22 listopad – dzień piąty
Jedziemy do Warzazate. Mieliśmy jechać nocnym do Fezu, ale zapowiadają tam 3 dni deszczu, więc nie ma sensu. W Warzazate ma być pełne słońce. Chcemy zobaczyć ksar Ajt Ben Haddou, wpisany na listę UNESCO i zwiedzić studia filmowe.
O 12 musielismy opuścić hotel i udaliśmy się autobusem nr 8 na dworzec autobusowy Supratours. Znowu byliśmy w autobusie miejskim jedynymi Europejczykami. Ludzie chyba jeżdżą taksówkami, które też nie są podobno drogie, ale jednak autobusem jest gdzieś 10 razy taniej.
O 15.00 wyjechaliśmy. Czekała nas podróż przez góry Atlasu Wysokiego, na którą bardzo się cieszyłam, bo chociaż z okna widoki można podziwiać. W przewodniku trochę groźnie opisana była ta droga – wiedzie ona przez przełęcz Tizi n-Tiszka (2260m n.p.m). Na początku w górach było w porządku, ale jak dojeżdżaliśmy już do przełęczy, to była jakaś masakra. Zrobiło się już ciemno, naszła mgła, zaczęło padać no i te niesamowite serpentyny! My nie widzieliśmy prawie wcale drogi przed nami, a kierowca dopieprzał tym wielkim autobusem. Siedząc tak wysoko, wrażenie było jeszcze większe, bo wydawało się, że nad samą przepaścią balansujemy. I w sumie chyba tak było. I jeszcze ich styl jazdy – wyprzedzanie w tych warunkach to normalka. Chyba wyglądaliśmy na mocno wystraszonych, bo siedzący obok Marokańczyk powiedział, że to wszystko „no problem”, że „problem is ice”, a teraz lodu nie ma, więc no problem. W ogóle wszyscy Marokańczycy w tym autobusie (bo znowu jedynymi Europejczykami byliśmy) zachowywali się jak na pikniku – jedzonko i ciągle dzwoniły telefony i gadali sobie w najlepsze. Nawet dziadek w tradycyjnej dżalabie i skarpetkach Nike wyjął komórkę i konwersował.
No ale w końcu dojechaliśmy. Po drodze przestudiowałam przewodnik i plan miasta, więc wiedzieliśmy już dokąd się udać. Po przyjeździe dopadli nas od razu naganiacze hotelowi. Chcieli nas wywieźć do rzekomo bajecznych hoteli (pewnie na jakieś zadupie). Od jednego nie mogliśmy się opędzić, jechał za nami, w połowie drogi do głównej ulicy powiedział nam, że źle idziemy, że centrum jest gdzie indziej. Musiałam ostro z nim rozmawiać, żeby nas w końcu zostawił. Ale gdyby tak ktoś nie wiedział dokładnie gdzie ma iść, to pewnie by się nabrał na jego bajer.
Trafiliśmy do hotelu Royal, który polecony był w przewodniku. Mamy dwójkę z łazienką za 150 dirhamów – pokój większy, z trzema łóżkami, szafą i stolikiem. I nawet czysto jest. Na razie wykupiliśmy 2 noce. Oczywiście w hotelu proponowano nam wycieczkę na Saharę, ceny jednak horrendalne – 200 euro na osobę za trzydniową wycieczkę. My jednak wolimy sami i dopiero w miejscowości docelowej wykupimy wycieczkę na wielbłądach i noc na pustyni.
Po zakwaterowaniu poszliśmy na główny plac na kolację. Artur zjadł pizzę, a ja znowu tajin z kurczakiem. Dostaliśmy chleb i oliwki na przystawkę i herbatę miętową na koniec. Kelner był bardzo miły – opowiadał, co można w okolicy zobaczyć. W drodze powrotnej spotkaliśmy trójkę Polaków. Podróżują wynajętym samochodem. Umówiliśmy się jutro na 9.30 na śniadanie i pojedziemy zwiedzać studia filmowe.
Wydatki:
- śniadanie – 40 dh.
- 2x sok – 8dh.
- bilety na dworzec – 8dh.
- bilety do Warzazate – 170dh.
- 2x toaleta – 2dh.
- nocleg – 2 noce – 300dh.
- kolacja – 70dh.
- napiwek – 7dh.
Razem – 605dh. = 229zł = 55 euro
23 listopad – dzień szósty
Dzisiaj był najlepszy dotychczas dzień w Maroko. O 9.30 zjedliśmy śniadanie z nowopoznanymi Polakami. Paweł i Rafał są prawnikami, a Piotr pracuje w jakiejś firmie telekomunikacyjnej. Chłopaki w naszym wieku, bardzo otwarci i weseli. Na śniadanie zjedliśmy zestaw breakfast marocaine – duży naleśnik, chleb, marmolada brzoskwiniowa, kawa i sok pomarańczowy. Za 30 dirhamów za osobę, czyli jakieś 11zł.
Pojechaliśmy do studio filmowego Atlas. Studio spoko – wszystko zrobione z jakiegoś sztucznego tworzywa. Widzieliśmy plany filmowe, które grały w „Asterix i Kleopara” z Monicą Belluci, w Gladiatorze i w wielu innych filmach. Najfajniejsze były plany przedstawiające starożytny Egipt – wielkie świątynie, posągi. Do tego dookoła wspaniałe krajobrazy – góry Atlas w oddali i takie księżycowe pejzaże. Była też świątynia buddyjska z „Kunduna”.
Później pojechaliśmy zwiedzać drugie studio. To już mniej ciekawe było, mieściły się w nim głównie sale z rekwizytami filmowymi – sala z nakryciami głowy, z mumiami, z lektykami, z bronią itd. Zabawnie było przy tronie Kleopatry – chłopacy podniecali się, że siedziała na nim boska Monica. Artur udawał też mumię, wojownika i siedział w klatce, w której wieźli Rassela Crowa w Gladiatorze. W ramach tego samego biletu pojechaliśmy do osobnej budowli, która miała udawać Jerozolimę z czasów Chrystusa. Tam też ciekawie było – pochodziliśmy po murach i porobiliśmy dużo zdjęć.
Dalej pojechaliśmy z 30 km do ksaru Ajt Ben Haddou. Najpierw zwiedziliśmy jednak kazbę Tamdaght. Za 20 dirhamów od osoby oprowadziła nas po niej pani, która w niej mieszkała. Kazby to takie pustynne zamki z gliny, które kiedyś zamieszkiwały bogate rody. Mieszka się tutaj do dzisiaj. Z zewnątrz, na tle pisaku i gór, wyglądają bardzo malowniczo, ale w środku to w sumie nic ciekawego – ot – pomieszczenie za pomieszczeniem i bez żadnych zbytków.
W końcu trafiliśmy do Ajt Ben Haddou. Jest to ksar, czyli ufortyfikowana wioska. Cudownie tam było. Szło się uliczkami coraz to wyżej, aż na sam szczyt. Na górze strasznie wiało, ale widoki na okolicę i na ksar w dole przepiękne. Tego się nie da opisać. W oddali góry Atlasu Wysokiego, później pustynne równiny, gra kolorów – między żółtym, pomarańczowym, czerwonym i brązowym, a do tego błękit nieba. Ajt Ben Haddou grało m. in. w Lawrence z Arabii i Klejnot Nilu. W 1987 został wpisany na listę UNESCO. Wioska powstała prawdopodobnie w XIw., a rozwijała się dzięki korzystnemu położeniu na szlaku karawanowym z Sahary do Marrakeszu. Dzisiaj żyje tam ok. 10 rodzin.
Jutro rano chcemy zwiedzić kazbę Taurirt w Warzazate i Centrum Rezmiosła. Można tam zobaczyć i kupić miejscowe wyroby. Później opuścimy Warzazate i pojedziemy gdzieś dalej w Dolinę Dadis, ale jeszcze nie wiemy gdzie. Muszę przestudiować przewodnik.
Wydatki:
- śniadanie – 60dh.
- studio 1 – 100dh.
- studio 2 – 80dh.
- parking – 10dh.
- kawa i ciasto x5 – 70dh.
- kazba – 40dh.
- kolacja – 80dh.
- zakupy w supermarkecie – 50dh.
Razem: 490 dh. = 186zł = 44 euro

