Schwester Zofija

07 lipca 2018 17:03 / 2 osobom podoba się ten post
Kama84

Moim zdaniem to mogłabyś nawet stworzyć ( napisać i wydać lub typowo twoja stronka , blog ) cos na zasadzie pamiętnika , lub po prostu opisu całej twojej pracy opiekuńczej w De, 24h i teraz w Heimie . Szczere, prawdziwe opisy sytuacji różnych , dobrych i złych doświadczeń , twoje odczucia , rozterki , kryzysy , sukcesy ,współpraca z Niemcami i z innymi nacjami . Jakby to wszystko zebrać , byłaby dobra książka , dla przyszłych opiekunów i emigrantów , i nie tylko . Ja np chciałabym te twoje wpisy od początku miec na papierze , i na spokojnie sobie poczytać .  
Uściski Zosiu ! :buziaki1:

Nie czytałam jeszcze książki pracownika domu opieki w Niemczech. Zofia powinna to przemyśleć.
07 lipca 2018 18:36 / 2 osobom podoba się ten post
Magdalenka

Nie czytałam jeszcze książki pracownika domu opieki w Niemczech. Zofia powinna to przemyśleć.

Czasami nachodzą mnie takie myśli, ale nie wiem jak się do tego zabrać. Materiał mam gotowy, tylko jak uskutecznić wydanie książki, kiedy nie ma się na to kasy i mecenasa (wydawnictwa).
07 lipca 2018 19:52
Zofija

Czasami nachodzą mnie takie myśli, ale nie wiem jak się do tego zabrać. Materiał mam gotowy, tylko jak uskutecznić wydanie książki, kiedy nie ma się na to kasy i mecenasa (wydawnictwa).

Tu na forum jest ktoś, komu się to udało. Zapytać zawsze można.
07 lipca 2018 20:02
Werska

Tu na forum jest ktoś, komu się to udało. Zapytać zawsze można.

Kto?
07 lipca 2018 22:12 / 2 osobom podoba się ten post
Werska

Tu na forum jest ktoś, komu się to udało. Zapytać zawsze można.

Hmm ja wyłożyłam bardzo dużo kasy, by wydać książkę. Wydałam ją z wydawnictwem poligraf. Są tańsze i droższe. Mi się spodobali oni, bo kontakt był bardzo dobry od samego początku. Piszesz książkę, oddajesz, są robione korekty, akceptujesz te korrekty, projekt okładki. Rozprowadzać mogłam sama ale wybrałam wydawnictwo. Napisanie książki to pimuś. Potem jest gorzej, jak tą książkę zaczynają poprawiać i zdajesz sobie sprawę, że jest do bani. Ratujesz, co możesz... haha tak więc lepiej zanim się odda książkę, lepiej nad nią dobrze popracować. Odłożyć na miesiąc, by zdobyć dystans. Znowu poprawić, znowu odłożyć i tak do czasu aź tych poprawek będzie dużo mniej i wtedy dopiero oddać do wydawnictwa. Ale i tak będzie to mnóstwo pracy a raczej wspołpracy z wydawnictwem. Co chwilę coś przysyłają, trzeba przeczytać, sprawdzić, wyjaśnić, pomyśleć, odpowiedzieć... mam szczęście, że mam tu czas na zleceniu. Kupę czasu siedziałam przy kompie. Czasami do 3, 4 nad ranem, bo zmiany trzeba w miarę szybko zaakceptować.
07 lipca 2018 22:44 / 2 osobom podoba się ten post
gruba

Hmm ja wyłożyłam bardzo dużo kasy, by wydać książkę. Wydałam ją z wydawnictwem poligraf. Są tańsze i droższe. Mi się spodobali oni, bo kontakt był bardzo dobry od samego początku. Piszesz książkę, oddajesz, są robione korekty, akceptujesz te korrekty, projekt okładki. Rozprowadzać mogłam sama ale wybrałam wydawnictwo. Napisanie książki to pimuś. Potem jest gorzej, jak tą książkę zaczynają poprawiać i zdajesz sobie sprawę, że jest do bani. Ratujesz, co możesz... haha tak więc lepiej zanim się odda książkę, lepiej nad nią dobrze popracować. Odłożyć na miesiąc, by zdobyć dystans. Znowu poprawić, znowu odłożyć i tak do czasu aź tych poprawek będzie dużo mniej i wtedy dopiero oddać do wydawnictwa. Ale i tak będzie to mnóstwo pracy a raczej wspołpracy z wydawnictwem. Co chwilę coś przysyłają, trzeba przeczytać, sprawdzić, wyjaśnić, pomyśleć, odpowiedzieć... mam szczęście, że mam tu czas na zleceniu. Kupę czasu siedziałam przy kompie. Czasami do 3, 4 nad ranem, bo zmiany trzeba w miarę szybko zaakceptować.

Ja nawet tych korekt i pracy z tym związanej nie boję się, trudniejsza sprawa jest z kasą, którą trzebaby było wyłożyć. Dlatego nie podejmowałam dotychczas tej pałeczki
08 lipca 2018 07:15 / 1 osobie podoba się ten post
Blog może? To jest chyba łatwiejsze do zrealizowania? Przynajmniej finansowo. Albo jakieś miejsca w sieci do powieści w odcinkach?
08 lipca 2018 07:30 / 3 osobom podoba się ten post
Werska

Blog może? To jest chyba łatwiejsze do zrealizowania? Przynajmniej finansowo. Albo jakieś miejsca w sieci do powieści w odcinkach?

Blog super sprawa, ale wczoraj akurat rozglądałam się i jest tego masa. No ale fajnie się prowadzi, tylko by ktoś czytał to również kupa pracy. Znowu potwierdza się stwierdzenie, że pisanie to najmniejszy problem. Ale blog samo w sobie pisze się łatwo, nic nie kosztuje. Co napiszesz, wszystko przejdzie. Nie tak, jak w książce. Portale literackie to fajna sprawa. Jest ich kilka. Przy okazji można samemu coś poczytać. Są przy tym like, komentarze, więc to dobry test, by sprawdzić, czy pisze się ciekawie. Zanim się napiszę książkę, myślę, że jednak zaczęłabym od bloga, żeby mieć jednak jakieś prawdopodobieństwo, że ktoś ją kupi. Haha a odnośnie tej pracy nad książką - nie wiesz, co mówisz. Ja po pierwszej korekcie biłam się po głowie. Jakby nie fakt, że wyłożyłam kasę, przerwałabym to wszystko. Blog czytają ludzie z branży. Zazwyczaj wszystko rozumieją lub rozumieją po swojemu, ale jeśli coś jest inaczej odebrane, nie jestem tego świadoma. Książkę dostała kobieta, której tekst chyba nie przypadł do gustu. Miałam wrażenie, że miała mnie za kretynkę. W niektórych momentach zrozumiała tekst na opak, pozmieniała. Nie pod względem języka, ale pod względem treści. Najgorzej było z początkuem, który dla mnie był najważniejszy i dotyczy pracy opiekunki (ważne informacje - około 30 stron). Siedziałam załamana, szukałam, jak było napisane wcześniej, zastanawiałam się, dlaczego zostało zmienione, jak można było tego nie zrozumieć i jak to napisać, by debil zrozumiał. No i biłam się po głowie. Było to straszne przeżycie i mnóstwo pracy. Ale dzięki temu książka stała się lepsza. Czasami faktycznie używałam skrótów myślowych, momentami było napisane byle jak i miała prawo nie zrozumieć. Była to jednak najważniejsza korekta - redaktorska. Kolejne to już tylko poprawianie pierdół. No i byłam zła, że wzięłam korektę redaktorską, po której niemal cały tekst przewróciłam do góry nogami i właściwie powinnien ponownie zostać sprawdzony przez redaktora. Na szczęście druga babka od korekty była super. Poprawiła te moje wypociny w taki sposób (mam wrażenie, że przejęła pracę redaktora - wydawnictwu oczywiście poskarżyłam się, że jestem rozczarowana, bo byłam załamana), no i się pozbierałam i pomyślałam, że może jeszcze z tej książki jednak będzie. Dobrze, że miałam aż trzy korekty, bo po tej pierwszej książka nadawała się do śmieci. Nie wiem, jak ja zdołałam to wszystko poprawić po tej pierwszej korekcie. Potem już było z górki. Może nie każdy dostaje takiego olśnienia i wkurzenia, gdy pierwszy raz ktoś poprawi jego książkę. 
08 lipca 2018 15:46
gruba

Hmm ja wyłożyłam bardzo dużo kasy, by wydać książkę. Wydałam ją z wydawnictwem poligraf. Są tańsze i droższe. Mi się spodobali oni, bo kontakt był bardzo dobry od samego początku. Piszesz książkę, oddajesz, są robione korekty, akceptujesz te korrekty, projekt okładki. Rozprowadzać mogłam sama ale wybrałam wydawnictwo. Napisanie książki to pimuś. Potem jest gorzej, jak tą książkę zaczynają poprawiać i zdajesz sobie sprawę, że jest do bani. Ratujesz, co możesz... haha tak więc lepiej zanim się odda książkę, lepiej nad nią dobrze popracować. Odłożyć na miesiąc, by zdobyć dystans. Znowu poprawić, znowu odłożyć i tak do czasu aź tych poprawek będzie dużo mniej i wtedy dopiero oddać do wydawnictwa. Ale i tak będzie to mnóstwo pracy a raczej wspołpracy z wydawnictwem. Co chwilę coś przysyłają, trzeba przeczytać, sprawdzić, wyjaśnić, pomyśleć, odpowiedzieć... mam szczęście, że mam tu czas na zleceniu. Kupę czasu siedziałam przy kompie. Czasami do 3, 4 nad ranem, bo zmiany trzeba w miarę szybko zaakceptować.

Można wiedzieć, czy więcej jak 15 000?
08 lipca 2018 19:56
gruba

Blog super sprawa, ale wczoraj akurat rozglądałam się i jest tego masa. No ale fajnie się prowadzi, tylko by ktoś czytał to również kupa pracy. Znowu potwierdza się stwierdzenie, że pisanie to najmniejszy problem. Ale blog samo w sobie pisze się łatwo, nic nie kosztuje. Co napiszesz, wszystko przejdzie. Nie tak, jak w książce. Portale literackie to fajna sprawa. Jest ich kilka. Przy okazji można samemu coś poczytać. Są przy tym like, komentarze, więc to dobry test, by sprawdzić, czy pisze się ciekawie. Zanim się napiszę książkę, myślę, że jednak zaczęłabym od bloga, żeby mieć jednak jakieś prawdopodobieństwo, że ktoś ją kupi. Haha a odnośnie tej pracy nad książką - nie wiesz, co mówisz. Ja po pierwszej korekcie biłam się po głowie. Jakby nie fakt, że wyłożyłam kasę, przerwałabym to wszystko. Blog czytają ludzie z branży. Zazwyczaj wszystko rozumieją lub rozumieją po swojemu, ale jeśli coś jest inaczej odebrane, nie jestem tego świadoma. Książkę dostała kobieta, której tekst chyba nie przypadł do gustu. Miałam wrażenie, że miała mnie za kretynkę. W niektórych momentach zrozumiała tekst na opak, pozmieniała. Nie pod względem języka, ale pod względem treści. Najgorzej było z początkuem, który dla mnie był najważniejszy i dotyczy pracy opiekunki (ważne informacje - około 30 stron). Siedziałam załamana, szukałam, jak było napisane wcześniej, zastanawiałam się, dlaczego zostało zmienione, jak można było tego nie zrozumieć i jak to napisać, by debil zrozumiał. No i biłam się po głowie. Było to straszne przeżycie i mnóstwo pracy. Ale dzięki temu książka stała się lepsza. Czasami faktycznie używałam skrótów myślowych, momentami było napisane byle jak i miała prawo nie zrozumieć. Była to jednak najważniejsza korekta - redaktorska. Kolejne to już tylko poprawianie pierdół. No i byłam zła, że wzięłam korektę redaktorską, po której niemal cały tekst przewróciłam do góry nogami i właściwie powinnien ponownie zostać sprawdzony przez redaktora. Na szczęście druga babka od korekty była super. Poprawiła te moje wypociny w taki sposób (mam wrażenie, że przejęła pracę redaktora - wydawnictwu oczywiście poskarżyłam się, że jestem rozczarowana, bo byłam załamana), no i się pozbierałam i pomyślałam, że może jeszcze z tej książki jednak będzie. Dobrze, że miałam aż trzy korekty, bo po tej pierwszej książka nadawała się do śmieci. Nie wiem, jak ja zdołałam to wszystko poprawić po tej pierwszej korekcie. Potem już było z górki. Może nie każdy dostaje takiego olśnienia i wkurzenia, gdy pierwszy raz ktoś poprawi jego książkę. 

Właśnie te przeszkody zniechęcają mnie do podjęcia działań w kierunku publikacji swoich dzienników. Piszę, bo lubię. Robię to bardziej dla siebie i dla ocalenia swoich przygód od ułomnej pamięci na przyszłość, ale nie mam specjalnych ambicji zaistnienia w literackim świecie. Realia rynku książkowego są raczej zniechęcające do podjęcia tego wyzwania.
08 lipca 2018 22:17 / 2 osobom podoba się ten post
C.d. dziennika
Sobota
 
Pogoda nieco lepsza, więc wybrałam się na przejażdżkę po leśnych ścieżkach. Daleko jednak się nie zapuszczałam, bo za późno wyruszyłam z domu. W sumie to ta wiejska, sielska miejscowość ma swoje uroki i jest pewną odmianą w stosunku do wielkomiejskich atrakcji z pierwszej części tego roku (Monachium). Na rowerek muszę się cieplej ubierać, bo jest dość zimno i dzisiaj mnie trochę przewiało.
 
Po powrocie do domu obiadek i ab zur Arbeit. W pracy nic szczególnego się nie działo, a wszystkie moje obowiązki są usystematyzowane harmonogramem dnia. Jestem już trochę zmęczona, bo od 11 dni nie miałam wolnego i cieszę się na jutrzejszy wolny dzień. Po powrocie zjadłam kolację i o 23.00 wylądowałam w łóżeczku Muszę trochę odpocząć, ale i spadająca temperatura w mieszkaniu zniechęciła mnie do dłuższego siedzenia w nocy.
 
Niedziela
 
Pozwoliłam sobie na dłuższe wylegiwanie, dzięki czemu wstałam w pełni wypoczęta. Czasami należy trochę poluzować, tym bardziej, że styl mojego życia tutaj nie zawadza mi, raczej moje przyzwyczajenia do krótkiego sypiania stoją na przeszkodzie takiemu wypoczynkowi.
 
Z rana pogoda była w miarę dobra i nawet zaczęłam się szykować na spacerek. Niestety około 11.00 przyszło załamanie pogody (brzydki deszcz i wichura), więc musiałam zrezygnować z wyjścia. Przy śniadaniu wpadłam na pomysł, aby stół z WZ przestawić do pokoju sypialnianego, gdzie oprócz sypialni mam kącik wypoczynkowo – telewizyjny z narożną kanapą i niskim stolikiem. Tutaj najchętniej spędzam czas, bo z szerokiego okna mam wspaniały widok na okoliczny krajobraz, a poza tym lubię pracować przy telewizji. Przy ławie nie jest mi wygodnie pisać na komputerze, jeść i robić inne rzeczy. Jednak z przestawieniem stołu miałam mały problem, bo otwór drzwi był węższy od niego, ale narodowa kreatywność wzięła górę i poradziłam sobie z tym, wnosząc stół przewrócony na bok...hihhihi. Mam nadzieję, że gospodyni nie będzie się czepiała mojego przemeblowania, które przywrócę do stanu pierwotnego przy moim wyjeździe. Apropos gospodyni, to zapukała do mnie przez tajne okienko ze swojego WZ. Pogadałyśmy kilka minut sehr höflich, poprosiła mnie o brudne ręczniki, które wyłożyła do mojej dyspozycji i poczęstowała mnie swoim ciastem. Zaskoczyłam ją tym, że nie mam brudnych ręczników, bo używam swoich własnych. Przy okazji umówiłyśmy się na wtorek lub środę na pranie moich rzeczy. Oczywiście nie pokazałam jej mojego przemeblowania, bo nie wiem jakby zareagowała.
 
Niedzielny czas spędzony w domku minął mi bardzo szybko. Mam tyle różnych zainteresowań, że naprawdę nie nudzę się w swoim towarzystwie i nie odczuwam żadnej samotności w tym tułaczym życiu zawodowym. Zrobiłam sobie porządny obiad i o 15.30 pojechałam do DD do kościoła. Na szczęście prognozy pogody zapowiadające opady śniegu nie sprawdziły się, a deszcz nie jest dla mnie odstraszającą przeszkodą na taki wyjazd. Swoją wycieczkę ograniczyłam tylko do pobytu na mszy i zaraz potem wróciłam na Hause.
 
09 lipca 2018 00:14 / 1 osobie podoba się ten post
Magdalenka

Można wiedzieć, czy więcej jak 15 000?

1000 egzemplarzy po ponad 200 stron prawie 14 000. Koniec konców wyszło więcej stron, więc może będę musiała dopłacić. Ale dopiero dzisiaj zaakceptowałam koncowe prace i narazie nic nie wiem, jaką kwotę trzeba dopłacić.
09 lipca 2018 00:18
Zofija

Właśnie te przeszkody zniechęcają mnie do podjęcia działań w kierunku publikacji swoich dzienników. Piszę, bo lubię. Robię to bardziej dla siebie i dla ocalenia swoich przygód od ułomnej pamięci na przyszłość, ale nie mam specjalnych ambicji zaistnienia w literackim świecie. Realia rynku książkowego są raczej zniechęcające do podjęcia tego wyzwania.

Ja też piszę, bo lubię, ale mam ogromną radość z każdego kolejnego czytelnika. Pozatym mam nadzieję, że jakieś części opiekunek to moje pisanie jednak się przysłuży.
09 lipca 2018 11:03 / 1 osobie podoba się ten post
Masz rację, ja też chętnie bym się dzieliła moimi przeżyciami, ale ta kasa, którą najpierw trzeba wyłożyć jest dla mnie za duża. Na ryzyko takich kosztów nie stać mnie poprostu.
09 lipca 2018 15:29 / 1 osobie podoba się ten post
Zofija

Masz rację, ja też chętnie bym się dzieliła moimi przeżyciami, ale ta kasa, którą najpierw trzeba wyłożyć jest dla mnie za duża. Na ryzyko takich kosztów nie stać mnie poprostu.

Moja mama martwi się, że nie sprzedam tysiąca egzemplarzy. Moim zdaniem to żadne ryzyko. Po blogu widzę, że 3 tys. Powinno pójść lekko. Trzymam pieniądze na dodruki i to motywuje mnie do pracy, by dalej zarabiać, bo nóż widelec będą potrzebne kolejne a z wydawnictwem rozliczam się dopiero po sześciu miesiacach. Moim zdaniem nic nie ryzykujesz. Ale jesli nie masz jeszcze bloga załóż go sobie, żeby mieć stałych czytelników. Na blogerze i myślę na innych blogach również, wlasciciel bloga ma dostępne syatystyki. Według nich na mojego bloga w przeciągu miesiaca wchodzi ponad 3 tys. Czytelników. W ciągu szesciu miesięcy weszło ponad 12 000. W ten sposób bedziesz mogła pi eazy drzwi ocenić ilość książek, ktore będziesz mogła bez ryzyka wydrukować. Nie trzeba zaczynać od tysiąca. Można wydać 100 egzemplarzy. Prędzej, czy później przecież muszą się sprzedać.