tego pozbywam ;)
 
No i jeszcze o jedzeniu dla robaków- pisząc że chciałbym w całości znaleść się w trumnie, raczej nie miałem na myśli ilosci jedzenia dla tych stworzeń ;)