Wspomnienia z okresu "słusznie minionego"

03 listopada 2013 09:28
margaretka82

Pamiętam ,bo jechałam wtedy do NL. W Opolu tak sobie , a pod Wrockiem się jechac nie dało, no katastrofa...
Tiry ,stawały, ,korek się zrobil,  tak sypało. 
 

A ja sobie dwa dni wcześniej już posadziłam trochę roslin w ogrodzie , wszystko pomarzło.A wiem ,że najlepiej sadzić po 15 maja, ale co kupilam to posadziłam i szlag trafil. Ale byłam zła.
03 listopada 2013 09:30
aniananowo

A ja sobie dwa dni wcześniej już posadziłam trochę roslin w ogrodzie , wszystko pomarzło.A wiem ,że najlepiej sadzić po 15 maja, ale co kupilam to posadziłam i szlag trafil. Ale byłam zła.

To faktycznie kiszka :(( 
 
03 listopada 2013 10:03
Pamiętam, że wymyśliłam hasło reklamowe na nasze problemy z wszechobecnym brakiem środów higienicznych...."Aby rozwiązać waty problem cały wystarczy by kobiety nie miesiączkowały" I patent mojej bratowej żeby nie zgubić tej "atrakcji" w miejscu publicznym.... - przypinanie sobie do majtek agrafka....))))))
29 marca 2014 20:45
aniananowo

A ja sobie dwa dni wcześniej już posadziłam trochę roslin w ogrodzie , wszystko pomarzło.A wiem ,że najlepiej sadzić po 15 maja, ale co kupilam to posadziłam i szlag trafil. Ale byłam zła.

Boże, przeczytałam tego posta i  się przestraszyłam, że moje kwiatki padły, bo w Polsce mróz,a wszystko przez to, że nie poczekałam do 15 maja:)
29 marca 2014 21:06 / 4 osobom podoba się ten post
Fajnie się czyta wspomnienia z tamtych lat. Mimo zawirowań historycznych które i tak nie są do końca nam znane, były to cudowne lata.

Jestem już nadgryziona zębem czasu, to pamiętam więcej.

Rok 1968- czołgi na ulicach Bydgoszczy a my wracając z treningu rzucaliśmy w nie kamieniami. Milicja nas goniła, ale nie dali rady. Sęk w tym, że kolega miał dres klubowy i wyszła afera. Wywieźli nas na "zgrupowanie" w Bory Tucholskie. Zapadła dziura, brak kontaktu ze światem. Najbliżej było do Bysławia przez jezioro. Po ludzie biegaliśmy do wsi słuchać Wolnej Europy, trener zapijał i nas nie mógł przypilnować.

Potem stan wojenny, internowanie pomimo tego, że byłam w ciąży. Jednak nie wspominam źle Potulic. Ludzie byli sobie bardziej bliscy. Dostawałam bez przerwy jakieś paczki z ciuszkami dla dzieci. Z tamtąd pojechałam na porodówkę i pozwolili mi łaskawie wrócić do domu. Nawet żadnej lojalki nie musiałam podpisywać.
29 marca 2014 21:39
anmar

Fajnie się czyta wspomnienia z tamtych lat. Mimo zawirowań historycznych które i tak nie są do końca nam znane, były to cudowne lata.

Jestem już nadgryziona zębem czasu, to pamiętam więcej.

Rok 1968- czołgi na ulicach Bydgoszczy a my wracając z treningu rzucaliśmy w nie kamieniami. Milicja nas goniła, ale nie dali rady. Sęk w tym, że kolega miał dres klubowy i wyszła afera. Wywieźli nas na "zgrupowanie" w Bory Tucholskie. Zapadła dziura, brak kontaktu ze światem. Najbliżej było do Bysławia przez jezioro. Po ludzie biegaliśmy do wsi słuchać Wolnej Europy, trener zapijał i nas nie mógł przypilnować.

Potem stan wojenny, internowanie pomimo tego, że byłam w ciąży. Jednak nie wspominam źle Potulic. Ludzie byli sobie bardziej bliscy. Dostawałam bez przerwy jakieś paczki z ciuszkami dla dzieci. Z tamtąd pojechałam na porodówkę i pozwolili mi łaskawie wrócić do domu. Nawet żadnej lojalki nie musiałam podpisywać.

Masz co pisac zachęcam z przyjemnoscią poczytam.A może jeszcze ktoś dołaczy bo te czasy to nasze czasy.Tez wiele z tych czasow zostało w głowie bo ja to tez z natury to takie "wybij okno"byłam,dostałam za swoje.
29 marca 2014 21:42 / 2 osobom podoba się ten post
Nie wiem czy wypada, byłam "wywrotowcem"
29 marca 2014 21:47
anmar

Nie wiem czy wypada, byłam "wywrotowcem"

Myśle ze formie wspomniwn to pewnie mozna.Zwłaszcza,że to czas przeszły.
29 marca 2014 21:51 / 1 osobie podoba się ten post
anmar

Nie wiem czy wypada, byłam "wywrotowcem"

W tych czasach wierzyłam jeszcze w idee i im ufałam (ideą).... Też wywracałam, ale obyło sie bez internowania.... Pisz...))))
29 marca 2014 22:34 / 6 osobom podoba się ten post
Moją historię będę musiała zacząć od wojny. Nie, nie jestem aż taka stara, ale jest ona związana z wychowaniem i wartościami wyniesionymi z domu.

Mój tata, jak spora grupa mężczyzn mieszkających na Pomorzu został wcielony do Wermachtu. Udało mu się wraz z przyjacielem uciec, ukrywali się, potem przedostali się do Armii Andersa. JaK byli po wojnie traktowani żołnierze Andersa, to wiecie, nie będę tego opisywać.

Fakt był taki, że zostaliśmy wychowani w duchu nienawiści do "ruskich". Problemy ze mną zaczęły się w szkole, bo znałam inną historię niż uczono nas.

Zresztą mój najstarszy, nieżyjący brat, był lepszy. Kiedy umarł Bierut miał 7 lat. Kiedyś, starsze pokolenie może pamiętać, jak zmarł jakiś dostojnik to w oknach wystawowych sklepów wystawiano jego portret przepasany kirem.
Mój braciszek stanął przed sklepem mięsnym i rozdarł się na cały głós: Tata mówił, że ty nie umarłeś, ty zdechłeś. Tatę oczywiście za to zamknęli.

Ja w technikum naraziłam się historyczce bo zapytałam o Katyń i dlaczego podczas Powstania Warszawskiego ruskie stali za Wisłą i do Warszawy nie weszli. Oczywiście- kolejna wizyta taty w bezpiece.

Zacznę od roku 1968. Trochę już napisałam. Przyzwyczajona byłam do słuchania w domu Wolnej Europy i wpadłam na pomysł przeprawy przez lód do Bysławia. Byliśmy wtedy kadrą spartakiadową i decyzją szefa klubu, a był to klub wojskowy wywieźli nas, byśmy nie rozrabiali więcej. Jakoś poza tym wyjazdem innych konsekwencji nie było. Pamiętam doskonale tą naszą ucieczkę przez Las Gdański w Bydgoszczy, jakieś tory, potem Jachcice i wtedy już spokojnie do domu. Miałam dziwne wrażenie, że cały czas ktoś mnie śledzi, kluczyłam trochę. Do domy wpadłam zziajana, brat i tata- co się stało? Opowiedziałam, a był wtedy u nas nasz sąsiad, zresztą mój chrzestny. Ten wpadł do domu, wyciągnął legitymację partyjną, wrzucił ją do pieca i z moim bratem ruszyli "na miasto">.Sąsiadka wpadła w panikę, zaczęła histerycznie płakać, uczepiła się mojego taty i go nie chciała puścić, bo kto ci wychowa dzieci jak cię zamkną ( mama nie żyła już kilka lat, a nas była czwórka). Po kilku godzinach sąsiad z bratem wrócili. Za dobrą chwilę wpada sąsiadka, płacze bo wojsko przyjechało. Okazało się, że przyjechał trener po mnie, że mam się pakować bo jedziemy na obóz. Objechali wszystkich, dali nam godziną na spakowanie i zabrali nas do klubu, a stamtąd do miejscowości o nazwie Teolog.

Oprócz nas, była tam jeszcze kadra spartakiadowa pięściarzy. Wesoło było, trenerzy więcej podpici jak trzeźwi, mróz dochodził do 30 stopni, a oni nas gnali po Borach, sami gazikiem jeździli. Pięściarze wyczuli, że im się gorzałka kończy, to przytachali od gospodarzy bimber, a my wieczory mieliśmy luz- blues. Chodziliśmy trójkami słuchać Wolnej Europy, dowiadywać się co się dzieje. Przy okazji jeszcze jakąś wałówkę dostaliśmy, bo pewnie nas na tym obozie głodzą.
Najśmieszniejsza sytuacja była, jak trener wchodzi do naszego pokoju, a tam na stoliku stoi blacha drożdżówki.Spojrzał się na nią i pyta skąd to mamy, koleżanka z zimną krwią odpowiada:
Anka upiekła w kuchni. Nie pomyślał skąd mogliśmy mieć produkty, bo posiłki nam przywozili z Tucholi.
Potrzymali nas ponad 3 tygodnie i wróciliśmy do domu.

Potem rok 1970, już czasy szkoły średniej.W klubie nas uważali, mieli nauczkę z 1968 roku. Za to w szkole trzeba było uważać samemu, bo szkoda było przed maturą wylecieć. Koledzy bez przerwy przemycali jakieś bibuły, było co czytać.

Jutro dokończę...
29 marca 2014 22:50 / 1 osobie podoba się ten post
anmar

Moją historię będę musiała zacząć od wojny. Nie, nie jestem aż taka stara, ale jest ona związana z wychowaniem i wartościami wyniesionymi z domu.

Mój tata, jak spora grupa mężczyzn mieszkających na Pomorzu został wcielony do Wermachtu. Udało mu się wraz z przyjacielem uciec, ukrywali się, potem przedostali się do Armii Andersa. JaK byli po wojnie traktowani żołnierze Andersa, to wiecie, nie będę tego opisywać.

Fakt był taki, że zostaliśmy wychowani w duchu nienawiści do "ruskich". Problemy ze mną zaczęły się w szkole, bo znałam inną historię niż uczono nas.

Zresztą mój najstarszy, nieżyjący brat, był lepszy. Kiedy umarł Bierut miał 7 lat. Kiedyś, starsze pokolenie może pamiętać, jak zmarł jakiś dostojnik to w oknach wystawowych sklepów wystawiano jego portret przepasany kirem.
Mój braciszek stanął przed sklepem mięsnym i rozdarł się na cały głós: Tata mówił, że ty nie umarłeś, ty zdechłeś. Tatę oczywiście za to zamknęli.

Ja w technikum naraziłam się historyczce bo zapytałam o Katyń i dlaczego podczas Powstania Warszawskiego ruskie stali za Wisłą i do Warszawy nie weszli. Oczywiście- kolejna wizyta taty w bezpiece.

Zacznę od roku 1968. Trochę już napisałam. Przyzwyczajona byłam do słuchania w domu Wolnej Europy i wpadłam na pomysł przeprawy przez lód do Bysławia. Byliśmy wtedy kadrą spartakiadową i decyzją szefa klubu, a był to klub wojskowy wywieźli nas, byśmy nie rozrabiali więcej. Jakoś poza tym wyjazdem innych konsekwencji nie było. Pamiętam doskonale tą naszą ucieczkę przez Las Gdański w Bydgoszczy, jakieś tory, potem Jachcice i wtedy już spokojnie do domu. Miałam dziwne wrażenie, że cały czas ktoś mnie śledzi, kluczyłam trochę. Do domy wpadłam zziajana, brat i tata- co się stało? Opowiedziałam, a był wtedy u nas nasz sąsiad, zresztą mój chrzestny. Ten wpadł do domu, wyciągnął legitymację partyjną, wrzucił ją do pieca i z moim bratem ruszyli "na miasto">.Sąsiadka wpadła w panikę, zaczęła histerycznie płakać, uczepiła się mojego taty i go nie chciała puścić, bo kto ci wychowa dzieci jak cię zamkną ( mama nie żyła już kilka lat, a nas była czwórka). Po kilku godzinach sąsiad z bratem wrócili. Za dobrą chwilę wpada sąsiadka, płacze bo wojsko przyjechało. Okazało się, że przyjechał trener po mnie, że mam się pakować bo jedziemy na obóz. Objechali wszystkich, dali nam godziną na spakowanie i zabrali nas do klubu, a stamtąd do miejscowości o nazwie Teolog.

Oprócz nas, była tam jeszcze kadra spartakiadowa pięściarzy. Wesoło było, trenerzy więcej podpici jak trzeźwi, mróz dochodził do 30 stopni, a oni nas gnali po Borach, sami gazikiem jeździli. Pięściarze wyczuli, że im się gorzałka kończy, to przytachali od gospodarzy bimber, a my wieczory mieliśmy luz- blues. Chodziliśmy trójkami słuchać Wolnej Europy, dowiadywać się co się dzieje. Przy okazji jeszcze jakąś wałówkę dostaliśmy, bo pewnie nas na tym obozie głodzą.
Najśmieszniejsza sytuacja była, jak trener wchodzi do naszego pokoju, a tam na stoliku stoi blacha drożdżówki.Spojrzał się na nią i pyta skąd to mamy, koleżanka z zimną krwią odpowiada:
Anka upiekła w kuchni. Nie pomyślał skąd mogliśmy mieć produkty, bo posiłki nam przywozili z Tucholi.
Potrzymali nas ponad 3 tygodnie i wróciliśmy do domu.

Potem rok 1970, już czasy szkoły średniej.W klubie nas uważali, mieli nauczkę z 1968 roku. Za to w szkole trzeba było uważać samemu, bo szkoda było przed maturą wylecieć. Koledzy bez przerwy przemycali jakieś bibuły, było co czytać.

Jutro dokończę...

Dobrze się czyta takie wspomnienia-dziekuję♡♡♡♡♡
30 marca 2014 08:45
anmar

Nie wiem czy wypada, byłam "wywrotowcem"

Ja też dziękuję....))))
30 marca 2014 09:44
anmar

Nie wiem czy wypada, byłam "wywrotowcem"

Anmar swietnie się Ciebie czyta:):) Mam pytanie czy mogę Twoje opowieści podsunąć mojej córce ?? :):):):):):)
30 marca 2014 10:12
Oczywiście, młodzi nie znają historii tamtych lat. Niebawem więcej napiszę, obiecuję!!