30 km od Olsztyna , w stronę Wielkich Jezior. Jest to mała wieś letniskowa, otoczona lasami i jeziorami .
Bardzo czekałam na ten wyjazd - jedno z moich marzeń miało się przecież spełnić .
Piękna była ta podróż a każda jej chwila przynosiła kolejne przeżycie . Pejzaż - który porusza serce ,kłębiące się chmury , groza przepaści pod stopami i morze gór dookoła. Ale im bliżej celu byliśmy , tym więcej chmur się pojawiało a szczyty okrywał gęsty ich welon.
Naszym celem był prawie trzytysięczny Eggishorn - z jego bowiem szczytu rozpościera się najpiękniejszy widok nie tylko na lodowiec ale i na liczne tu czterotysięczniki. Jednak im wyżej tym więcej chmur a na szczycie - tylko ściana mgły . No i rozczarowanie - nie widać nic .Ale starzy bywalcy zapewnili nas , że warto poczekać . Czekaliśmy w niewielkiej restauracyjce - próbując przy okazji białego wina z kantonu Wallis - nie przypuszczałam , że Szwajcaria produkuje tak dobre wina .Ale w pewnym momencie zasłona chmur zaczęła się rozrywać i powoli odsłaniał się niesamowity widok .



A wrażenia , gdy pod stopami ukazywała się 26 kilometrowa rzeka lodu poprzecinanego głębokimi szczelinami ? Nie da się z niczym porównać - tej potęgi przyrody i poczucia niebezpieczeństwa i może też naszej słabości ciała , ale i mocy ducha.A dookoła - szczyty znane mi tylko z literatury i opowiadań szczęśliwców , ktorzy się na nie wspinali - Jungfrau , Monch , Eiger i inne .Aletschhorn , Finsteraarhorn górują nad okolicą - potężne , okryte jesiennym pierwszym śniegiem .
wielu ludzi zafascynowało to miejsce - był wśrod nich Jan Kasprowicz - oto fragment jego wiersza
NA LODOWCACH ALETSCHU.
I.
Śniegu i lodu srebrzyste bezmiary,
Wśród nich, jak wyspy, straszne sterczą złomy;
W górze niebieskich kryształów ogromy,
Rozpłomienione słonecznymi żary.
Fioletowe zniknęły opary —
I wzrok nasz, cudów przedwieku łakomy,
Ala tuż w nagości dziewiczej widomy
Znak bożej siły, źródło wielkiej wiary.
I z ciał tych naszych, zawisłych bezwładnie
Na opoczystych urwiskach, ulata
Duch, zachwycony, nad śnieżne przestworze —
Nad czarne szczyty, śmiejące się zdradnie
Obliczem z lodu, i klęka w pokorze
Gdzieś przed nieznanem źródłem tego świata.
Trudno było stamtąd odchodzić , ale czekała nas jeszcze długa droga , przez cieszącą się złą sławą przełęcz Furka.Zjechaliśmy więc do punktu przesiadkowego , a tam dostałam ostatni ,,prezent '' od Alp . Chmury rozeszły się i ukazała się góra - legenda . To Matterhorn - górujący niczym król nad morzem gór .

Pomyślałam sobie że tak miało być - wbrew niepewnej pogodzie Alpy pokazały mi swoje niezwyle oblicze .A może to był znak (?), zaproszenie (?) że tu jeszcze wrócę ? Bo tak wiele cudownych miejsc czeka ?