Jak sie nie zanudzic w DE na wsi

14 października 2016 15:07 / 12 osobom podoba się ten post
emilia

Nie dam Ci plusa !!! Dam Ci za to kopniaczka, lekkiego, oczywista oczywistość, w zadek.
Im więcej siedzisz i rozpatrujesz, tym bardziej będzie Ci trudno. Od 4 czerwca do dziś byłam 12 dni w domu, we wrześniu. Poprzednio byłam w maju, aż 3 tygodnie, moja Młodsza miała maturę, a wyjechałam na odsiadkę gdzieś tam w połowie stycznia, w tym roku nawet na Wielkanoc nie byłam w domu. Ale - nie, nie siedzę i nie myślę, bo bym kota na 100% dostała. To są nasze wspólne decyzje (moje, męża, córki) i już. Wiem, że możesz czuć się teraz zdołowana, ale wiesz co, im bardziej będziesz się zagłebiać w ten dół, tym trudniej będzie z niego wyleźć. Jedno pytanie, nie wiem, dlaczego jeździsz i na jak długo zwykle, nie moja sprawa, zrób sobie raczej analizę "za" i "przeciw", kartka papieru na pół, po jednej stronie plusy, po drugiej minusy a później podsumowanie. 
Każda/każdy z nas wpada w takie czarne dziury, wszyscy mamy przez taką pracę lekko zwichrowane życie i psychikę, w moim przypadku na kartce mam więcej "za", niż "przeciw" i tego się trzymam.
Jestem w domu i też już nie jestem tam gospodynią, inaczej poukładane, inny rytm, ale dostosowałam sie, bo teraz jestem gościem we własnym domu, więc nie mam się o co czepiać. Ja po prostu przyjęłam pewne sprawy do wiadomości, inaczej nie dam sobie sama ze sobą rady. Fakt, że wsparcie w swojej rodzinie mam, ale wiem, że jest im też trudno. Młodsza zaraz skończy 20 lat, czas leci, jak wyścigówka ... W niedzielę urodziny męża, moje niedawno były, wszystko wirtualnie ...

Emilia masz rację bo masz świadomość, że Twoje decyzje mają swój powód i razem z rodziną (tak ja to widzę), skupiacie się na ich pozytywnym znaczeniu.

A może to jest tak, że własnych decyzji (bo przecież są nasze) nie ma sensu aż tak bardzo analizować?
Kiedy podejmujemy decyzję, musimy być konsekwentni i dla zachowania radości z życia - szukać i pamiętać o tych pozytywnych aspektach.
Będąc w temacie napiszę, że bardzo kocham "wiejskie klimaty", nie mieszkam tam na stałe, ale tam się wychowałam.
Kiedyś podjęłam decyzję, że jednak lepiej jest mieszkać w mieście (zrobiłam to przede wszystkim z myślą o dzieciach i szkole)..
Przez pierwsze lata ciągle wyciągałam na tapetę negatywne aspekty życia w mieście (dla mnie negatywne), później zauważyłam, że przez to w ogóle nie cieszę się z powodów, dla których ta decyzja została podjęta. :))
Wtedy zmieniłam nastawienie. Cały czas dzielę życie w mieście z życiem na wsi (bo ufff mam taką możliwość).
Mimo tych Waszych trudnych wyborów, można podjąć decyzję o tym, by szukać radości, tylko trzeba skupiać się na tym co mamy w danej chwili (bo tak sami zdecydowaliśmy) i pamiętać o tych pozytywnych aspektach (wtedy i rodzina będzie miała inne nastawienie).
14 października 2016 15:31 / 6 osobom podoba się ten post
Pomoc forum2

Emilia masz rację bo masz świadomość, że Twoje decyzje mają swój powód i razem z rodziną (tak ja to widzę), skupiacie się na ich pozytywnym znaczeniu.

A może to jest tak, że własnych decyzji (bo przecież są nasze) nie ma sensu aż tak bardzo analizować?
Kiedy podejmujemy decyzję, musimy być konsekwentni i dla zachowania radości z życia - szukać i pamiętać o tych pozytywnych aspektach.
Będąc w temacie napiszę, że bardzo kocham "wiejskie klimaty", nie mieszkam tam na stałe, ale tam się wychowałam.
Kiedyś podjęłam decyzję, że jednak lepiej jest mieszkać w mieście (zrobiłam to przede wszystkim z myślą o dzieciach i szkole)..
Przez pierwsze lata ciągle wyciągałam na tapetę negatywne aspekty życia w mieście (dla mnie negatywne), później zauważyłam, że przez to w ogóle nie cieszę się z powodów, dla których ta decyzja została podjęta. :))
Wtedy zmieniłam nastawienie. Cały czas dzielę życie w mieście z życiem na wsi (bo ufff mam taką możliwość).
Mimo tych Waszych trudnych wyborów, można podjąć decyzję o tym, by szukać radości, tylko trzeba skupiać się na tym co mamy w danej chwili (bo tak sami zdecydowaliśmy) i pamiętać o tych pozytywnych aspektach (wtedy i rodzina będzie miała inne nastawienie).

No właśnie! Świetnie to ujęłaś, ja nie mam tak zwanego "lekkiego pióra" ! Ja, mój mąż, moja Starsza - urodziliśmy się i wychowaliśmy w mieście, dużym mieście, od 1999 mieszkamy na wsi, była to decyzja podyktowana i warunkami mieszkaniowymi, i zdrowotnymi Młodszej, no i planami związanymi z końmi. Teraz przyszedł czas, kiedy znowu trzeba zmienić miejsce postoju. 
A w pracy, obojętnie, czy tu, czy w DE staram sobie stworzyć namiastkę swojego kąta, ja nie potrafię i nie chcę ciągle myśleć, że nie jestem u siebie, cztery ściany mojego pokoju - to mój, prywatny świat i chcę w nim spędzać czas po mojemu.
14 października 2016 15:42 / 11 osobom podoba się ten post
Myslę, że ta praca robi nam to co robi... Ale jak mam doła to wracam do czasów z przed wyjazdów i wiem, że teraz mam łatwiej ... Trudno mi planować przyszłość bo nigdy nie wiem gdzie mnie poniesie i po prostu na tą przyszłość oczekuję... Może się kiedyś wyklaruje... Przed 5 lat moich wyjazdów więcej zmieniło się w życiu moich mi najbliższych, a ja dalej jestem w zawieszeniu, ale to ich być albo nie być warunkuje mój ogólny stosunek do świata... A im jest o wiele szczęśliwiej ... Zmiany w ich życiu są diametralne .., czyli jest ruch , jest działanie i cos się zmienia... Na swoje życie też znajdę sposób... Nie ma bata
14 października 2016 15:43 / 8 osobom podoba się ten post
Benita, czy Ty nie masz marzeń?
Skoro masz pieniądze, dlaczego nie realizujesz tego, co Cię zawsze pociągało? Zakładam, że takie rzeczy były i są dotąd, poukrywane. Jesteś wielka, pamiętam Twego posta jak pisałaś o rozłożeniu bodajże dużego fiata na czynniki pierwsze i złożeniu go powtórnie. Wyraźnie coś Cię kręci i nie jest to zarabianie pieniędzy za wszelką cenę. W rok nauczyłaś się niemieckiego tak, by dobrze rozumieć tv. Masz cholerny potencjał, kobieto!

Szukaj, dziecinko, szukaj tych marzeń, a ja codziennie dokładam od dziś zdrowaśkę za Ciebie!
14 października 2016 15:32 / 7 osobom podoba się ten post
emilia

No właśnie! Świetnie to ujęłaś, ja nie mam tak zwanego "lekkiego pióra" ! Ja, mój mąż, moja Starsza - urodziliśmy się i wychowaliśmy w mieście, dużym mieście, od 1999 mieszkamy na wsi, była to decyzja podyktowana i warunkami mieszkaniowymi, i zdrowotnymi Młodszej, no i planami związanymi z końmi. Teraz przyszedł czas, kiedy znowu trzeba zmienić miejsce postoju. 
A w pracy, obojętnie, czy tu, czy w DE staram sobie stworzyć namiastkę swojego kąta, ja nie potrafię i nie chcę ciągle myśleć, że nie jestem u siebie, cztery ściany mojego pokoju - to mój, prywatny świat i chcę w nim spędzać czas po mojemu.

Miałam przyjemność (swojego czasu) poznać życie na walizkach i przy tej okazji współpracowałam też z pewnym "dzianym" przedsiębiorcą, który posiada praktycznie wszystko. Ma również kochającą rodzinę i obserwując dla przykładu jego tryb życia, kiedyś go spytałam, jak oni godzą to życie i jak to robi, że tyle radości bije z niego i jego rodziny.
Rodzina po jednej stronie świata, on ciągle w rozjazdach.. a mimo wszystko razem i radośni (co mogłam obserwować osobiście).
Powiedział coś, co odpowiada temu, o czym piszesz.
Cytuję Ciebie: "w DE staram sobie stworzyć namiastkę swojego kąta, ja nie potrafię i nie chcę ciągle myśleć, że nie jestem u siebie, cztery ściany mojego pokoju - to mój, prywatny świat i chcę w nim spędzać czas po mojemu".

A tu jego wypowiedź, nie cytuję, tylko piszę, to co pamiętam: Tak naprawdę cały świat jest nasz i nie powinniśmy przywiązywać się do 1 miejsca bo to nas ogranicza i nie pozwala odnosić upragnionych sukcesów. Wszędzie gdzie jestem, czuję się jak w domu. Nie ważne, czy to pokój hotelowy, czy w podróży samolotem do USA.. To nie ma znaczenia. Gdybym miał patrzeć na to w taki sposób, jak zadałaś mi pytanie - nie miałbym tego, co mam teraz i nie realizowałbym marzeń swoich i mojej rodziny, a jak wiesz, często do spełniania marzeń potrzebujemy pieniędzy. A radość? Ona jest wynikiem tego, że ciągle kiedy mam ciężki dzień (a tak też jest bo jestem człowiekiem), przypominam sobie, jaki mam cel.... Oddaję się wszystkiemu na 100%, czyli jak jestem w pracy - pracuję, jak jestem z rodziną - to absolutnie 100% uwagi kieruję tylko rodzinie..

Pomyślałam, łatwo się mówi, tylko, że w jego przypadku to nie były tylko słowa. :)
Życie to ciągłe wyrzeczenia, ale trzeba je sobie jakoś ułatwiać, chociaż odpowiednim nastawieniem. 
14 października 2016 16:01 / 6 osobom podoba się ten post
To co powiedział ten biznesmann brzmi fajnie, jednak są ludzie wrośnięci bardziej niż inni w swój kraj i nic się na to nie poradzi. Ja obowiązkowo po miesiącu pobytu w Dojczlandii mam zwidy, tzn. przychodzi do mnie nieproszone moje miasto, Rynek, knajpy, tramwaje, ulubiona księgarnia i tęsknota rzuca mnie na podłogę. Mogę być w moim ulubionym Monachium i co z tego? Wrocław i tak mnie dopadnie. Nie dlatego, że jest taki cudny, bo brudno w nim i sporo jeszcze do zrobienia, ale wrósł we mnie przez te wszystkie lata życia i za granicą na pewno nie czuję się u siebie. Nie rozumiem wszystkiego, nie śmieszą mnie tutejsze dowcipy i lubię wracać do Polski, a wyjazd za każdym razem do pracy jest dla mnie trudny.
14 października 2016 16:19 / 2 osobom podoba się ten post
Romana1

Benita, czy Ty nie masz marzeń?
Skoro masz pieniądze, dlaczego nie realizujesz tego, co Cię zawsze pociągało? Zakładam, że takie rzeczy były i są dotąd, poukrywane. Jesteś wielka, pamiętam Twego posta jak pisałaś o rozłożeniu bodajże dużego fiata na czynniki pierwsze i złożeniu go powtórnie. Wyraźnie coś Cię kręci i nie jest to zarabianie pieniędzy za wszelką cenę. W rok nauczyłaś się niemieckiego tak, by dobrze rozumieć tv. Masz cholerny potencjał, kobieto!

Szukaj, dziecinko, szukaj tych marzeń, a ja codziennie dokładam od dziś zdrowaśkę za Ciebie!:yeah:

Romana, Jesteś Wielka - Dzięki.
14 października 2016 17:14 / 13 osobom podoba się ten post
emilia

Nie dam Ci plusa !!! Dam Ci za to kopniaczka, lekkiego, oczywista oczywistość, w zadek.
Im więcej siedzisz i rozpatrujesz, tym bardziej będzie Ci trudno. Od 4 czerwca do dziś byłam 12 dni w domu, we wrześniu. Poprzednio byłam w maju, aż 3 tygodnie, moja Młodsza miała maturę, a wyjechałam na odsiadkę gdzieś tam w połowie stycznia, w tym roku nawet na Wielkanoc nie byłam w domu. Ale - nie, nie siedzę i nie myślę, bo bym kota na 100% dostała. To są nasze wspólne decyzje (moje, męża, córki) i już. Wiem, że możesz czuć się teraz zdołowana, ale wiesz co, im bardziej będziesz się zagłebiać w ten dół, tym trudniej będzie z niego wyleźć. Jedno pytanie, nie wiem, dlaczego jeździsz i na jak długo zwykle, nie moja sprawa, zrób sobie raczej analizę "za" i "przeciw", kartka papieru na pół, po jednej stronie plusy, po drugiej minusy a później podsumowanie. 
Każda/każdy z nas wpada w takie czarne dziury, wszyscy mamy przez taką pracę lekko zwichrowane życie i psychikę, w moim przypadku na kartce mam więcej "za", niż "przeciw" i tego się trzymam.
Jestem w domu i też już nie jestem tam gospodynią, inaczej poukładane, inny rytm, ale dostosowałam sie, bo teraz jestem gościem we własnym domu, więc nie mam się o co czepiać. Ja po prostu przyjęłam pewne sprawy do wiadomości, inaczej nie dam sobie sama ze sobą rady. Fakt, że wsparcie w swojej rodzinie mam, ale wiem, że jest im też trudno. Młodsza zaraz skończy 20 lat, czas leci, jak wyścigówka ... W niedzielę urodziny męża, moje niedawno były, wszystko wirtualnie ...

Kopniaczki sa mile widziane 
Ja nie mam dola,po prostu meczy mnie takie zycie. I niestety...rozwazalam juz wlasne biznesy i inne sresy,lecz nic nie jest na tyle nowatorskie czy odkrywcze,zebym mogla zaryzykowac. Szczegolnie,ze nie dysponuje odpowiednia gotowka na rozkrecenie a kredyty trzeba splacic. Tak to wyglada...
Na mojej kartce widze jednak wiecej minusow niz plusow. Nie umiem juz zyc na walizkach i wszedzie czuc sie obco. Nie umiem a musze bo zycie mnie do tego zmusza. Nigdy nie ukrywalam,ze pracuje w ten sposob ze wzgledow ekonomicznych ale nie czuje sie lepiej przez to,ze finansowo w miare stabilnie jest. Wkurza mnie to,ze zeby godnie zyc  moim kraju,musze zasuwac na obczyznie. 
Nie wiem...moze jestem dziwna albo niedojrzala ale nie chce sie czuc we wlasnym domu gosciem bo to moj dom. Chce byc u siebie. A czuje sie inaczej chociaz niby nie powinnam. Wirtualne zycie...Dobrze powiedziane Emilia. Ale nie podoba mi sie,ze tez w takim uczestnicze. No nie podoba mi sie i tyle.
I wiem,ze zaraz uslysze,ze nikt mnie do tego nie zmusza,ze to moja decyzja etc,etc. Ale jestescie w bledzie,Ci co tak myslicie. Zmusza mnie LIFE. Jakkolwiek to brzmi i jak bardzo nieprawdopodobnym sie wydaje.
Oczywiscie nie musicie sie ze mna zgadzac,myslec jak ja,mozecie powiedziec - to na cholere nie siadzie na dupie w domu? Odpowiem wtedy tylko,ze tak bywa,iz alternatywy jakie sa do wyboru beda jeszcze gorsze. Co mnie osobiscie nie pociesza. Bo nie rozumiem do dzisiaj dlaczego musze wybierac mniejsze zlo? Zreszta zlo to zlo...Jego wielkosc nie ma znaczenia....
14 października 2016 17:20 / 11 osobom podoba się ten post
Czytając Wasze posty nasuwa mi się jedno słowo WOLNOŚĆ. Poczucie wolności tego w tej pracy brak. Zatrzaśnięci w tych naszych klatkach spoglądamy z tęsknotą na to co przemija i ciągle przebiega obok . Niby jesteśmy tu i teraz, ale tak naprawdę tylko obok. Tęsknota za spontanicznością, za podejmowaniem decyzji w biegu powoduje stan niebycia, zawieszenia w próżni. Smutne, że nasz wolny wybór zamyka poczucie wolności.
14 października 2016 17:23 / 3 osobom podoba się ten post
emilia

Fioletowa Myszo, weź osiodłaj konia, wyjedź na pola, puść się w pełny galop i poczujesz wiatr we włosach, jeny, zawsze mi to pomagało! A trakenów mieliśmy w stajni 14, mieliśmy hotel dla koni, ino właściciel tych zwierzaków wziął i zbankrutował, a my przejęliśmy 4 sztuki za długi. Tylko, że żywiliśmy konie - te 14 hotelowych - przez dłuższy czas z własnej kieszeni, narobiło się długów we wsi (pasza). Później zostały nam 2 sztuki, klacz z przychówkiem, póxniej Starsza, która miała zająć się końmi stwierdziła, że owszem, konie, ale mechaniczne bardziej ją interesują, no i tak dziś stajnia stoi pusta. No,nie - rezyduje tam teraz 9 kotów.

U mnie tez stajnia pusta. Ostatnio chcialam ja przerobic na jakis magazyn,gdzie moglabym np.trzymac nawozy sztuczne albo pasze dla zwierzat wszelakich. Po zbadaniu rynku musialam zrezygnowac z pomyslu. Nie mialo to najmniejszego sensu.
Co do galopu to pewnie..fajna sprawa ale raczej na tych tutaj nie bede sie dobrze czula. Male jakies mi sie wydaja ale to andaluzy wiec co sie dziwic,ze nizsze ode mnie sa?
14 października 2016 17:30 / 7 osobom podoba się ten post
Smutno mi się zrobiło po tym poście:( :(:(:(:(
Napisałam ,ale zmazałam......Nie wiem nic o NY,więc nie komentuję
Mam nadzieję,że dopóki będę wyjeżdżała ,powroty zawsze będą mnie cieszyć tak jak teraz:)Nie ma dla mnie znaczenia  czy to miasto czy wieś,najważniejsze to max 6 tygodniowy turnus,dłuższych nie lubię i już,oraz dom a nie kiszka w wieżowcu-dla palacza warunki lokalowe to priorytet:)
Rower ok,ale nie wtedy kiedy powrót zawsze pod górkę:(Było tak w paru miejscach i stał odłogiem:( Czas wolny ,jeśli nie muszę nigdzie iść, to najczęściej śpię,bo lubię:)Spacerowac sama nie cierpię:(Ale np.lubię sztele z psem-3 takie miałam i wtedy chętnie wychodzę z psiskiem,nawet kilka razy jeśli jest możliwość.Wieczory-lapek,ksiązka, na telefonie i nie wiadomo kiedy robi się noc:)
14 października 2016 17:33 / 2 osobom podoba się ten post
masz rację, to czy tamto za darmo, dla wielu z nas możliwość zobaczenia kawałek innego świata z tymi półwczasami bym polemizowała - i to bardzo, ale czy to tak naprawdę jest prawdziwe życie.....
14 października 2016 17:34 / 6 osobom podoba się ten post
fioletowa.mysz

Kopniaczki sa mile widziane :-)
Ja nie mam dola,po prostu meczy mnie takie zycie. I niestety...rozwazalam juz wlasne biznesy i inne sresy,lecz nic nie jest na tyle nowatorskie czy odkrywcze,zebym mogla zaryzykowac. Szczegolnie,ze nie dysponuje odpowiednia gotowka na rozkrecenie a kredyty trzeba splacic. Tak to wyglada...
Na mojej kartce widze jednak wiecej minusow niz plusow. Nie umiem juz zyc na walizkach i wszedzie czuc sie obco. Nie umiem a musze bo zycie mnie do tego zmusza. Nigdy nie ukrywalam,ze pracuje w ten sposob ze wzgledow ekonomicznych ale nie czuje sie lepiej przez to,ze finansowo w miare stabilnie jest. Wkurza mnie to,ze zeby godnie zyc  moim kraju,musze zasuwac na obczyznie. 
Nie wiem...moze jestem dziwna albo niedojrzala ale nie chce sie czuc we wlasnym domu gosciem bo to moj dom. Chce byc u siebie. A czuje sie inaczej chociaz niby nie powinnam. Wirtualne zycie...Dobrze powiedziane Emilia. Ale nie podoba mi sie,ze tez w takim uczestnicze. No nie podoba mi sie i tyle.
I wiem,ze zaraz uslysze,ze nikt mnie do tego nie zmusza,ze to moja decyzja etc,etc. Ale jestescie w bledzie,Ci co tak myslicie. Zmusza mnie LIFE. Jakkolwiek to brzmi i jak bardzo nieprawdopodobnym sie wydaje.
Oczywiscie nie musicie sie ze mna zgadzac,myslec jak ja,mozecie powiedziec - to na cholere nie siadzie na dupie w domu? Odpowiem wtedy tylko,ze tak bywa,iz alternatywy jakie sa do wyboru beda jeszcze gorsze. Co mnie osobiscie nie pociesza. Bo nie rozumiem do dzisiaj dlaczego musze wybierac mniejsze zlo? Zreszta zlo to zlo...Jego wielkosc nie ma znaczenia....

A jak myślisz, dlaczego zaczęłam jeździć? Z miłości do niemieckich staruszków? Po 8 latach uzerania się z leżącą osobą w domu?  Czy ja mogę egzystować w Pl z moją i mojego męża emerytura, łącznie jakieś 1600 zł, po przepracowaniu solidnym lat więcej niż wymagane, dla Młodszej potrzebujemy ok. 2000 zł miesięcznie, bo maści i inne nie są refundowane. Za prąd ok.400 zł miesięcznie, bo ona potrzebuje dużo cieplej wody i prawie codziennie pranie, samochód utrzymać trzeba, bo sklepy w odległości 10 km. Po pierwszym wyjeździe szukałam możliwości na miejscu, ale mając tyle lat co mam budziłam śmiech i komentarze, no przecież mam emeryturę. 
Teraz wiem, że nie możemy nadal tkwić na wsi, bo mój mąż jest pod opieką kardiologa, na szczęście nie są to duże problemy, ale u nas na tfu, odpukać, karetkę czeka się nie mniej niż 30 minut, Młodsza w Pl nie ma żadnej przyszłości, my kiedyś na inny świat się przeniesiemy, a druga, Starsza, właśnie papiery na zmianę obywatelstwa wypełniała. Młodsza marzy o studiach, ale nie da rady w Pl, zresztą germanistyka w Pl, a w DE to zupełnie inna bajka.
I tak jakoś innego wyjścia nie ma.
14 października 2016 17:35 / 6 osobom podoba się ten post
kasia14

Czytając Wasze posty nasuwa mi się jedno słowo WOLNOŚĆ. Poczucie wolności tego w tej pracy brak. Zatrzaśnięci w tych naszych klatkach spoglądamy z tęsknotą na to co przemija i ciągle przebiega obok . Niby jesteśmy tu i teraz, ale tak naprawdę tylko obok. Tęsknota za spontanicznością, za podejmowaniem decyzji w biegu powoduje stan niebycia, zawieszenia w próżni. Smutne, że nasz wolny wybór zamyka poczucie wolności.

Kasiu, wolność poczulabym wtedy, kiedy nie musialabym pracować ani w pl ani w de. Wtedy, kiedy zasobność mojego portfela pozwalała by na to abym realizowała swoje potrzeby i marzenia.....bez zbędnych ograniczeń czasowych....finansowych....i innych.
A tak niezależnie od miejsca jestem i będę niewolnikiem....zresztą jak większość z nas.
14 października 2016 17:37 / 3 osobom podoba się ten post
kasia14

Czytając Wasze posty nasuwa mi się jedno słowo WOLNOŚĆ. Poczucie wolności tego w tej pracy brak. Zatrzaśnięci w tych naszych klatkach spoglądamy z tęsknotą na to co przemija i ciągle przebiega obok . Niby jesteśmy tu i teraz, ale tak naprawdę tylko obok. Tęsknota za spontanicznością, za podejmowaniem decyzji w biegu powoduje stan niebycia, zawieszenia w próżni. Smutne, że nasz wolny wybór zamyka poczucie wolności.

zgadzam się z Tobą w 100%! dlatego gdy do domu jadę najbardziej cieszy mnie, że nic nie muszę... To jest ta moja WOLNOŚĆ, która pozwala na snucie się po domu do południa w szlafroku, zakladanie ubrań, których do DE nawet nie zabieram, spotkania ze znajomymi, wieczorny drink i wiele innych drobiazgów, o których na wyjedździe nawet nie myślę.