bystryNo więc może nieco inaczej ;) : "Czy wolno opiekunowi decydować o samym sobie? - oczywiście że wolno! Dlatego może spersonalizuję swoje przemyślenia, żeby nikomu się nie wydawało, że chcę na kogoś wpływać. Dlatego zostawiam dziadka w spokoju i przenoszę problem na siebie ;) Zakładam więc, że to ja mam problem z nogą: tzn. zakładam, że straciłem już jedną nogę, drugą chciano mi uratować, ale się nie udało: noga jest bezwładna, przeszkadza mi zarówno w dzień jak i w nocy, wiem że nigdy już na niej nie stanę, by nie obumarła muszę słono płacić za jej ciągłe leczenie itp. :( Ja to nie moja noga!!! Ja to część życia, która jest w moim ciele (tzw. dusza). Moje ciało to mięso i kości i ja w tym ciele przebywam. Dopóki jestem w tym ciele, to żyję! i obojętne, czy to ciało będzie miało dwie, czy jedną nogę, to ja W CAŁOŚCI jestem w tym ciele! Nie mogę zrozumieć, jak można myśleć inaczej? - że niby bez jednej nogi już mnie częściowo nie ma? a bez drugiej nogi jest mnie jeszcze mniej??? Moje ciało ma mi służyć, więc jeśli jakaś część mojego ciała się do tego nie nadaje, to niby dlaczego mam się z tym męczyć???
PS: osoby dla których procesy myślowe są zbyt skomplikowane i nie umiejąc tego uzasadnić potrafią jedynie wyrazić swoje "święte oburzenie", niech nie tracą czasu na wpisy ;)
Skład mojego ciała, w którym ja przebywam, uzupełniłabym o tłuszczyk jeszcze
).
Poza tym, uważam, że usunięcie jakiejkolwiek części ciała, bez której dalsze życie jest nadal możliwe, należy chyba do decyzji lekarzy specjalistów
w określonej dziedzinie.
Idąc Twoim tokiem myślenia, należy rozumieć, że jeśli część ciała, jaką jest np.głowa, odmawia posłuszeństwa, boli, ma np. uszkodzony mózg, a więc nie służy jak powinna, i do niczego się nie nadaje, wręcz przeciwnie-męczy tylko właściciela i najbliższe otoczenie, to także nadaje się do usunięcia?