Jak sie nie zanudzic w DE na wsi

14 października 2016 12:14 / 4 osobom podoba się ten post
fioletowa.mysz

Jestem tak zmeczona Deutschlandem ,ze wlasciwie bez znaczenia jest dla mnie(w tej chwili),czy jestem w miescie czy na wsi. Oczywiscie chcialabym byc tam gdzie pracuje kilka osob z tego forum (Salazar,Doda1961, Kobietka, Benita, Andrejka, BaskaN., Meryjka, Nugat, Berdi i jeszcze kilkadziesiat,w sumie cala lista znajomych forumowych,ale wymieniac nie bede bo post bylby dlugi na dwa metry:-) )Tymczasem jestem na wsi,z balkonu ogladam konie,moze sie nawet zdecyduje na jakas krotka przejazdzke wierzchem,i maruuudze na potege! Ze to nie jest miasto. Ale wiem,ze gdybym w miescie byla to tez bym narzekala. Taka karma. I charakter marudera:lol1:

Dla koni i możliwości jeżdżenia na nich, to nawet bym się miasta wyrzekła,  no powiem, że nie nudziło by mi się. Ale nie każdego konie akuracik interesują. Powiem Ci, że taki spacerek to super terapia na smutki, teraz jest tak pięknie, tyle barw, o, tego Ci zazdraszczam! 
14 października 2016 12:24 / 5 osobom podoba się ten post
No, stosuję zasadę, że moja szklanka jest do polowy pełna, nie da się, w moim przypadku mieć wszystkiego, ale mam nadzieję dopełnia nalać. 
14 października 2016 12:26
Chcę. Mail jest w moim profilu.
14 października 2016 12:32 / 14 osobom podoba się ten post
fioletowa.mysz

Jestem tak zmeczona Deutschlandem ,ze wlasciwie bez znaczenia jest dla mnie(w tej chwili),czy jestem w miescie czy na wsi. Oczywiscie chcialabym byc tam gdzie pracuje kilka osob z tego forum (Salazar,Doda1961, Kobietka, Benita, Andrejka, BaskaN., Meryjka, Nugat, Berdi i jeszcze kilkadziesiat,w sumie cala lista znajomych forumowych,ale wymieniac nie bede bo post bylby dlugi na dwa metry:-) )Tymczasem jestem na wsi,z balkonu ogladam konie,moze sie nawet zdecyduje na jakas krotka przejazdzke wierzchem,i maruuudze na potege! Ze to nie jest miasto. Ale wiem,ze gdybym w miescie byla to tez bym narzekala. Taka karma. I charakter marudera:lol1:

No własnie, " zmeczona Deutschlandem". 
Pierwszy raz w życiu na wsi byłam właśnie w de. Miałam cudowne winnice - spełnienie moich marzeń.
teraz jestem w małym mieście - ale mam zaprzyjaźnioną polską rodzinę dwa domy dalej.
Zawsze można znaleźć jakiś plus, ale.... zmęczona jestem, ze już 10 miesiąc mija, jak nie mam poranka bez budzika.
Stellę mam łatwą, lekką i przyjemną, ale ... nie jestem u siebie !
Lato było piękne i długie - wyjeździłam się własnym rowerem - w domu bym tego nie miała, ale... nie jestem u siebie.
A jak wreszcie pojadę "do siebie" - to też nie będę u siebie, bo moje kąty o mnie zapomniały, nic nie jest po mojemu i to poczucie tymczasowości, bo już za moment, za chwilę...
Cudzoziemka. 
14 października 2016 13:15 / 11 osobom podoba się ten post
emilia

Dla koni i możliwości jeżdżenia na nich, to nawet bym się miasta wyrzekła,  no powiem, że nie nudziło by mi się. Ale nie każdego konie akuracik interesują. Powiem Ci, że taki spacerek to super terapia na smutki, teraz jest tak pięknie, tyle barw, o, tego Ci zazdraszczam! 

Posiadalam do czasu bankructwa(doslownego) cztery konie rasy trakenskiej. Wiec kocham je bardzo! Inne zwierzeta tez. Psy,koty,krowy,jeze, wszystko! Mialam nawet koguta o imieniu Albert (Helmut,jego kolega mniej sie podlizywal wiec mniej na rekach byl tarmoszony),ktory spal mi na kolanach i dziobal kielbase z reki;) Wiec wies lubie. Laki,pola,lasy...Lubie zdjecie popelnicna spacerze (slabe bo nie mam predyspozycji), nie potrzebuje towarzystwa do tego,zeby dobrze mi bylo ze soba. Ale ostatnio...no tragedia jakas. Zmeczenie materialu czy cos w ten desen. Nawet nie chce mi sie na zakupy jechac... Zreszta niedawno do mnie dotarlo,ze to co kupuje to ma mi zapewnic namiastke normalnosci. Zastapic to czego mi brak. Tylko,ze otaczanie sie przedmiotami,ubraniami,ktorych nie wloze wcale albo raz na dwa lata,nie jest niczym fajnym. I niczego nie rekompensuje. Ot,taka chwilowa euforia,ktora gdy opadnie nie powoduje,ze swiat blyszczy jasniej niz wczesniej...
14 października 2016 13:24 / 9 osobom podoba się ten post
Benita

No własnie, " zmeczona Deutschlandem". 
Pierwszy raz w życiu na wsi byłam właśnie w de. Miałam cudowne winnice - spełnienie moich marzeń.
teraz jestem w małym mieście - ale mam zaprzyjaźnioną polską rodzinę dwa domy dalej.
Zawsze można znaleźć jakiś plus, ale.... zmęczona jestem, ze już 10 miesiąc mija, jak nie mam poranka bez budzika.
Stellę mam łatwą, lekką i przyjemną, ale ... nie jestem u siebie !
Lato było piękne i długie - wyjeździłam się własnym rowerem - w domu bym tego nie miała, ale... nie jestem u siebie.
A jak wreszcie pojadę "do siebie" - to też nie będę u siebie, bo moje kąty o mnie zapomniały, nic nie jest po mojemu i to poczucie tymczasowości, bo już za moment, za chwilę...
Cudzoziemka. 

Dokladnie tak jak piszesz. Nie wiem...chyba swiadomosc tymczasowosci mnie dobija. Bo naprawde wszystko jest takie..na chwile? Nic nie jest moje,nie jestem u siebie...Nie mam tutaj swoich spraw,swojego zycia,ono jest ale na marginesie. Z boku...A powinno byc najwazniejsze? Moje. A czuje,ze jest mi coraz bardziej obce. Przyjaciele odchodza,ja jestem na marginesie,znajomym dzieci sie zenia,ja na marginesie,choroby w rodzinie,ja nadal na marginesie. Nawet moje zdrowie jest na marginesie.Marginesie zycia,ktore stalo sie dla mnie jakims takim swietem. Bo od swieta nim zyje. Nie da sie zalatwic wszystkiego przez telefon. Nie da sie przytulic przez telefon. Slowa nie zastapia dotyku,radosci z przebywania z kims w jednym pomieszczeniu. Nie da sie wypic wina i gadac do rana przez telefon,zeby sie czuc szczesliwym.Az mi sie na usta slowa Osieckiej cisna - Erzac,cholera,nie zycie! 
No i znowu marudze...Co jest ze mna nie tak??
14 października 2016 13:29 / 13 osobom podoba się ten post
Benita

No własnie, " zmeczona Deutschlandem". 
Pierwszy raz w życiu na wsi byłam właśnie w de. Miałam cudowne winnice - spełnienie moich marzeń.
teraz jestem w małym mieście - ale mam zaprzyjaźnioną polską rodzinę dwa domy dalej.
Zawsze można znaleźć jakiś plus, ale.... zmęczona jestem, ze już 10 miesiąc mija, jak nie mam poranka bez budzika.
Stellę mam łatwą, lekką i przyjemną, ale ... nie jestem u siebie !
Lato było piękne i długie - wyjeździłam się własnym rowerem - w domu bym tego nie miała, ale... nie jestem u siebie.
A jak wreszcie pojadę "do siebie" - to też nie będę u siebie, bo moje kąty o mnie zapomniały, nic nie jest po mojemu i to poczucie tymczasowości, bo już za moment, za chwilę...
Cudzoziemka. 

Benita nie wiem dlaczego masz tak długie turnusy w De.Przecież sama tak chcesz.Temat wałkowany często.Ja najdłużej byłam 28 tygodni.Teraz 14 tygodni.Już mnie nosi.Solennie sobie obiecuję,że następne wyjazdy będą max.8 tygodni.Póki jeszcze mam do kogo i do czego wracać.Bo tu nie u siebie ,a i w domu jak gość.Ile można być zwartym ,gotowym bo taka praca.Najmniej problemów tu mam z Pdp.Do szału mnie doprowadza rodzina Pdp.Chyba za długie jednak turnusy i za długo w jednym miejscu.
14 października 2016 13:56 / 9 osobom podoba się ten post
teresadd

Benita nie wiem dlaczego masz tak długie turnusy w De.Przecież sama tak chcesz.Temat wałkowany często.Ja najdłużej byłam 28 tygodni.Teraz 14 tygodni.Już mnie nosi.Solennie sobie obiecuję,że następne wyjazdy będą max.8 tygodni.Póki jeszcze mam do kogo i do czego wracać.Bo tu nie u siebie ,a i w domu jak gość.Ile można być zwartym ,gotowym bo taka praca.Najmniej problemów tu mam z Pdp.Do szału mnie doprowadza rodzina Pdp.Chyba za długie jednak turnusy i za długo w jednym miejscu.

Z tymi pobytami mam podobnie jak Ty, za każdym razem obiecuję sobie, ze max na 2 m-ce, ale po drodze coś wyskakuje i przedłużam . Teraz miało być podobnie, ale przemyslałam sprawę i zostaję do końca listopada by grudzień w domu spędzić. Obiecuję sobie, (już to gdzieś pisalam), że od nowego roku, krótkie turnusy i długie urlopy, ale jak to praniu wyjdzie, nie wiem...
Zrealizowałam najważniejsze cele i teraz nadszedł czas na realizację marzeń, na ich spełnienie potrzebna jest kasa, więc jak z tą moją obietnicą bedzie- nie wiem!
Podziwiam Benitę za wytrwałość.
14 października 2016 14:17 / 2 osobom podoba się ten post
Trochę to smutne- dla mnie , ale najważniejsze, że Ty się odnajdujesz 
14 października 2016 14:37 / 17 osobom podoba się ten post
A ja bardzo lubię swój dom i dobrze się czuje wśród " swoich "
Wyjazdy do opieki traktuje czysto ekonomicznie, choć z moją Pdp związałam się również emocjonalnie, co wg niektorych osób nie jest dobre. Wyjazdy dwu miesięczne uważam za maksimum pobytu w de. Głównie przytłacza mnie monotonia, codziennie powtarzanie tych samych czynności,wymyślanie i układanie menu ( kuchnie uważam za zło konieczne ). W dodatku jestem na wsi, gdzie wszystkie ścieżki już poznałam, z krowami się zaprzyjaźniłam po sasiedzku i wyczerpałam swoje możliwości poznawcze. Gdyby nie to, że jak wcześniej wspomniałem, lubię moja Pdp i Jej rodzinę to chętnie zmienialabym miejsce pobytu co miesiąc. Muszę to jednak wziąć pod rozwagę....ale z drugiej strony boję się zmian bo nie wiadomo na kogo trafie. A ja nie lubię sie denerwować....
14 października 2016 15:03 / 10 osobom podoba się ten post
teresadd

Benita nie wiem dlaczego masz tak długie turnusy w De.Przecież sama tak chcesz.Temat wałkowany często.Ja najdłużej byłam 28 tygodni.Teraz 14 tygodni.Już mnie nosi.Solennie sobie obiecuję,że następne wyjazdy będą max.8 tygodni.Póki jeszcze mam do kogo i do czego wracać.Bo tu nie u siebie ,a i w domu jak gość.Ile można być zwartym ,gotowym bo taka praca.Najmniej problemów tu mam z Pdp.Do szału mnie doprowadza rodzina Pdp.Chyba za długie jednak turnusy i za długo w jednym miejscu.

Sama siebie się zapytowywuję - czemu.
2 m-ce w de, 2 m-ce w pl = to nigdzie nie zyję. Ja chciałam długo i intensywnie w de i koniec, kropka - zacząć żyć u siebie na stałe. I właściwie już tak mogę zrobić i bardzo się nad tym zastanawiam. Tylko jak zamknę drzwi w de - to nie widzę drzwi, które mogłabym otworzyć w pl. Ja całe zycie pracowałam i nie wyobrażam sobie po porostu "być". Może zajmę się wolontariatem, lub inne drzwi do otwarcia dostrzegę. Dla mnie nic nie robić - to jakby nie żyć.
14 października 2016 15:04 / 13 osobom podoba się ten post
fioletowa.mysz

Dokladnie tak jak piszesz. Nie wiem...chyba swiadomosc tymczasowosci mnie dobija. Bo naprawde wszystko jest takie..na chwile? Nic nie jest moje,nie jestem u siebie...Nie mam tutaj swoich spraw,swojego zycia,ono jest ale na marginesie. Z boku...A powinno byc najwazniejsze? Moje. A czuje,ze jest mi coraz bardziej obce. Przyjaciele odchodza,ja jestem na marginesie,znajomym dzieci sie zenia,ja na marginesie,choroby w rodzinie,ja nadal na marginesie. Nawet moje zdrowie jest na marginesie.Marginesie zycia,ktore stalo sie dla mnie jakims takim swietem. Bo od swieta nim zyje. Nie da sie zalatwic wszystkiego przez telefon. Nie da sie przytulic przez telefon. Slowa nie zastapia dotyku,radosci z przebywania z kims w jednym pomieszczeniu. Nie da sie wypic wina i gadac do rana przez telefon,zeby sie czuc szczesliwym.Az mi sie na usta slowa Osieckiej cisna - Erzac,cholera,nie zycie! 
No i znowu marudze...Co jest ze mna nie tak??

Nie dam Ci plusa !!! Dam Ci za to kopniaczka, lekkiego, oczywista oczywistość, w zadek.
Im więcej siedzisz i rozpatrujesz, tym bardziej będzie Ci trudno. Od 4 czerwca do dziś byłam 12 dni w domu, we wrześniu. Poprzednio byłam w maju, aż 3 tygodnie, moja Młodsza miała maturę, a wyjechałam na odsiadkę gdzieś tam w połowie stycznia, w tym roku nawet na Wielkanoc nie byłam w domu. Ale - nie, nie siedzę i nie myślę, bo bym kota na 100% dostała. To są nasze wspólne decyzje (moje, męża, córki) i już. Wiem, że możesz czuć się teraz zdołowana, ale wiesz co, im bardziej będziesz się zagłebiać w ten dół, tym trudniej będzie z niego wyleźć. Jedno pytanie, nie wiem, dlaczego jeździsz i na jak długo zwykle, nie moja sprawa, zrób sobie raczej analizę "za" i "przeciw", kartka papieru na pół, po jednej stronie plusy, po drugiej minusy a później podsumowanie. 
Każda/każdy z nas wpada w takie czarne dziury, wszyscy mamy przez taką pracę lekko zwichrowane życie i psychikę, w moim przypadku na kartce mam więcej "za", niż "przeciw" i tego się trzymam.
Jestem w domu i też już nie jestem tam gospodynią, inaczej poukładane, inny rytm, ale dostosowałam sie, bo teraz jestem gościem we własnym domu, więc nie mam się o co czepiać. Ja po prostu przyjęłam pewne sprawy do wiadomości, inaczej nie dam sobie sama ze sobą rady. Fakt, że wsparcie w swojej rodzinie mam, ale wiem, że jest im też trudno. Młodsza zaraz skończy 20 lat, czas leci, jak wyścigówka ... W niedzielę urodziny męża, moje niedawno były, wszystko wirtualnie ...
14 października 2016 15:05 / 2 osobom podoba się ten post
Cudzoziemiec.
Bardzo Cię rozumiem.
14 października 2016 15:06 / 4 osobom podoba się ten post
Benita

Sama siebie się zapytowywuję - czemu.
2 m-ce w de, 2 m-ce w pl = to nigdzie nie zyję. Ja chciałam długo i intensywnie w de i koniec, kropka - zacząć żyć u siebie na stałe. I właściwie już tak mogę zrobić i bardzo się nad tym zastanawiam. Tylko jak zamknę drzwi w de - to nie widzę drzwi, które mogłabym otworzyć w pl. Ja całe zycie pracowałam i nie wyobrażam sobie po porostu "być". Może zajmę się wolontariatem, lub inne drzwi do otwarcia dostrzegę. Dla mnie nic nie robić - to jakby nie żyć.

To tez sposób na życie ... Myślę, że nie najgorszy ...
14 października 2016 15:13 / 6 osobom podoba się ten post
Fioletowa Myszo, weź osiodłaj konia, wyjedź na pola, puść się w pełny galop i poczujesz wiatr we włosach, jeny, zawsze mi to pomagało! A trakenów mieliśmy w stajni 14, mieliśmy hotel dla koni, ino właściciel tych zwierzaków wziął i zbankrutował, a my przejęliśmy 4 sztuki za długi. Tylko, że żywiliśmy konie - te 14 hotelowych - przez dłuższy czas z własnej kieszeni, narobiło się długów we wsi (pasza). Później zostały nam 2 sztuki, klacz z przychówkiem, póxniej Starsza, która miała zająć się końmi stwierdziła, że owszem, konie, ale mechaniczne bardziej ją interesują, no i tak dziś stajnia stoi pusta. No,nie - rezyduje tam teraz 9 kotów.