Na jak długo zwykle wyjeżdżacie na stelle?

06 stycznia 2015 12:19 / 9 osobom podoba się ten post
Moim zdaniem z tymi wyjazdami to jest tak, każda i każdy z nas ma inną psychikę i trzeba po prostu siebie obserwować i wyciagać wnioski, chodzi tu o nas samych ale i o nasze rodziny, bo we wszystkim trzeba mieć umiar. Najcześciej nasz organizm mówi nam o tym, a także nasi przyjaciele którzy zauważają nasze odmienne zachowania, oczywiście myślę tu o tych prawdziwych przyjaciołach.
 
Podam mój przykład, na początku pojecham na 2 miesiące było wszystko ok. ale miałam dość tego języka, ledwo doczekałam powrotu do domu, potem 2 miesiące przerwy i tak przez około rok wszysko było ok byłam zadowolona. Postanowiłam następny wyjaz przedłużyć na 4 miesiące, ale po 3.5 miesiącach podopieczny zmarł, a ja po powrocie do domu dostałam depresji i choć jestem pozytywnie nastawiona to przez około miesiąca z trudem wstawałam z łóżka, coś okropnego nie poznawałam samej siebie na szczęście to minęło, ale już nastepne wyjazdy miałam 2 na 2 a nawet 3 miesiace w domu, na wykrztałcenie dzieci wolałam wziąć kredyt niż stracić zdrowie. Po około 5 latach postanowiłam pracować w heimachi  owszem udało mi się, ale tym razem zaczęłam łapać infekcje, a pespektywa, że pojadę do polski tylko na urlop... aż mi się słabo robiło....zrezygnowałam i wróciłam na 24 i jest dobrze przestałam chorować, nachętniej pracowałabym na zmiany 6,7 tygodni.. ale i 2 na 2 nie jest źle. Zaznaczam tylko,że lubię swoją pracę , ale wiem że przesadzć nie mogę.
 
Teraz z przeszłości , mój były pojechał do pracy do Ameryki na 2 lata, ja zostałam z 2 malych dzieci 2 i4 lata w domu. Pisał listy co 2 dzień, dzwonił, przysyłał paczki bardzo za nami tęsknił, ale kiedy wrócił to tylko przez pierwszy miesiąc było dobrze, a potem zaczęły się jakieś pretensje, zaglądanie do kieliszka po prostu nie ten człowiek, w końcu zaczął mnie zdradzać z sąsiadką, a moją przyjaciołką która miała męża i tak to 2 rodziny rozwalone, a mój wyprowadzając się wszystko zabrał, a mi jeszcze groził i zastraszał.... no cóż mam tylko czyste sumienie, że wcale do tego wyjazdu go nie namawiałam, a ściągnął go jego ojciec.
 
Z tymi wyjazdami to tak jak z tymi tabletkami każdy z nas reaguje inaczej, trzeba znaleźć złoty środek.
 
 
 
06 stycznia 2015 12:29 / 1 osobie podoba się ten post
Anerik, To prawda, tak jest niestety, dziekuje za odwagę i zaufanie,
chodzi o sprawy prywatne, które opisałaś, plusika nie dam, bo smutny tekst, daje do myślenia,,,
Ale takie to już życie jest.
06 stycznia 2015 13:59 / 14 osobom podoba się ten post
anerik

Moim zdaniem z tymi wyjazdami to jest tak, każda i każdy z nas ma inną psychikę i trzeba po prostu siebie obserwować i wyciagać wnioski, chodzi tu o nas samych ale i o nasze rodziny, bo we wszystkim trzeba mieć umiar. Najcześciej nasz organizm mówi nam o tym, a także nasi przyjaciele którzy zauważają nasze odmienne zachowania, oczywiście myślę tu o tych prawdziwych przyjaciołach.
 
Podam mój przykład, na początku pojecham na 2 miesiące było wszystko ok. ale miałam dość tego języka, ledwo doczekałam powrotu do domu, potem 2 miesiące przerwy i tak przez około rok wszysko było ok byłam zadowolona. Postanowiłam następny wyjaz przedłużyć na 4 miesiące, ale po 3.5 miesiącach podopieczny zmarł, a ja po powrocie do domu dostałam depresji i choć jestem pozytywnie nastawiona to przez około miesiąca z trudem wstawałam z łóżka, coś okropnego nie poznawałam samej siebie na szczęście to minęło, ale już nastepne wyjazdy miałam 2 na 2 a nawet 3 miesiace w domu, na wykrztałcenie dzieci wolałam wziąć kredyt niż stracić zdrowie. Po około 5 latach postanowiłam pracować w heimachi  owszem udało mi się, ale tym razem zaczęłam łapać infekcje, a pespektywa, że pojadę do polski tylko na urlop... aż mi się słabo robiło....zrezygnowałam i wróciłam na 24 i jest dobrze przestałam chorować, nachętniej pracowałabym na zmiany 6,7 tygodni.. ale i 2 na 2 nie jest źle. Zaznaczam tylko,że lubię swoją pracę , ale wiem że przesadzć nie mogę.
 
Teraz z przeszłości , mój były pojechał do pracy do Ameryki na 2 lata, ja zostałam z 2 malych dzieci 2 i4 lata w domu. Pisał listy co 2 dzień, dzwonił, przysyłał paczki bardzo za nami tęsknił, ale kiedy wrócił to tylko przez pierwszy miesiąc było dobrze, a potem zaczęły się jakieś pretensje, zaglądanie do kieliszka po prostu nie ten człowiek, w końcu zaczął mnie zdradzać z sąsiadką, a moją przyjaciołką która miała męża i tak to 2 rodziny rozwalone, a mój wyprowadzając się wszystko zabrał, a mi jeszcze groził i zastraszał.... no cóż mam tylko czyste sumienie, że wcale do tego wyjazdu go nie namawiałam, a ściągnął go jego ojciec.
 
Z tymi wyjazdami to tak jak z tymi tabletkami każdy z nas reaguje inaczej, trzeba znaleźć złoty środek.
 
 
 

Nie będę komentować,kazda z nam ma swoje życie i nie da się wnieść poprawki czy cofnąć czasu.Zadna z nas nie wyjechała z kaprysu tylko raczej z przymusu bo dzieci,bo szkoła,bo dom i tylko same bo,bo,bo. Jak trzeba to trzeba.Napewno rozłąka nie wplywa pozytywnie na nasze związki a tym bardziej ich nie cementuje.Ja sobie wytyczałam cel i dązyłam do tego i tak zostało do tej chwili.Nie odrobi się sie tego co umkneło, co nam przeciekło przez palce,nabardziej to widze oglądając zdjecia rodzinne, tu mnie nie ma i tu mnie nie ma,puste miejsce.Chociaz widze patrząc dookoła,że praca moja nie poszła na marne to ta iskierka żalu tkwi w sercu.Nie wspominaj złego czasu, dokonałas wielkich rzeczy na to patrz. Złotego środka nie ma przyjdzie czas,że będzie tu nam źle a w domu nie dobrze.Pozdrawiam.
06 stycznia 2015 15:27 / 1 osobie podoba się ten post
ania52

dokladnie....a i zachowanie nieraz pozostawia wiele do zyczenia...spouchwalaja sie za bardzo....

Spoufalają się tyle na ile my same na to pozwolimy....
06 stycznia 2015 15:51 / 1 osobie podoba się ten post
kasia63

Spoufalają się tyle na ile my same na to pozwolimy....

nie do konca...
06 stycznia 2015 16:13 / 4 osobom podoba się ten post
ania52

nie do konca...

Nie uważam tak-wystarczy trzymać zdrowy dystans i się nie spoufalają:)A nawet jesli to wcale nie znaczy ,że mamy sobie pozwolić wejść na głowę:):):)
 
W kwestii  naszej nieobecności w domu - twierdzenie ,że na pewno rozłąka nie cementuje związku tez nie jest prawdziwe.Sa związki gdzie cementuje i takie gdzie nie ,bo np.nie ma czego juz cementować lub jest sie ze sobą tak długo ,że nieobecnośc partnera nie ma wielkiego znaczenia..No i oczywiście zalezy to wszystko od nas samych i od osoby z którą sie związałyśmy:)Któraś z dziewczyn napisała ,że chciała być żoną marynarza,bo go ciągle w domu nie ma - tez tak kiedyś myslałam ,ze taki marynarz na męża to fajne rozwiązanie ,,,,a tym czasem sama jestem "marynarzem"Hi hi hi.Nie skaczemy z mężem z radości ,ale takie rozwiązania uzgodniliśmy i tego się trzymamy.Oboje pracujemy nad tym, żeby moje wyjazdy wpływały na związek pozytywnie.Nie wiem jakby to było gdybysmy byli razem 30 lat a nie 7.Planujemy alternatywne rowiązania,co będzie ,zobaczymy:) 
06 stycznia 2015 18:19 / 1 osobie podoba się ten post
Malgi

Dokładają zajęć ponad normę, bez żadnej gratyfikacji za dodatkową pracę. Umieją słodzić, żebyś czuła się ważna i niezastąpiona i spokojnie dokładają obowiązków. :-)

Brzmi jak manipulacja. Widzę, że lepiej być trochę zbyt na dystans niż trochę zbyt blisko w relacji z pdp i jego/jej rodziną.Co nie jest łatwe,bo ja z drugiej strony chciałabym móc dać odrobinkę siebie starszej osobie, mieć poczucie dobrze wykonanego obowiązku.
Kasiu63- piszesz, że nawet jak się spouchwalają to nie znaczy zaraz,że na głowę wchodzą. Racja. Ale...
Ale mi życie dotychcas pokazało, że jakaś część ludzi, niestety, stara się łączyć "dopuszczenie blisko" z wejściem na głowę. A mi dodatkowo jest trudniej powiedzieć "nie" komuś kogo dopuściłam blisko, niż komuś kogo na dystans trzymam. W prywatych relacjach mogę takie rzeczy wyklarować,mogę zaryzykować, w pracy ryzykować nie chcę. W pracy zależy mi przede wszystkim na takim układzie, żeby ta osoba na mnie się nie uwieszała emocjonalnie (nie wiem na ile to możliwe w pracy opiekunki 24h), nie wchodziła mi na głowę, żebym ja rzetelnie wykonywała swoje obowiązki, żeby pdp był w miarę zadowolony,a na pewno zadbany, żebym zarobiła.
Z tego co piszecie to wychodzi, że często dłużej- znaczy trudniej, a ja sądziłam, że na odwrót właśnie będzie. Hmmm....
Co najwyżej będę jeżdzić z stelli na stellę, jak się da. Bo pracę tę traktuję jako przejściowy etap.
 
06 stycznia 2015 18:53 / 4 osobom podoba się ten post
slonecznie

Brzmi jak manipulacja. Widzę, że lepiej być trochę zbyt na dystans niż trochę zbyt blisko w relacji z pdp i jego/jej rodziną.Co nie jest łatwe,bo ja z drugiej strony chciałabym móc dać odrobinkę siebie starszej osobie, mieć poczucie dobrze wykonanego obowiązku.
Kasiu63- piszesz, że nawet jak się spouchwalają to nie znaczy zaraz,że na głowę wchodzą. Racja. Ale...
Ale mi życie dotychcas pokazało, że jakaś część ludzi, niestety, stara się łączyć "dopuszczenie blisko" z wejściem na głowę. A mi dodatkowo jest trudniej powiedzieć "nie" komuś kogo dopuściłam blisko, niż komuś kogo na dystans trzymam. W prywatych relacjach mogę takie rzeczy wyklarować,mogę zaryzykować, w pracy ryzykować nie chcę. W pracy zależy mi przede wszystkim na takim układzie, żeby ta osoba na mnie się nie uwieszała emocjonalnie (nie wiem na ile to możliwe w pracy opiekunki 24h), nie wchodziła mi na głowę, żebym ja rzetelnie wykonywała swoje obowiązki, żeby pdp był w miarę zadowolony,a na pewno zadbany, żebym zarobiła.
Z tego co piszecie to wychodzi, że często dłużej- znaczy trudniej, a ja sądziłam, że na odwrót właśnie będzie. Hmmm....
Co najwyżej będę jeżdzić z stelli na stellę, jak się da. Bo pracę tę traktuję jako przejściowy etap.
 

Niekoniecznie trudniej, ale trzeba trzymać dystans jak to napisała chyba Kasia?
Ja zwykle jeździłam na 1-2 miesięcy i nawet po miesiącu jakoś się zżywasz z PDP i przyzwyczajasz do ich nawyków,onności, dzwactw. Jak jest osoba chora to też inaczej na to patrzysz, ale musisz być asertywna i starać się wykonywać tylko swoje obowiązki. Żadne mycie okien, sprzątanie piwnic i pielęgnacja ogródka bez dodatkowej zapłaty nie powinno być wykonywane! A tym bardziej nie można dać się zmusić wbrew swojej woli do wykonywania takich czynności.
06 stycznia 2015 19:23 / 10 osobom podoba się ten post
Malgi

Niekoniecznie trudniej, ale trzeba trzymać dystans jak to napisała chyba Kasia?
Ja zwykle jeździłam na 1-2 miesięcy i nawet po miesiącu jakoś się zżywasz z PDP i przyzwyczajasz do ich nawyków,onności, dzwactw. Jak jest osoba chora to też inaczej na to patrzysz, ale musisz być asertywna i starać się wykonywać tylko swoje obowiązki. Żadne mycie okien, sprzątanie piwnic i pielęgnacja ogródka bez dodatkowej zapłaty nie powinno być wykonywane! A tym bardziej nie można dać się zmusić wbrew swojej woli do wykonywania takich czynności.

Juz pisałam w tym topiku na temat wyjazdu i rozłaki,ale nie mozna uogólniać,poniewaz jest wielka roznica, gdy wyjeżdża kobieta dojrzała pewna swojej pozycji w domu ma ułozone zycie i zapewniony byt ma poprostu gdzie wrócić.A inna sytuacja jak jedzie młoda dziewczyna,ktora ma dziecko czy jest młodą mężatka, tęskni inna tęsknotą ma inne potrzeby, nie może sobie poradzić z emocjami.Każda ma inny charakter,kazda ma inna wrazliwosć jedno tylko mamy wspolne - jedziemy zarobić kase.Zaś co do spoufalania się to nie rozumiem tego okreslenia co rozumiecie przez spoufalanie sie. Jak w pracy mozna sie spoufalać? Poszanowanie to tak - wymagam tego i to samo robię.Nie pozwole sobie na lekceważący ton w obecnosci innych osob i wydawanie poleceń. Wykonam tą samą czynnosc gdy ktoś zwroci się do mnie zwykłym tonem a nie zrobię tego, gdy jest wyrazone w formie rozkazu.Od pierwszego dnia.Nie zżywam sie ani z rodzina pdp, ani z nia sama, robie to co do mnie nalezy i nie dyskutuje.Pracowałam wiele lat w Polsce 25 lat w jednej firmie z nikim sie nie spoufaliłam, ale sie zaprzyjazniłam.Spoufalanie dla mnie, to jak pdp klepie po pupie opiekunkę a ona nie reaguje.Reszte czynności skoro sa w umowie a ja podpisując zaakceptowalam - robie i nie marudze.
 
A te piwnice to juz czas do lamusa odesłas juz poprzedniczki wysprzątały.Trzeba pracowac zgodnie ze swoim zasadami i wtedy nie będzie nam sie krzywda działa.Bo jesli nawet umyje oknoo za frico to zrobie to z własnej nie przymuszonej woli.
06 stycznia 2015 19:31 / 5 osobom podoba się ten post
Mleczko47 nie cytuje bo dlugie ale zgadzam sie z Toba ,zdrowe podejscie,ktorym i ja sie kieruje.Kiedys moje kolezanki z pracy smialy sie ze mnie,ze uzywam okreslenia znajome z pracy ))) ,chociaz z niektorymi utrzymuje kontakt do dnia dzisiejszego,i mimo ze bardzo je lubie.A tu pracuje i nie szukam przyjazni pol- niem przez to jestem zdrowsza ))))
06 stycznia 2015 20:41 / 9 osobom podoba się ten post
Jest po prostu różnie bo my jesteśmy różne i nasi pdp także. Najdłużej byłam w jednym miejscu ponad rok z dwoma małymi zjazdami 12 i 6 dni, na ślub syna i chrzciny wnuczki. Pisałam już o tym nie raz, że było mi tam po prostu dobrze. Miałam kochaną, sprawną fizycznie, nieabsorbującą pdp i wspaniałą rodzinę, która mnie doceniała, nagradzała i dbała o mnie. Mieszkałam w miejscowości nadmorskiej, w kamienicy z widokiem na plażę i port jachtowy. Wychodziłam, o której chciałam i gdzie chciałam. Nie byłam w żaden sposób niczym skrępowana. Nie widziałam zatem powodu aby w to miejsce nie wracać. Czego miałabym szukać? Latem brałam ręcznik i po obiedzie szłam na plażę, wieczorem podziwiałam zachody słońca. Bardzo żałuję, że moja pdp zmarła. Była wspaniałą, pogodną, pełną życzliwości osobą. Jeden syn zawoził mnie osobiście z własnej i nieprzymuszonej woli 130 km na autobus do Hamburga i przyjeżdżał po mnie o piątej rano, a nie musiał tego robić bo jest to praca niemieckiego koordynatora tylko, że ja jechałabym dookoła . Młodszy syn był nauczycielem języka niemieckiego, który przez pięć lat pracował w Hiszpanii ucząc obcokrajowców. Bardzo dużo się od niego nauczyłam. No cóż, w zamian od czasu do czasu ugotowałam mu obiad. Czy to można nazwać wykorzystywaniem ? Na odchodne dostałam od nich premię w wysokości 1200 euro (za każdy przepracowany miesiąc po 100). Nie mówiąc o tym, że każde święta były też dodatkowo wynagradzane. Poza tym wynegocjowali z moją agencją, że dostałam płatny urlop. Zjechałam do domu 20 maja, oni 15 maja wypowiedzieli umowę, a agencja zapłaciła mi do końca miesiąca tak jakbym normalnie pracowała. Takie rodziny też się zdarzają, może nie za często ale jednak.
06 stycznia 2015 21:01
A to jest to o czym mówiłam.
06 stycznia 2015 21:08 / 4 osobom podoba się ten post
Alina

A to jest to o czym mówiłam.

07 stycznia 2015 10:59
 mam takie pytanie, czy wy nazywacie swoich podopiecznych po imieniu, czy na pan ,pani?
 
Osobiście wolę nazywać, na pan, pani, a już nie znoszę Oma Opa. Niestety nie mogę czasami odmówić......
Uważam, że Pan, Pani to bardziej z szacunkiem, wtedy też oczekuję szacunku do mojej osoby.
 
07 stycznia 2015 11:10 / 1 osobie podoba się ten post
anerik

 mam takie pytanie, czy wy nazywacie swoich podopiecznych po imieniu, czy na pan ,pani?
 
Osobiście wolę nazywać, na pan, pani, a już nie znoszę Oma Opa. Niestety nie mogę czasami odmówić......
Uważam, że Pan, Pani to bardziej z szacunkiem, wtedy też oczekuję szacunku do mojej osoby.
 

Nazywam tak, jakie zwyczaje zastaję na miejscu.Też nie cierpię tego Omcia i Opcia-to nie moi dziadkowie:)Wyjątkiem było Bielefeld ,gdzie do PDP wszyscy mówia Papa:)On na inne nie reaguje za bardzo i zreszta takie miano wyjatkowo do niego pasuje.Ale najbardziej lubie forme Pani/Pan także w druga stronę:)