19 czerwca 2014 20:16 / 16 osobom podoba się ten post
Doktor szarpie babcie coraz mocniej, spoglada na mnie i pyta- czyzby tak mocno zasnęła??rany, tez patrze i sama nie wiem co sie dzieje, podnosi powieki,przyglada sie, szybko wyjąl z torby cisnieniomierz i mierzy-to wylew!!szybko prosze dzwonic po karetke!!szybko zaczął babcie podkuwać !!ja zadzwonilam po karetke, doktor jeszcze męczyl sie bo nie mogl jej podkuc, wysunelismy szybko na srodek lozko, probowal w druga ręke-udalo sie, zacząl natychmiast tez cos dozylnio podawać,przyjechala karetka i zabrali babcie do szpitala.
Zostal jeszcze chwile,byl naprawde zly.Kazał powiadomic corke i syna.W koncu powiedzial tez , ze tym razem to juz koniec, rozlozyl ręce, stwierdzil, ze zrobilismy wszystko co bylo mozna ale niestety....
wlasciwie to juz az tak sie nie balam o prace bo odnalazlam kilka na internecie i bylam spokojniejsza, w jedno miejsce nawet zadzwonilam, w biurze powiedziano mi, ze zaden problem to jakos wiedzialam, ze poradze sobie w razie W.
Doktor pojechal, ja zadzwonilam do corki, stwierdzila jednak, ze dzis nie pojedzie do szpitala bo zanim zrobia jakiekolwiek badania itd to bedzie noc, to pojedziemy jutro rano.Ale ja do rana i tak bym nie wytrzymala wiec przejde sie pieszo(ok pol godz na piechote)dowiem sie co stwierdzili w szpitalu i jaki jest stan i jak wroce to zadzwonie jej powiem.Zadzwonilam do brata jeszcze czyli syna babci,mowie mu co sie stalo i ze siostra nie przyjedzie dzis, i ze pojde pieszo to jak sie dowiem jaki jest stan to mu tez zadzwonie.Niby sie zmartwil,ale co do siostry to powiedzial, ze zaraz do Niej zadzwoni i jej kilka slow powie, a ja mam nigdzie pieszo nie iśc, on przyjedzie, ale tak dopiero ok 22-ej.No to czekalam.
Przyjechal.Pojechalismy do szpitala, okazallo sie, ze babcia na OJOM-ie lezy.Jak weszlismy to widok straszny, jeszcze gorzej jak poprzednio.Ta nieporadna corka babci czekala przed szpitalem w samochodzie, nie weszla sama bo sie bala.
Wrocilismy ok polnocy.W zasadzie to za duzo nie rozmawialiśmy bo kazdy mial mine jak przed pogrzebem.Pojechalismy znow rano.Stan byl bardzo ciezki.Szef oddzialu powiedzial, ze nalezy sie przygotowac, ze mama umrze.
Przyjechalismy w poludnie do domu, syn powiedzial ze przywiezie obiad z restauracji ale polecial jeszcze po cos na gore i pojechal po obiad.
Po obiedzie znow pojechalismy do szpitala, i tak chyba bylo ze dwa albo trzy dni.Musial wracać.
Z corka babci widzielismy sie zawsze tez w szpitalu, bo Ona nigdy sama nie pojechala, zawsze pytala o ktorej godzz My jedziemy to Ona wtedy tez(sama sie bala)uzgodnilismy, ze bede chodzila pieszo o ktorej mi bedzie pasowalo a wieczorem bede do nich dzwonila i mowila co i jak.
Po kilku dniach znow przyjechal syn,wtedy juz nie chodzilam pieszo:)stan ciezki ale zyla.
I tak samo,jak wracalismy do domu w poludnie to mowilam, zebysmy od razu po obiad wjechali ale nie chcial bo cos z domu zapomnial-obiad przywiezie sam.Co On mogl z domu zapomniec?i co mu bylo potrzebne?no ale nie zastanawialam sie nad tym.Chcialam jechać na kilka dni do domu.Ustaliliśmy, ze po tyg wroce...