Pocieszajki

24 września 2013 21:00 / 1 osobie podoba się ten post
nowadanuta

Dla mnie jest to żarcie dla Chińczyków.... oni nie jadają tylko odbicia księżyca w wodzie...   Szczerze powiedziawszy raz zdarzyło mi się coś takiego zjeść w Bułgarii (tubylcy nazywali to skariba), ale wtedy byłam piękna i młoda i w stanie wskazującym na...... Ale organizm nie dał się oszukac i wracając na kwaterę oddawałam (zwracałam) to po drodze...hihihi))))

Wiesz co ja kiedyś na ukrainie w Kijowie jadłam szaszłyka,ale byłam glodna,jak sobie teraz przypomniałam to mięso też nie wiem z kogo bylo pamiętam że żułam bardzo bardzo długo.
 
24 września 2013 21:03 / 2 osobom podoba się ten post
Malina

Wiesz co ja kiedyś na ukrainie w Kijowie jadłam szaszłyka,ale byłam glodna,jak sobie teraz przypomniałam to mięso też nie wiem z kogo bylo pamiętam że żułam bardzo bardzo długo.
 

Łoś,renifer albo inne jakie karibu:)
24 września 2013 21:04 / 1 osobie podoba się ten post
Malina

Wiesz co ja kiedyś na ukrainie w Kijowie jadłam szaszłyka,ale byłam glodna,jak sobie teraz przypomniałam to mięso też nie wiem z kogo bylo pamiętam że żułam bardzo bardzo długo.
 

Jak się nie wie z kogo to się szybko połyka (przynajmniej ja tak robię), żucia bym nie przeżyła hihihi))))
24 września 2013 21:04 / 1 osobie podoba się ten post
Malina

Tu na trawniku rano maszerują stadami,ponieważ jestem 8km od Francji to pomyślałam że pewnie tam idą

Malin a dokładnie gdzie jesteś bo ja mam 10 km. do francuskiej granicy.
24 września 2013 21:06
mamusia2

Malin a dokładnie gdzie jesteś bo ja mam 10 km. do francuskiej granicy.

W  Kapsweyer
24 września 2013 21:06
nowadanuta

Ten jezyk to dramat - wczoraj miałam okazję sie o tym przekonać....Wsród strażaków był jeden mówiący po niemiecku, ale policjanci nie muszą takiego mieć...Sklep też to problem ... Jak się zgubię to jak zapytam się o drogę... dobrze, że taryfka wszędzie brzmi podobnie....hihihi))))

no własnie, jak sie zgubię to zapytam o drogę a w markecie cena wyskakuje na kasie ... ale ile razy trzeba było pracownika zapytać  gdzie znajdę to czy tamto?... nie ma co upraszczać i bagatelizować, bo to są bardzo poważne przeszkody...obyśmy nigdy przez takie frywolne podejście " a co tam,dam radę", nie wpuściły kogoś w maliny. Proszę, aby nikt się nie obraził..pracowałam w Holandii i tam bardzo wielu ludzi po niemiecku rozmawia a i tak była obcość...wszędzie , w centrach handlowych, w urzędach, w telewizjii język ,którego nie znam,nie wiem oczym mówią,poczucie osamotnienia...naprawde nie obchodziły mnie wtedy ich piękne wiatraki i kanaly i przepiękna architektura....co mnie to mogło obchodzić, skoro czułam się tak obco. A Niemcy to juz prawie jak i my;)))
24 września 2013 21:08
nowadanuta

Dla mnie jest to żarcie dla Chińczyków.... oni nie jadają tylko odbicia księżyca w wodzie...   Szczerze powiedziawszy raz zdarzyło mi się coś takiego zjeść w Bułgarii (tubylcy nazywali to skariba), ale wtedy byłam piękna i młoda i w stanie wskazującym na...... Ale organizm nie dał się oszukac i wracając na kwaterę oddawałam (zwracałam) to po drodze...hihihi))))

Nie tylko u Chińczyków takie świństwa jedzą. Opowiadał mi kiedyś ojciec, że jego znajomy z pracy został zaproszony do kolegi na kolację. On miał przynieść flaszkę a resztę miał zorganizować kolega u którego była gościna. Obaj się jąkali.
No i ten co był gospodarzem mówi:
Jurek ty przynieś flaszka a moja żona zrobi kokota
*kokot to po śląsku kogut (jakby ktoś nie wiedział)
Siedzą przy kolacji pani domu na stół pachnące mięsko wystawia, herbatke do popicia przygotowała
Gość patrzy na mięso i mówi:
Ty, ale ten kokot niy mo skrzydeł?
Jurek na to: ale to nie jest ko kot to jest kooot
Gościu swojego kielicha łyknął podziękował za kolacje i do domciu zasuwał :))))
Na autentycznych faktach kota upiekli :))))
24 września 2013 21:11 / 3 osobom podoba się ten post
MeryKy

Nie tylko u Chińczyków takie świństwa jedzą. Opowiadał mi kiedyś ojciec, że jego znajomy z pracy został zaproszony do kolegi na kolację. On miał przynieść flaszkę a resztę miał zorganizować kolega u którego była gościna. Obaj się jąkali.
No i ten co był gospodarzem mówi:
Jurek ty przynieś flaszka a moja żona zrobi kokota
*kokot to po śląsku kogut (jakby ktoś nie wiedział)
Siedzą przy kolacji pani domu na stół pachnące mięsko wystawia, herbatke do popicia przygotowała
Gość patrzy na mięso i mówi:
Ty, ale ten kokot niy mo skrzydeł?
Jurek na to: ale to nie jest ko kot to jest kooot
Gościu swojego kielicha łyknął podziękował za kolacje i do domciu zasuwał :))))
Na autentycznych faktach kota upiekli :))))

A wiesz co przed chwilą była u mnie koleżanka,ona mówi nie takie obrzydlistwa do gęby brałam i co? Ja tam nie wiem co miała na myśli.
24 września 2013 21:13 / 1 osobie podoba się ten post
Malina

W  Kapsweyer

No niestey ma do ciebie 49 km.pozdrawiam.
24 września 2013 21:13 / 1 osobie podoba się ten post
MeryKy

Nie tylko u Chińczyków takie świństwa jedzą. Opowiadał mi kiedyś ojciec, że jego znajomy z pracy został zaproszony do kolegi na kolację. On miał przynieść flaszkę a resztę miał zorganizować kolega u którego była gościna. Obaj się jąkali.
No i ten co był gospodarzem mówi:
Jurek ty przynieś flaszka a moja żona zrobi kokota
*kokot to po śląsku kogut (jakby ktoś nie wiedział)
Siedzą przy kolacji pani domu na stół pachnące mięsko wystawia, herbatke do popicia przygotowała
Gość patrzy na mięso i mówi:
Ty, ale ten kokot niy mo skrzydeł?
Jurek na to: ale to nie jest ko kot to jest kooot
Gościu swojego kielicha łyknął podziękował za kolacje i do domciu zasuwał :))))
Na autentycznych faktach kota upiekli :))))

Jako dowcip niezłe. Parsknęłam śmiechem. Ale jako real to horror.
Ja lubię koty, a tu taka wizja :((P
24 września 2013 21:14 / 3 osobom podoba się ten post
Malina

A wiesz co przed chwilą była u mnie koleżanka,ona mówi nie takie obrzydlistwa do gęby brałam i co? Ja tam nie wiem co miała na myśli.

Malina!!!!Co koleżanka na myśli miała to mało ważne, ale co Ty sobie kochanieńka pomyslałaś?:):):):):)
24 września 2013 21:14
mamusia2

No niestey ma do ciebie 49 km.pozdrawiam.

No kurcze na rowerze nie przyjadę
24 września 2013 21:14
MeryKy

Nie tylko u Chińczyków takie świństwa jedzą. Opowiadał mi kiedyś ojciec, że jego znajomy z pracy został zaproszony do kolegi na kolację. On miał przynieść flaszkę a resztę miał zorganizować kolega u którego była gościna. Obaj się jąkali.
No i ten co był gospodarzem mówi:
Jurek ty przynieś flaszka a moja żona zrobi kokota
*kokot to po śląsku kogut (jakby ktoś nie wiedział)
Siedzą przy kolacji pani domu na stół pachnące mięsko wystawia, herbatke do popicia przygotowała
Gość patrzy na mięso i mówi:
Ty, ale ten kokot niy mo skrzydeł?
Jurek na to: ale to nie jest ko kot to jest kooot
Gościu swojego kielicha łyknął podziękował za kolacje i do domciu zasuwał :))))
Na autentycznych faktach kota upiekli :))))

Czyli to jest bez hihihi... Słyszałam o jedzeniu psów w Polsce i nawet znam paru podejrzanych, ale kota tylko na skórki brali - ponoć dobrze grzeje nereczki....))))
24 września 2013 21:15
emilia

Slimaczki sa pyyyyszne ! Za dawnych czasow byly takie w puszeczkach, bardzo dobrze zrobione, a pozniej usilowalismy zyc ze slimakow, udalo sie duuzo wychodowac, ale odbiorcow jakby w naszej okolicy zabraklo, tak samo zreszta, jak na kozie sery... Jedlismy, a pozniej wypuscilismy slimaczki do ogrodu luzem. Po dzis dzien jak mamy ochote, to w mokry dzien wystarczy przejsc sie i jest jedzonko.

... do wiaderka z maka na trzy dni wrzucasz... by sie dobrze przeczyscily... czy tez masz inna metode... Zajmowalam sie skupem winniczkow... odbiorcow bylo od liku... tylko slimakow troche malo...
24 września 2013 21:16
Malina

No kurcze na rowerze nie przyjadę

No ja też niestety,pozdrawiam.