To ja nie odczuwam wrażenia, że rodzina unika spędzania czasu z moim podopiecznym. Córka (najmłodsza) mieszka z rodzina nad dziadkiem i wpada co najmniej raz dziennie, na pięć minut, pokazać się tacie, bardzo się przejmuje postępem jego choroby, stara się tak, jak tylko można się starać będąc niemiecką perfekcyjna panią domu i mając wynajętą opiekunkę (pamiętajmy, że tutaj są zupełnie inne realia pod tym względem, oni nie zrucają na kogoś obowiązku, a zapewniają opiekę, co stanowi ich obowiązek), a dwie inne córki odwiedzają go raz w tygodniu: jedna zostaje z nim na parę godzin, a druga zabiera do siebie (no, ostatnio już nie, bo z dziadkiem źle).
Co to świąt ... byłam też tutaj na Wielkanoc (u tej samej rodziny) i powiem Wam, że miło wspominam. W niedziele palmową poszliśmy z dziadkiem najpierw do parku, zrobić palmę (nazbierałam już wcześniej bazi, które, jak się okazało, są pod ochroną, hihihi) a potem na procesję, tam spotkaliśmy córkę z rodziną (i kilka Polek, w tym także opiekunki :) ). Zaskoczyło mnie, że nie ma u nich tradycyjnego śniadania, ale od tygodnia z córką wymieniałyśmy doświadczenia odnośnie barwienia pisanek, przyniosła nam stroik z jajkami, obie barwiłyśmy cebula, ja eksperymentowałam z yerba mate i czerwoną kapustą (która daje piękny niebieski kolor), napiekłam mazurków, babek, chałek, wysprzątałam dziadkowe mieszkanie na błysk, ustroiłam je, córka ustroiła okna i ogród, zasiałam rzeżuchę, udekorowałam stół, zarówno dziadek jak i córka z rodziną byli zachwyceni (obfotografowałam ze wszystkich stron, mogę nawet pokazać Wam zdjęcia, chętnie się pochwalę :D ), a popołudniu, po obiedzie, byliśmy oboje zaproszeni na rodzinne przyjęcie, gdzie zjawiła się głównie rodzina męża córki, bo dwie inne córki dziadka spędzały święta ze swoją rodziną. Dziadek dostał masę kartek, siostry z Caritasu tez przyniosły drobne upominki (ja upiekłam i ozdobiłam dla nich malutkie mazurki kajmakowe w kształcie pisanek, byłam z siebie niebywale dumna, bo wyszły pięknie ;) ) Rzecz jasna, skorzystawszy z możliwości, na przyjęciu nie zostałam, ale był to podwieczorek z kolacją, bardzo uroczysty, goście przynieśli swoje specjały, a triumfy święcił mój mazurek kajmakowy, ten największy :D
Przyjechałam do tej rodziny krótko po Bożym Narodzeniu (przed Sylwestrem) i od poprzedniczki wiem, że też spędzili je uroczyście i rodzinnie, dostała prezenty, piekły razem z córką pierniki i ciasteczka…
Cóż, co land, to obyczaj, rzec by się chciało, ja jestem w północnej Bawarii (niby pogranicza, ale i tak wszystko biało-niebieskie i w szarotki – bardzo silnie zakorzeniony patriotyzm lokalny, lubię to ;) ), a Bawaria to land katolicki. Fakt, dziadek jest wyznania ewangelickiego, ale rodzina jego córki to już katolicy (ostatnio najmłodszy wnuczek szedł do pierwszej Komunii – było mnóstwo przygotowań i to przede wszystkim natury religijno-duchowej), więc to tez na pewno nie pozostaje bez znaczenia.