28 września 2016 14:05 / 4 osobom podoba się ten post
Ja wspieram mniejszość. Winę za rozpad, za dopuszczenie do osłabienia uczuć w małżeństwie ponosza obie strony na równi. Wyjatkiem jest gdy ktoraś ze stron np. naduzywa alkoholu czy dopuszcza sie zdrady. Trzeba pogadać ze sobą , zastanowic sie co mozna zrobić zeby związek był trwały. Milość nie trwa do grobowej destki taka gorąca jak w pierwszym okresie . To jest rzecz naturalna. Zostaje zaufanie , przyjaźń , zrozumienie ,życzliwość , wspólny dom . Nie pisze o mlodych stażem malżeństwach, w ktorych na pierwszym miejscu stawiane sa dzieci . O małżeństwo trzeba dbać jak o zyworódke* w doniczce. Mogę cos na ten temat napisać , ponieważ staż juz mnie upowaznia do tego. Noszenie w sobie zadry zazdrości , brak umiejętności wybaczania , zaborczość i wypominanie to głowne powody rozpadu związku. U nas nie ma problemu co nie oznacza , że nie powiemy sobie do słuchu oboje. Ale nigdy nie podnosimy glosu . Ja staram się swoje załatwić klucząc często , ale efekt jest. Nigdy sie nie rowodziłam i nie myslałam o rozwodzie . To jest posunięcie ostateczne. Nie wyobrażam sobie innego mężczyzny przy moim boku. Nie było tekiej okoliczności. A co wyjazd ma do tego ? stwarza okazje . Nic więcej.