27 czerwca 2018 13:01 / 4 osobom podoba się ten post
6. tydzień (06.-12.11.2017)
Poniedziałek
Wreszcie dzień wolny, ufff, mogłam odpocząć. Pozwoliłam sobie na dłuższe spanie i leniwe bytowanie w pokoju do 14.00. W końcu popołudniu wybrałam się na przejażdżkę do miasta. Pojechałam do DD, do ruskiego sklepu. Tam zakupiłam trochę dobrej, polskiej żywności. Następnie powędrowałam pieszo do odległego o 1km centrum handlowego i pokręciłam się jeszcze po paru sklepach. W KiK zakupiłam 2 spodni dla wnusi oraz czapkę i szalik dla siebie.
W drodze powrotnej do domu znowu zatrzymałam się przy jakimś cmentarzu i pospacerowałam tam z różańcem w ręku. Te codzienne, listopadowe spacery po cmentarzach są nieco melancholijne, ale jednocześnie dają mi takie odetchnienie i wyciszenie. Do domu wróciłam o zmierzchu. Zrobiłam sobie obiadek i wstawiłam pranie na dole. Miałam w planach jeszcze jeden, wieczorny wyjazd do DD. Chodzi mi po głowie myśl, aby dotrzeć do polskiej grupy Odnowy w Duchu Świętym. Spotkania odbywają się w poniedziałki o 19.00. Dotychczas nie pasowały mi te dni z racji dyżurów, a dzisiaj mogłabym jechać. Jednak kiedy rozpłaszczyłam się w pokoju i spojrzałam w ciemne okno, to odechciało mi się już wychodzić na zewnątrz. Ja po prostu potrzebuję odpoczynku, no i ta wstrętna pora roku nie sprzyja wieczorowym aktywnościom.
Wtorek
Dzisiaj też mam wolne. Znowu długo spałam i wybudziłam się po pięknym śnie z udziałem mojego zmarłego synka. Sen był dobry, spotkałam Damianka na tym poziomie, wyściskałam się z nim, co po przebudzeniu dało mi poczucie radości. To chyba taka nagroda za nawiedzanie cmentarzy z modlitwą w sercu za zmarłych, które w te ostatnie dni odbywam. Do 13.00 bumelowałam w pokoju na różnych drobnych zajęciach.
Pogoda bura i ponura, ale nie padało, temperatura około 10 stopni. Zmobilizowałam się i wybrałam na wycieczkę do miasta. Zaplanowałam załatwienie paru istotnych spraw, więc zaniechałam typowych pieszych wędrówek, tylko pojechałam samochodem.
Najpierw odwiedziłam AOK w FTL. Chciałam się poinformować o ważności mojej karty ubezpieczeniowej. No i znowu natrafiłam na schody. Okazuje się, że ponieważ dotychczas byłam ubezpieczona w innym landzie (Bawaria) to najpierw powinnam stamtąd się odmeldować (wypowiedzieć ubezpieczenie) i dopiero zameldować się tutaj (Saksonia). Te ich przepisy o rozdzieleniu terytorialnym i terminach są dla mnie co najmniej dziwne. Nie mniej urzędniczka zapewniła mnie, że jeśli jestem oficjalnie zatrudniona, to na pewno moje ubezpieczenie jest ważne, a oni w systemie będą mieli informację o tym dopiero po odprowadzeniu pierwszej składki przez pracodawcę. Wkurza mnie ta niemiecka biurokracja związana z procedurami ubezpieczeniowymi, dlatego muszę pilnować tych spraw.
Następnie pojechałam do centrum DD do urzędu związanego z ochroną środowiska, gdzie chciałam wyjaśnić konieczność posiadania zielonej plakietki dla mojego auta i ewentualnego jej zakupu (kosztuje 5€). Okazało się, że ten urząd nie zajmuje się takimi sprawami, ale podali mi adres, gdzie powinnam to załatwić. Dobre jest to, że dowiedziałam się, że w DD nie ma zielonej strefy, więc na razie odpuściłam sobie załatwienie tego znaczka.
Kolejnym punktem mojej dzisiejszej wyprawy był cmentarz. Tym razem pojechałam na stary cmentarz katolicki w DD. Jest to piękna zabytkowa nekropolia utworzona dekretem Augusta Mocnego w 1720r. Znajdują się tu bardzo stare nagrobki, nawet z XVII wieku. Odnalazłam tu wiele zabytkowych grobów z polskimi nazwiskami i polskimi opisami, gdzie pochowano ówczesne wielkie osobistości ze sfery wojskowej i szlacheckiej m.in. Kazimierz Brodziński, gen. Stanisław Wołczyński, pułkownik Aleksander Potocki, senator Maciej Wodziński. Ponoć jest tu pochowanych około 150 Polaków.
Na bramie cmentarza znajduje się tablica z takim napisem:
„Aufersteheung ist unser Glaube, Wiedersehen unsere Hoffnung, Gedenken unsere Liebe”, co w tłumaczeniu na polski oznacza mniej więcej: zmartwychwstanie jest naszą wiarą, ponowne zobaczenie naszą nadzieją, pamięć (wspominanie) naszą miłością.
Bardzo spodobała mi się ta sentencja, zwłaszcza w odniesieniu do moich ostatnich egzystencjalnych przemyśleń i dzisiejszego snu o Damianku.
Do domu wróciłam po 16.00 i już na cały wieczór zabunkrowałam się w pokoju. Te 2 dni wolnego dobrze mi zrobiły. Jutro ruszę z nowymi siłami do pracy, a następne dni wolne dopiero za tydzień.