Gdyby wszyscy byli optymistami, kochającymi siebie i świat- nie byłoby depresji. Szczęśliwych to nie dotyczy.
Gdyby wszyscy byli optymistami, kochającymi siebie i świat- nie byłoby depresji. Szczęśliwych to nie dotyczy.
Czy oprócz Leni Ktoś jeszcze się z depresją zmagał-tu z tego Forum.Ja miałam wątpliwą przyjemność "poznać się z nią".Po pożarze domu.Brałam leki a potem pomyślałam,spróbuję alkoholu.Poczułam się super.Trochę,to trwało,ale po 2-3 miesiącach zaczęłam myśleć.Albo alkohol albo słabsze leki.Wybrałam leki,które z biegiem czasu odstawiłam.Od tamtej pory lubię wpatrywać się w jeden punkt.Jestem obecna,ale tak odpoczywam.Czasem ta"pani"wraca,ale radzę sobie.I tak na koniec.Bez obrazy Panowie i Panie.Nigdy nie dyskutuję na tematy ,na których się nie znam.Dlaczego?Bo nie chcę się ośmieszać.Zmagającym się z depresją życzę dużo zdrowia i tyle.:chaplin:
Ja też się na tym nie znam. Nic nie doradzę, niestety. Może tylko, żeby cieszyć się z małych rzeczy?
Ale to może za mało?
Współczuję Klucha. Przeżyłaś co swoje.
Gdyby wszyscy byli optymistami, kochającymi siebie i świat- nie byłoby depresji. Szczęśliwych to nie dotyczy.
Niestety nie jest to takie proste.
Moja ostatnia pdp to przypadek ciężkiej depresji,chorująca od lat siedmiu.Bez wyraźnej przyczyny,może w rodzinie jakieś obciążenia genetyczne,bo jej córka też na to chora,aczkolwiek w lżejszej postaci.
Potoczne wyobrażenie o depresji jest takie że chory leży i płacze,nic mu się nie chce robić.Otóż nie.Brigitte nie płakała,nie leżała,wprost przeciwnie była stale pobudzona.Jedyną emocją jaka jej nie opuszczała nigdy był strach.Oczywiście nieracjonalny strach,nie umiała powiedzieć czego się boi.W ogóle słowny kontakt był z nią ograniczony,zaczynała coś mówić i nie kończyła zdania.
Fizycznie całkowicie zdrowa,ciśnienie jak u 20latki,wszystkie wyniki krwi itp w normie.Mimo to ,bywało że nie umiała wejść po schodach,aby ją wykąpać,musiałam przekładać jej nogi do wanny.Podkreślam,żadnej choroby nóg ani układu ruchu nie miała,ten opór tkwił jedynie w jej głowie.
Depresja to ciagły niepokój,lęk,może na niektórych pacjentów leki działają dobrze,ale moja Brigitte nawet po przyjęciu podwójnej dawki nie czuła się lepiej.Co najwyżej,zasypiała na 10 min by obudzić sie z jeszcze większym przerażeniem w oczach.
Męczyła ją każda czynność.W połowie posiłku trzeba ją było karmić bo łyżka robiła się a ciężka.Na spacerach chciała siadać na środku chodnika,gdy przeszła jakieś 100 metrów.
Nigdy nie widziałam jej łez,osoby w ciężkiej depresji nie płaczą,nie potrafią.W oczach mają tylko pustkę,żadnych łez.
Mogłabym jeszcze długo o depresji pisać...Jest to choroba,straszna,niewyobrażalne psychiczne cierpienie,nie do pojęcia dla zdrowego człowieka.
Często wystarczy mieć Pana Misia albo Panią Misiową:calus w reke::milosc1:
......lub inną przytulankę......:-)
Przy spadku nastroju pomoże spotkanie z przyjaciółmi, rozmowa na forum lub inna przyjemność, ale depresja jest poważną chorobą i nie można jej lekceważyć.Wychodzenie z kryzysu samemu udaje się niestety nielicznym.
Przytulanie pomaga, ale samo nie pomoże.
Trzeba jeszcze wiedzieć, że czeka, myśli o tobie, wierzy w ciebie, pomoże, wesprze w ciężkiej chwili, op......i kiedy trzeba...