Coś dziwnego wyszło z mojej wypowiedzi - próbowałam edytować, ale się nie udało. Może teraz ...
Chcę się podzielić moimi doświadczeniami z kartą EKUZ.
Otórz nigdy, przenigdy nie miałam problemów czy w Hamburgu, Kiel, Monachium, Calw, Ueberlingen am Bodensee....... i tutaj ….z kartą EKUZ. –ale teraz zaczynam rozumieć panie, które może nie mówią biegle, a mają problemy ……myślałam, że to tylko kwestia języka, ale to co dzisiaj przeszłam – nie mieści się w głowie, O tym jutro, bo jeszcze za bardzo jestem zdenerwowana: Herzinfarkt, lub coś podobnego……w każdym razie podpisałam jakieś 2 cyrografy, bo odmówiłam szpitala (karetka już czekała).
------
Kiedyś (nie tutaj) była taka sytuacja,że w końcu wylądowałam w szpitalu, jak tylko lepiej się się poczułam, wypisałam się „na własne żadanie” z zaleceniem: antybiotyki+za ok. 10 dni operacja. Znów (głupia) wypisałam się na własne żadanie…..bo bałam się o koszty – agencja obiecała mi ustawowe ubezpieczenie (EKUZ)…..ale po ponad 2 mcach ani A1 ani EKUZ nie dostałam. Jakieś tylko prywatne grupowe ubezpieczenie – bez dokumentu …tylko nr. ubezpiecz. Szpital tego absolutnie nie uznał……co więcej do łóżka przyniosła mi pani z administracji scan/wzór karty EKUZ……ja tego nie miałam, więc znów chciałam się natychmiast wypisać – koszty!!
I tu zawdzięczam wiele niemieckim lekarzom szczególnie pani dr Anne F + Chefarzt dr F.B. – oni mnie przekonali, że o ile jestem legalnie (a byłam), to należy mi się dobre-wystarczające ubezpieczenie – jestem traktowana jak wszyscy AOK –pacjenci. Co więcej, szpital napisał bez mojej wiedzy do polskiego NFZ…..że pacjentka ciągle się wypisuje na własne żądanie (boi się o koszty)…nie można do końca zdiagnozować, operacja przeprowadzona, ale nie jest OK.
- agencji się mocno dostało......ale karta EKUZ przyszła faxem do szpitala (dostałam kopię).
Ja przestraszona tym wszystkim (nigdy nie leżałam w szpitalu ….a tu nagle szpital, operacja i to w DE!) zorganizowałam sobie natychmiastowy powrót do Polski (siostrzenica przyjechała po mnie 2 dni po operacji……tak było ustalone z lekarzami)….zastępstwo w firmie na 1 mc …..tymczasem przyjechała pani z wielkimi pretensjami, a przede wszystkim ona musi być przynajmniej 3mce! Nie wdaję się w szczegóły – bo, w końcu okazało się, że agencja i mnie i ją oszukała…..
Asia czekała na mnie z biletem na Sindbad przed szpitalem – ale lekarze zmienili zdanie, nie chcieli mnie wypuścić…..podobno podczas operacji zauważyli coś b.niebezpiecznego – konieczne są dokładniejsze badania. Ja już nie wiedziałam komu wierzyć…..czy pracodawcy (od którego jestem uzależniona), czy niemieckim lekarzom.
Jednak wypisałam się ze szpitala na własne żądanie – musiałam znów podpisać specjalny certyfikat…
W dobrej wierze (żeby zaoszczędzić kosztów i leczyć się PL) wróciłam wcześniej do domu. Lekarze w DE do ostatniej chwili nie chcieli mnie wypuścić, więc nie przygotowali oficjalnego wypisu …..na godz. przed odjazdem Sindbada wymusiłam jakikolwiek Bericht – Pani dr. napisała odręcznie list do polskich lekarzy co zrobili i jakie dalsze badania są niezbędne (oficjalny Bericht/Arztbief dostałam po tygodniu pocztą na mój adres domowy w PL). Ale… w ojczyźnie nikt mnie nie chciał przyjąć ….nawet szwów zdjąć, nie mówiąc o leczeniu szpitalnym ….mam się zapisać w kolejkę i np. na Bielanach to jest ok. 9 mcy…a w ogóle wszystkie dokumenty muszą być podstęplowane przez tłumacza przysięgłego ( mówię biegle po niemiecku, ale certyfikat- państwowy egzamin- mam „tylko” z Ministerstwa Handlu Zagranicznego …to do nich nie przemawia, musi być pieczątka tłumacza przysięgłego). Obdzwoniłam wszelkie przychodnie,szpitale….mowy nie ma, do mojego domowego lekarza zapis: ponad 4 tygodnie….jeszcze bezczelna rejestratorka mi powiedziała –że jak umieram, powinnam wezwać pogotowie……skończyło się na prywatnej (słono opłaconej) wizycie + wszelkie badania, kontrola, zdjęcie szwów itd. Co dziwne Pani doktor, chociaż zastrzegła się że nie zna niemieckiego, zrozumiała wszystko….bo prawie 100% wypisu było napisane „językiem medycznym ” – czyli medyczną łaciną.
W międzyczasie zadzwonił do mnie pan z Wydz.Zagranicznego NFZ z pytaniem co ja sobie funduję na ich koszt – bez jakiegokolwiek ubezpieczenia! Dostał pierwszy rachunek ze szpitala na kilka tys. Euro. Uświadomiłam pana, że przyjdzie jeszcze drugi rachunek, o wiele wyższy – bo również za operację, a kartę EKUZ (kopię) mam, bo NFZ sam przysłał bezpośrednio do szpitala…podałam nr., daty itd. Pan stwierdził, że sprawdzi i oddzwoni…..nigdy więcej się nie odezwał.
Ale przy okazji prosiłam go o pomoc –zjechałam prosto po operacji -ponad miesiąc wcześniej, aby dalej leczyć się w PL i zaoszczędzić kosztów NFZ ….tymczasem żaden szpital, ani lekarz nie chce mnie przyjąć …..kilkutygodniowe albo dłuższe terminy. Szwy pooperacyjne powinny być dawno zdjęte.
Wiecie jaka odpowiedź: proszę napisać skargę do prezesa NFZ …ale odpowiedź będzie prawdopodobnie za 6 miesięcy (ustawowy termin)…a że skarg jest dużo on nie widzi możliwości przyspieszenia.
Podziękowałam za „miłą” poradę i powiedziałam Panu, że prawdopodobnie gdybym czekała na odzew NFZ , to za 6 mcy będę 1 m. pod ziemią …ale te 49% od pensji brutto biorą chętnie za każdy miesiąc pracy, obojętnie czy jest się zdrowym, czy chorym….
Mimo wszystko twierdzę, że karta EKUZ to jest podstawa -ubezpieczenie gwarantowane przez państwo…..a nie jakąś prywatną firmę ubezp. która z dnia na dzień może zniknąć, albo ogłosić upadłość.