Emilia, przyznaję, że mnie zaskoczyłaś, Warmię i Mazury znam jedynie z KWJ, ale tam w każdej, najmniejszej wioseczce (i nie mówię o ośrodkach turystycznych, bowiem pływałam z żeglarzem-eremitą, który na Mazurach stroni od cywilizacji) też był przynajmniej jeden sklep, a w nim do nabycia "Głos Olsztyński" oraz piwo, przy czym sklep ów zwykle stanowił główne centrum informacyjno-rozrywkowe całej mieściny. Na Śląsku mamy wiochy po 200-300 mieszkańców, jak się stanie pośrodku, to widać poczatek i koniec, ale musi być obowiązkowo OSP, kościół bądź kapliczka i minimum dwa sklepy. A w nich -wszystko. Od chipsów po proszki do prania, rzecz jasna w okrojonym wyborze, ale są. Tymczasem tutaj do Edeki mamy jakieś 10 minut piechotą, potem długo, długo nic i dopiero kolejne sklepy w mieście, jakieś 4 km dalej, ale za to wszystkie w kupie (więc obok siebie Lidl, Aldi, Penny, Rewe, Netto, Norma i jeszcze parę innych, mniej znanych, nie licząc oczywiście zatrzęsienia piekarni i mecgerajów. Ale pójdzie człowiek pół kilometra dalej i nawet wody nie ma gdzie kupić.