Nasze podróże, ulubione miejsca

18 stycznia 2014 18:03 / 17 osobom podoba się ten post
Zgodnie z obietnicą - druga część mojej wycieczki na Aletschgletscher .
Bardzo czekałam na ten wyjazd - jedno z moich marzeń miało się przecież spełnić .

Piękna była ta podróż a każda jej chwila przynosiła kolejne przeżycie . Pejzaż - który porusza serce ,kłębiące się chmury , groza przepaści pod stopami i morze gór dookoła. Ale im bliżej celu byliśmy , tym więcej chmur się pojawiało a szczyty okrywał gęsty ich welon.
Naszym celem był prawie trzytysięczny Eggishorn - z jego bowiem szczytu rozpościera się najpiękniejszy widok nie tylko na lodowiec ale i na liczne tu czterotysięczniki. Jednak im wyżej tym więcej chmur a na szczycie - tylko ściana mgły . No i rozczarowanie - nie widać nic .Ale starzy bywalcy zapewnili nas , że warto poczekać . Czekaliśmy w niewielkiej restauracyjce - próbując przy okazji białego wina z kantonu Wallis - nie przypuszczałam , że Szwajcaria produkuje tak dobre wina .Ale w pewnym momencie zasłona chmur zaczęła się rozrywać i powoli odsłaniał się niesamowity widok .

A wrażenia , gdy pod stopami ukazywała się 26 kilometrowa rzeka lodu poprzecinanego głębokimi szczelinami ? Nie da się z niczym porównać - tej potęgi przyrody i poczucia niebezpieczeństwa i może też naszej słabości ciała , ale i mocy ducha.A dookoła - szczyty znane mi tylko z literatury i opowiadań szczęśliwców , ktorzy się na nie wspinali - Jungfrau , Monch , Eiger i inne .Aletschhorn , Finsteraarhorn górują nad okolicą - potężne , okryte jesiennym pierwszym śniegiem .
wielu ludzi zafascynowało to miejsce - był wśrod nich Jan Kasprowicz - oto fragment jego wiersza

NA LODOWCACH ALETSCHU.

I.
Śniegu i lodu srebrzyste bezmiary,
Wśród nich, jak wyspy, straszne sterczą złomy;
W górze niebieskich kryształów ogromy,
Rozpłomienione słonecznymi żary.

Fioletowe zniknęły opary —
I wzrok nasz, cudów przedwieku łakomy,
Ala tuż w nagości dziewiczej widomy
Znak bożej siły, źródło wielkiej wiary.

I z ciał tych naszych, zawisłych bezwładnie
Na opoczystych urwiskach, ulata
Duch, zachwycony, nad śnieżne przestworze —

Nad czarne szczyty, śmiejące się zdradnie
Obliczem z lodu, i klęka w pokorze
Gdzieś przed nieznanem źródłem tego świata.

Trudno było stamtąd odchodzić , ale czekała nas jeszcze długa droga , przez cieszącą się złą sławą przełęcz Furka.Zjechaliśmy więc do punktu przesiadkowego , a tam dostałam ostatni ,,prezent '' od Alp . Chmury rozeszły się i ukazała się góra - legenda . To Matterhorn - górujący niczym król nad morzem gór .

Pomyślałam sobie że tak miało być - wbrew niepewnej pogodzie Alpy pokazały mi swoje niezwyle oblicze .A może to był znak (?), zaproszenie (?) że tu jeszcze wrócę ? Bo tak wiele cudownych miejsc czeka ?
24 stycznia 2014 22:48
ryba

30 km od Olsztyna , w stronę Wielkich Jezior. Jest to mała wieś letniskowa, otoczona lasami i jeziorami .

Mówisz o Miodówku? :D
01 lutego 2014 23:53 / 1 osobie podoba się ten post
02 lutego 2014 00:13 / 1 osobie podoba się ten post
No też właśnie nie wiem, co oni rybaczek się czepiają.
To było śmieszne, że Niemcy wstają o 3 w nocy i zajmują leżaki przy basenie, kładąc na nich ręczniki:)
W sumie sama tego nie zauważyłam, ale może i tak jest.
Albo jak potrafią się upijać Rosjanie, czy Ukraińcy - lot z pokoju do fontanny.... to jest dopiero ułańska fantazja:)
02 lutego 2014 00:20
Z wynoszeniem jedzenia spotkałam się, jak hotel ma wyżywienie HB, czyli śniadanie i obiadokolacja. No to przy śniadaniu jest napychanie torebek, żeby do obiadokolacji starczyło.
02 lutego 2014 10:41 / 9 osobom podoba się ten post
Tak jak obiecałam - kolejne piękne ale i nietypowe miejsce w Szwajcarii. To dolina rzeki Verzasca - uważanej za najczystszą rzekę Europy. Ale widząc tę dolinę inna nazwa nasunęła mi się na myśl - ,,Królestwo kamienia ''. Widziałam alpejskie skalne szczyty - tam wszechobecne skały budzą różne odczucia , lecz to jakby ich świat - a towarzyszą im tylko śnieg i lód , chmury i mgły i dominujące przestrzenie. A tu - jest inaczej . Wąska droga wiedzie prawie dnem ciasnej doliny , wzdłuż spienionego potoku , opływającego wielkie głazy . Liczne wodospady - choć niewielkie , niczym białe welony urozmaicają kamieniste zbocza . Porastają je drzewa liściaste - szare , bezlistne o tej porze roku gałęzie tylko podkreślają atmosferę - ale to nie jest las . Rosną te drzewa między potężnymi głazami , nie ma tam poszycia , podłoża jak w naszych lasach . Przyroda walczy o każdy skraweczek niegościnnej ziemi . Ale żyją tu ludzie a kamień jest w jakiś sposób częścią ich życia . Dominuje kolor szary - kamienne szare domy z dachami z kamiennych płyt - malutkie , skromne trwają jak ,,przyklejone '' do niegościnnych zboczy . Nie ma to pięknych ogródków - bo nie ma na nie miejsca , czasem jakieś pojedyncze wiecznie zielone krzewy urozmaicają wszechobecną szarosć . Niewielkie pastwiska są ,,wydarte '' naturze - stromizny są złagodzone tarasami - tylko tak może paść się tu trochę krów i kóz. W lecie dolina przyciąga turystów - teraz było pusto ale jakoś tak bardziej prawdziwie.A dnem płynie rzeka - jedyna w swoim rodzaju .Bierze swe żródlo w wiecznych śniegach ,płynie wartko , rzeżbiąc dno i skaliste brzegi. Bez problemu widać dno na 15 metrowej głębi a jej wody mają niesamowity kolor - od jasnego turkusu tam , gdzie jest płytko do koloru przejrzystego szmaragdu na głębinach. W jednym miejscu jej brzegi spina niesamowity kamienny mostek Ponte dei Salti , o niezwykłych , eleganckich łukach - kunszt sztuki kamieniarskiej . A prawie na końcu doliny - dalej można już tylko pieszo wędrować - wioska , z kamiennym kościółkiem ,nielicznymi domkami i oczywiscie grotto rustykalny lokal , zwykle w kamiennym domu , z regionalną kuchnią i winem z Ticino. Nawt wewnątrz króluje kamień - stoły i ławy też są kamienne. Obiecano mi , że jeśli będę w Asconie latem , odwiedzimy jeszcze az tę dolinę , żeby zobaczyć jej zupełnie inne , bardziej przyjazne ludziom oblicze .
02 lutego 2014 10:41 / 2 osobom podoba się ten post
Moim hobby jest rozwiązywanie krzyżówek ,branie udziału we wszelakich konkursach ,radiowych,tel,prasowych,,moją najelepszą wygraną była wycieczka do Londynu,która wygrałam z RMF.
02 lutego 2014 11:16 / 1 osobie podoba się ten post
Mozah, tak pięknie, sugestywnie to opisałaś.Razem z Tobą "zwiedzałam" tą niesamowitą dolinę.Proszę, pisz jak najwięcej, robisz to rewelacyjnie:)
02 lutego 2014 13:30
wiecie a mi sie marzy w tym roku pojechac do Mragowa ciekawe czy mi sie uda!!! no i Krakow lubie ogladac Staredomy kamienice itp:)))))))))))))))
02 lutego 2014 13:31
mozah aM

Tak jak obiecałam - kolejne piękne ale i nietypowe miejsce w Szwajcarii. To dolina rzeki Verzasca - uważanej za najczystszą rzekę Europy. Ale widząc tę dolinę inna nazwa nasunęła mi się na myśl - ,,Królestwo kamienia ''. Widziałam alpejskie skalne szczyty - tam wszechobecne skały budzą różne odczucia , lecz to jakby ich świat - a towarzyszą im tylko śnieg i lód , chmury i mgły i dominujące przestrzenie. A tu - jest inaczej . Wąska droga wiedzie prawie dnem ciasnej doliny , wzdłuż spienionego potoku , opływającego wielkie głazy . Liczne wodospady - choć niewielkie , niczym białe welony urozmaicają kamieniste zbocza . Porastają je drzewa liściaste - szare , bezlistne o tej porze roku gałęzie tylko podkreślają atmosferę - ale to nie jest las . Rosną te drzewa między potężnymi głazami , nie ma tam poszycia , podłoża jak w naszych lasach . Przyroda walczy o każdy skraweczek niegościnnej ziemi . Ale żyją tu ludzie a kamień jest w jakiś sposób częścią ich życia . Dominuje kolor szary - kamienne szare domy z dachami z kamiennych płyt - malutkie , skromne trwają jak ,,przyklejone '' do niegościnnych zboczy . Nie ma to pięknych ogródków - bo nie ma na nie miejsca , czasem jakieś pojedyncze wiecznie zielone krzewy urozmaicają wszechobecną szarosć . Niewielkie pastwiska są ,,wydarte '' naturze - stromizny są złagodzone tarasami - tylko tak może paść się tu trochę krów i kóz. W lecie dolina przyciąga turystów - teraz było pusto ale jakoś tak bardziej prawdziwie.A dnem płynie rzeka - jedyna w swoim rodzaju .Bierze swe żródlo w wiecznych śniegach ,płynie wartko , rzeżbiąc dno i skaliste brzegi. Bez problemu widać dno na 15 metrowej głębi a jej wody mają niesamowity kolor - od jasnego turkusu tam , gdzie jest płytko do koloru przejrzystego szmaragdu na głębinach. W jednym miejscu jej brzegi spina niesamowity kamienny mostek Ponte dei Salti , o niezwykłych , eleganckich łukach - kunszt sztuki kamieniarskiej . A prawie na końcu doliny - dalej można już tylko pieszo wędrować - wioska , z kamiennym kościółkiem ,nielicznymi domkami i oczywiscie grotto rustykalny lokal , zwykle w kamiennym domu , z regionalną kuchnią i winem z Ticino. Nawt wewnątrz króluje kamień - stoły i ławy też są kamienne. Obiecano mi , że jeśli będę w Asconie latem , odwiedzimy jeszcze az tę dolinę , żeby zobaczyć jej zupełnie inne , bardziej przyjazne ludziom oblicze .

Ojej jak pieknie :)))
02 lutego 2014 13:52 / 1 osobie podoba się ten post
Właściwie, to chciałam coś napisać, ale już zostało napisane więc cytuje i popieram:)
02 lutego 2014 13:58
efka66

Właściwie, to chciałam coś napisać, ale już zostało napisane więc cytuje i popieram:)

też popieram, supcio miejsce, raj na ziemi
05 lutego 2014 17:34 / 6 osobom podoba się ten post
24 listpad – dzień siódmy

No to jesteśmy w czarnej dupie! Nazywa się to Tineghir. Przyjechaliśmy autobusem CTM o 11.45 z Warzazate. Po śniadaniu w Warzazate poszliśmy pod kazbę Taourirt – kolejny pustynny zamek rodu Glawich, potężny i odrestaurowany, ale już nie wchodziliśmy do środka, bo spieszyliśmy się na autobus.

Na dworcu pełna kultura. Dworzec nowy, zadbany, o wiele ładniejszy niż dworce w Polsce. Nie można wyjść samemu na peron, bo przed wejściem na niego stoi pan, który w odpowiednim czasie otwiera drzwi poczekalni i zaprasza na dany kurs. Sprawdza bilety, odhacza z listy i można wchodzić. Bagaż nadaje się wcześniej i już nie trzeba go nosić, ani samemu wkładać do luku. W autobusie kierowca wszystkich liczy i to samo robi po każdym postoju. W ogóle w Maroko jest wielu przewoźników prywatnych i dwóch państwowych. W tych państwowych jest większy luksus – dworce są piękne i strzeżone, autobusy wypasione. A te prywatne firmy oferują standardy podobne jak w Polsce.

Po drodze mieliśmy postój w Boumalne du Dades. Jest to miasto u wylotu wąwozu Dadis. Zastanawialiśmy się, czy go nie zwiedzić, ale jest bardzo długi, a ten do którego zmierzamy jest krótszy i bardziej polecany w przewodniku. Na postoju wypiliśmy po świeżym soku pomarańczowym, porozmawiałam po niemiecku z naciągaczem i pojechaliśmy dalej.
Po południu byliśmy na miejscu. Oczywiście zaraz dopadło nas stado naciągaczy – głównie na hotele, ale byli też tacy, którzy naciągali na wszystko, co byśmy chcieli, a głównie na to, co jeszcze nie wiemy że chcemy. Obeszliśmy hotele wokół głównego placu, obejrzeliśmy jeden hotel, który był wprawdzie wyjątkowo tani – 70 dirhamów, ale nora straszna i recepcjonista sam nam polecił iść do Oasis. I rzeczywiście w Oasis było ok., więc zostaliśmy. Jest tutaj wi-fi i fajna miejscówka na dachu – taki jakby półnamiot z liści palmowych z wygodnymi, niskimi siedziskami. 150 dirhamów za pokój z łazienką.

Zostawiliśmy rzeczy i poszliśmy szukać jedzenia. Knajp wprawdzie tutaj dużo, ale nigdzie nie ma menu i cenników. W końcu jakiś gość polecił nam restaurację Central, zjedliśmy w niej harirę, a Artur spaghetti. Ja nie zamówiłam nic więcej, bo niewiele tam było, a to co było jakoś apetycznie nie brzmiało. Przykolegował się do nas jakiś starszy facet. Nawet miły. Narysował nam mapkę wąwozu Todra i dał kilka wskazówek. Zapytaliśmy o wypożyczalnię rowerów, no i oczywiście zaproponował, że zaprowadzi nas do kuzyna, który nam może rowery wypożyczyć. Nie bardzo chcieliśmy, ale się uparł, no to już poszliśmy.

Kuzyn Ismail mówił nawet po niemiecku, a urzędował w sklepie z dywanami. Za 100 dirhamów może nam wypożyczyć rowery i nalegał, żeby już dzisiaj wpłacić. Jednak zapowiadają kiepską pogodę, więc dopiero jutro zdecydujemy. Plan jest taki, że wypożyczymy rowery, weźmiemy taxi, żeby nas wwiozło z rowerami na górę (ok. 36km) i my sobie później zjedziemy w dół wąwozu. Wszystko zależy od pogody.
Po rozmowach poszliśmy szukać autobusów, żeby się stąd wydostać i dojechać do Al-Rajsani, co by na Saharze na wielbłądach się przejechać. Później nawiedziliśmy stragany z owocami – mandarynki, kaki, banany i melon. Wszystko dosyć tanie. Poszliśmy z tym łupem na dach naszego hotelu, domówiliśmy kawy i tak sobie zajadaliśmy. Dobry widok stamtąd jest – widać główny plac, główne ulice miasta, a w oddali góry.

Nie spotkaliśmy tutaj żadnego Europejczyka, ani innego obcego ludzia. Na początku trochę mieliśmy stracha, ale później zagłębiliśmy się w zaułki. Bardziej egzotycznie tutaj jest, niemal jak z filmów. Stagany i inne biznesy handlowe nie są stworzone pod turystów, a dla miejscowych. Nie ma też naciągactwa podczas zakupów, namawiania na odwiedzenie lokali itp.

Wydatki:
- śniadanie - 60
- bilety autobusowe - 115
- soki - 20
- hotel - 150
- kolacja - 60
- owoce - 25
- kawy - 20

Razem: 450 dirhamów = 171 zł = 42 euro


Nie bardzo mam zdjęcia z tego dnia, wkleję więc Wam zdjęcia pokoju i łazienki, co byście zobaczyły, jak takie typowe tanie pokoje wyglądają. No i widok z dachu plus widok uliczny.
No tak - chciałam zamieścić 4 zdjęcia, ale nie wiem - no tak mi się długo ładuje, że po kilka minut jedno zdjęcie (chociaż je zmniejszyłam) i jeszcze się nie może załadować. Moja cierpliwość jest niestety krótsza niż czas ładowania.
05 lutego 2014 17:36 / 2 osobom podoba się ten post

O proszę - a w osobnym poście to poszło elegancko - więc są:)
05 lutego 2014 17:52
wichurra


O proszę - a w osobnym poście to poszło elegancko - więc są:)

Masz może zdjęcia tego wąwozu? No z tymi naciągaczami,naganiaczami to chyba we wszystkich arabskich krajach ,ale dobrze że tak szczególowo opisujesz,można się wczuć w Twoje przygody :):):).
Cieszę się,że napisałaś ciąg dalszy :)