Ehh z tym moim Parkinsonowcem, sądny dzień. Omamy ma dziś przeogromnie, w zasadzie nawołuje co chwilę. Przy tym jeszcze trzeba się zadać dziadkiem z demencją, który przy babci nakręca się na swoje fazki. Ręce mi dziś opadają
Ehh z tym moim Parkinsonowcem, sądny dzień. Omamy ma dziś przeogromnie, w zasadzie nawołuje co chwilę. Przy tym jeszcze trzeba się zadać dziadkiem z demencją, który przy babci nakręca się na swoje fazki. Ręce mi dziś opadają
Witajcie witajcie. Pewnie nie ten topik ale po dzisiejszej nocce mało co na oczy ? widzę, a tu cały dzień przede mną. Babcie omamy nie odpuszczają. Przychodzą polega tylko żeby lekarstwa podać. Jedna jest sympatyczna i stara się zawsze jakoś pomóc, ale druga to jest jakaś porażka. Chyba nie zdaje sobie sprawy że ja tu jestem z dziadkami non stop i czasem nie mam na coś zwyczajnie siły albo w natłoku spraw coś z pamięci uleci. Ale pewnie wszyscy znacie to z autopsji. Ta fajna pflege powiedziała mi że jestem już 3 opiekunką z rzędu która nie wiedziała jaka jest prawdziwa sytuacja na miejscu.
To wychodzi, że firma kantuje. Mogę zrozumieć, że jakaś opiekunka nie zgłosi firmie jak jest, zaciśnie zęby i przeczeka. Ale kilka kolejnych???
Dziś siedziałam nad rzeczką pomiędzy dwiema miejscowościami i jechały rowerami dwie panie- z daleka słyszałam, że Polki. Zagadałam. Sympatyczne. Może się jeszcze na siebie natkniemy:-) A rano spotkałam tutejszą koleżankę. Spotykamy się we trzy jutro. Miło.
Moje wolne popołudnie przeniesione zostało na środę, bo we wtorek, jak pisałam wcześniej, spotkanie rodzinne miało miejsce. Pojechałam do Mőnschengladbach, a tam umówiłam się z koleżanką, mieszkającą na stałe w Dűsseldorfie. Kilka dni temu wróciła z urlopu w Polsce. Nie mogłyśmy spotkać się tam, to spotkałyśmy się tutaj. Przyjechała ze swoją koleżanką, też Polką, z Poznania, bardzo sympatyczną.
Najpierw lody dla ochlody,a później shopping :oczko:. Trochę "naszopingowałam ",ale na prawdę tylko to,co "niezbędne "kupiłam :smiech3:. Oczywiście wszystko w promocjach :oczko1:Innym razem się pochwalę .
Później znów lody, kawa, pogaduchy, śmichy-chichy i czas szybko minął, trzeba było mi się zbierać na autobus.
A to Gusia, szagajet po Gladbach :-)
Ta obok, to "nie nasza "
Bożesz Gusia jak ja Ci zazdraszczam :) jestem w Berlinie i bądźmy szczerzy baaaardzo lubię to miasto. Jest w nim taki jakiś klimat. Ale niestety nie mogę robić wędrówce że względu na pdp, a jeszcze wczoraj z wieczora zawaliły się dzieci podopiecznych. A pewnie zdajecie sobie sprawę jak to ich wybiło z rytmu jaki był nakreślony. A najgorsze że dzieci twierdzą że wiedzą wszystko naj naj i po trzykroć naj