Wichurra, pracowałam rok w szkole jeszcze na studiach, również w gimnazjum... Generalnie praca była ok, ale pieniądze marne. W międzyczasie założyłam z siostrą małą firmę i dostałam ofertę pracy w innej szkole (w poprzedniej skończyła mi się umowa). Z oferty pracy nie skorzystałam, bo forma dobrze się rozwijała i uległam namowom siostry, aby pracować w biurze. Niestety przyszedł kryzys i trzeba było zwinąć interes. Mimo usilnych poszukiwań, pracy w Polsce nie znalazłam, narosły długi... stwierdziłam, że póki nie mam dziecka to jadę... no i tak siedzę już trzy lata i zastanawiam się co dalej ze sobą zrobić, jak już mieszkanko wyremontuję i odłożę troszkę pieniążków. Nie chcę tu siedzieć wiecznie, bo chcę założyć rodzinę i żyć normalnie. Mam powoli dość tej tęsknoty (nie da się do niej przyzwyczaić:(), choć nie mam też na co narzekać, bo mam dobrą rodzinę i babcię. Myślę o tłumaczu przysięgłym, ale z tego co wiem egzamin jest cholernie trudny i to też ciężki kawałek chleba, jak nie masz wyrobionej opinii. Bodajże w Mainz są świetne studia translatorskie, również z polskim. Trwają trzy lata, semestr kosztuje ok 650euro. Marzy mi się coś takiego... ale na razie jest to nierealne...
A Ty nie myślałaś o tłumaczeniach? Próbowalaś do jakiegoś zakładu się dostać?
A co do pracy w szkole, to moja przyjaciółka ma to samo. Bezdzietna, więc zajmowała się masą rzeczy w szkole. Teraz urodziła synka :)))) na szczęście ma fajną dyrektorkę, która ją lubi (jej nie da się nie lubić:))), więc jej nie zwolni. Warunek ma taki, że musi przekwalifikować się na angielski... zresztą reszta znajomcyh pracujących w szkole ma to samo, albo przekwalifikowanie się na inny przedmiot, albo cioooo bambino! Drektor nie zaproponował Ci takiej możliwości?