07 lutego 2017 13:26 / 9 osobom podoba się ten post
Dyskusja, jak myślę, wcale aż tak głęboko nie poszła, za to jest taka, no, nie powiem nudna, ale bez wybuchów i ja to lubię.
IGGA - ok, taki Twój punkt widzenia i przyjmuję go do wiadmości, ale co zrobisz, kiedy PDP, kobieta, z AL cięzkim, jest na etapie dziecka, w pewnym momencie miewa przebłyski i tuli się z wdzięczności? Za to, że po prostu jest ktoś koło niej. Uważam, że całuski, przytulaski nie będące, no nie wiem, jak to napisać, wynikiem stanu pacjentA - to rzecz dla mnie obca, ale kiedy teraz, moja nowa PDP (to inny przypadek, demencja tylko), cieszy się jak dziecko, że jestem i czasami, kiedy siedzimy przy tv na sąsiednich fotelach, złapie mnie za dłoń, to nie uciekam z ręką. Moim zdaniem ważne jest wyczucie i pamiętanie o granicach.
Marcia - ja znowu zacznę od moim zdaniem. Uważam, że w tej pracy zawsze coś dajemy z siebie, jedni mniej, inni więcej, wszystko zależy od tak zwanych okoliczności i stanu pacjenta. Uważam, że tej pracy na zimno nie da się wykonywać, nie na tym to polega, że tylko i wyłącznie wykonuje się określone obowiązki od - do. Nie mówię tu o tym, co dajemy, o kosztach, chociażby naszych osobistych rosterek, zostać w domu, czy jechać do pracy, ale o tym, że dla chorego człowieka jesteśmy jak ostatni ratunek. Często rodziny niemieckie mają dość, są zmęczone latami opieki, zarabianiem na wszystko i oddają kogoś pod naszą opiekę. I bywa, że nie jesteśmy docenianie, ani przez PDP, ani przez rodziny, hmm, cóż, ale w większości przypadków obie, a nawet wszystkie trzy strony są zadowolone.