15 kwietnia 2018 21:41 / 9 osobom podoba się ten post
Podróż i zatrudnienie (3.-4.10.2017)
Wynalazłam sobie coś nowego w branży opiekuńczej w Niemczech. Po tych paru latach pracy w systemie 24-godzinnej opieki domowej chciałam sobie nieco odmienić i spróbować pracy jako normalny etatowy pracownik w domu opieki. Mam dość ograniczeń wolności z całodobowej pracy przy pacjentach w domu.
Zaciągnęłam się przez pewną niemiecką firmę pośrednictwa pracy z DD. O ile przy opiece 24-godzinnej regularne wyjazdy na kilka tygodni do Polski są normalnością, o tyle w tym systemie, który teraz podjęłam jest to czymś nowym. Jednak już przy wstępnych negocjacjach postawiłam taki warunek i przystali na to. Naturalnie, że jechałam do tej pracy z duszą na ramieniu, bo nie wiedziałam gdzie trafię,do jakich warunków i do jakiego zespołu. Ponadto nie miałam doświadczenia w takim systemie pracy w Niemczech.
Z domu wyjechałam we wtorek (03.10.17) około południa. Pogoda nie najlepsza – deszczowo, szaro, buro i ponuro, ale cóż służba nie drużba i jechać trzeba było, tak jak zaplanowałam. Z powodu tych złych warunków atmosferycznych jechało mi się nie najlepiej. W Warszawie i na obwodnicy Wrocławia korki, na A4 bardzo ciasno, także moja podróż trwała dłużej, niż planowałam. Zjechałam też na godzinkę do Legnicy, do sanktuarium św. Jacka. Dotarłam tam na początek mszy św. i zostałam do jej zakończenia. Przerwa legnicka zajęła mi całą godzinę. Nie miałam jednak jakiegoś szczególnego czasowego ciśnienia i jechałam na luzie.
Do DD zajechałam o 21.30. Pod podany mi wcześniej adres hotelowy dotarłam bez problemu – nawigacja jest dobrą rzeczą, hihihi. Na miejscu miałam jednak mały problem ze znalezieniem mojej kwatery. Był to nocleg bez obsługi recepcyjnej. Dostałam tylko adres i opis jak mam się dostać do pokoju. Przy odpowiednim wejściu trzeba było pobrać klucz z automatu (po wprowadzeniu podanego hasła) i samemu się zakwaterować. Nie mogłam znaleźć mojego wejścia, bo był to duży budynek, z wieloma wejściami i nie wszystkie były dobrze oznaczone. Było już późno i pusto. Pewien czas krążyłam wokół budynku. W końcu z jednej bramki wyszła jakaś para (obcokrajowców). Poprosiłam ich o pomoc. Kobieta bardzo chętnie mi pomogła w odnalezieniu odpowiednich drzwi. Tu już bez problemu pobrałam klucz i weszłam do swojego pokoju. Podziękowałam tej obcej kobiecie i już w pokoju odetchnęłam z ulgą, bo już obawiałam się o swój nocleg. Pierwszy raz miałam taką sytuację z samodzielnym zakwaterowaniem. Sama kwatera była w porządku, średniej klasy, ale czysta i wygodna, z łazienką w pokoju.
Następnego dnia musiałam wstać dość wcześnie (o 6.00), bo w firmie miałam termin na 7.30. Tam spotkałam się z dysponentem, czyli osobą która załatwia moje zatrudnienie. Był to dość sympatyczny człowiek. Wszystko omawiał ze mną na spokojnie i cierpliwie odpowiadał na moje pytanie. Cała procedura trwało dość długo. Zanim załatwiliśmy wszystkie papierkowe sprawy i zaopatrzenie mnie we wszystkie potrzebne rzeczy wybiła godzina 12.00.
Wyposażona w dokumenty i służbowe ubrania pojechałam sama do Heimu, gdzie miałam pracować. Był to dom opieki (Pflegeheim) oddalony o 10km od DD w małym miasteczku FTL. Zgłosiłam się do wskazanej osoby - siostry Lizy, która przyjęła mnie bardzo ciepło. Po wstępnych powitaniach i kurtuazyjnej wymianie informacji, oprowadziła mnie po domu, pokazała najważniejsze rzeczy i zaprowadziła mnie do pokoju, w którym mam być zakwaterowana na najbliższe 2 tygodnie. Był to pokój heimowy, ale czysty, wygodny, z łazienką i wyposażony w podstawowe meble. Szybciutko zreorganizowano mi telewizor i małą lodóweczkę. Przez czas zamieszkania w ośrodku mogę żywić się w miejscowej kuchni za niewielką odpłatnością – 5€ za całodzienne wyżywienie. Na razie jednak podziękowałam im za to, bo mam trochę własnego wiktu, przywiezionego z domu. Jeśli wszystko zjem, to ewentualnie zgłoszę się do ich kuchni. Potem mam dostać samodzielne mieszkanie w niedalekiej okolicy.
Po całej procedurze wprowadzenia mnie do załogi, zajęłam się zakwaterowaniem w moim pokoju. Miałam sporo bagażu, ale cieszę się, że przyjechałam samochodem i wzięłam wszystkie rzeczy potrzebne mi do samodzielnego funkcjonowania. Dzisiaj mam wolne i mogłam się tu na spokojnie zadomowić. Pierwszy dyżur jutro rano i dopiero wtedy będę wprowadzana w moje obowiązki. Pierwsze wrażenie tego ośrodka i załogi jest pozytywne. Jest to spory dom z prawie 90 pensjonariuszami. Jest czysto, nie śmierdzi, jak to często bywa w takich miejscach, jest cicho i spokojnie. Nie zauważyłam jakiegoś bałaganu, czy zamieszania. Mam nadzieję, że będzie mi się tu dobrze pracowało i podołam wszystkim obowiązkom.