17 czerwca 2014 20:11 / 13 osobom podoba się ten post
Babcia jak na moje oko wydawala sie codzien to lepsza, pewnie, ze rewelacji nie bylo ale zaczęła wiecej jesc i pic.Kombinowalam jak umialam z jedzeniem, papki, miksowane owoce, miksowane warzywa, byle tylko chociaz troche nabrala sił,a pozniej juz będzie z gorki.Przypomnialo mi sie, ze babcia bardzo lubila lody, byl w sumie juz wieczor ale nie zasnelabym,zalozylam buty i heja do edeki po lody, dorzucilam jeszcze do koszyka smietane w spray i z powrotem biegiem do domu. Oj smakowaly ze smiaetaną.Doktor wpadal o roznych godzinach,czesto widzial mnie naprawde zmeczoną bo nie spalam w nocy. Moglam spac bo babcia nie wolala ani krzyczala ale nerwy robily swoje.najbardziej balam sie dnia, ze nadejda te nieszczęsne zastrzyki w brzuch. Niby prosta sprawa, ludzie sobie sami podawaja to w domach jak trzeba ale jak sie nigdy tego nie robilo to wiadomo.....No i nadszedl ten dzien, w sumie dlugo nie czekalam.Doktor zadzwonil do apteki,przywiezli, zlecil dwa razy dziennie.Wtedy wlasnie udowodnilam sobie kolejny raz żem blondynka ponad wszystkie blondynki.zadzwonilam do magdy po instrukcje, wiedzialam jak to sie robi, widzialam po prostu w szpitalau, ale dla pewności telefon wykonalam.Magda jeszcze raz wytlumaczyla, dwa centrymetry od pepka, staraj sie pamietac by podawac raz z jednej strony raz z drugiej i staraj sie by to bylo codziennie o tych samych godzinach. Na koniec dorzucila, spokojnie dasz rade, wiem , ze dasz!!!!no to rozpakowalam paczke, wyjelam maszynke ,gazik octenisept,rece mi sie trzesly ale podalam.Wieczorem znow.Rano znow,znow pozniej wieczorem, stwierdzilam ze wprawy dostaje.No ale cos sie stalo-nie mam pojęcia jakim cudem zawsze bylo ok, a wtedy rano nie,bo po podaniu i wyjęciu igly tej igly nie bylo!!!stanelam wryta,ale zaraz zaczynam babcie obmacywac,co z iglą?zostala pod skora?zawsze igly byly a teraz nie ma?plakac mi sie chcialo, juz czarne mysli mialam, zamkna mnie jak to sie wyda, przeciez jak ta igla dostanie sie do krwioobiegu to po babci.Czemu ja mam cale zycie pecha?czemu akurat ta maszynka byla felerna i ta igla sie odczepila?poszlam do siebie, wyszlam na raeas zapalic, wrocilam do pokoju zlapalam telefon i zadzwonilam do Magdy.Ale juz bez emocji,spokojnym tonem mowie jej, ze w koncu za te klamstwa mam kare.Pyta co sie stalo?no to mowie, ze musiala byc maszynka jakas felerna, zastrzyk podalam, ale igla musiala zostac pod skora bo nie ma.Jak nie ma?!!pyta,no najzwyczajniej nie ma, to tak trudno zrozumiec pytam?a przedtem byly? pyta Magda,no byly mowie.Ta jak nie parsknie smiechem i tlumaczy mi, Ty cholerna blondynko, do zawalau mnie doprowadzisz w koncu!!!te igly chowaja sie automatycznie, docisniesz do konca zastrzyk igla sie sie schowa,nie docisniesz jak sie nalezy igla zostanie na wierzchu.Idz po ta strzykawke,ta igla jest tam w srodku w strzykawce!!!!jak nie wystartuje po schodach na dol do smieci co mialam wszystkie te zuzyte maszynki,jak nie zaczne szukac, w koncu znalazlam, przygladam sie -jest!!!jak mozna sie tak blażnic?!!!jakim trzeba byc tępakiem by takie cos odwalać??wstyd juz mi bylo nawet przed samą sobą. Poszlam do pokoju babci,nie spala,spojrzalam na nia i powiedzialam tylko ,że bedzie dobrze o ile ja wczesniej nie zejde na zawal.Doktor sytematycznie przyjezdzal dwa razy dziennie, widzial, ze jest lepiej,widzialam, ze mu tez lzej na duszy, On chyba czul sie tez temu winny, ze babcia w takim stanie jest,bo powinien wczesniej zareagować na te przesypiane dni wtedy.......ze swiatelku powoli zaczelo robic sie wyrazne swiatlo w tunelu.......