Ja z Westfalii, z Unny a Ella nie wiem.....W każdym razie w Swiecku będziemy się szukać bo do Warszawy jedziemy razem.
Ja z Westfalii, z Unny a Ella nie wiem.....W każdym razie w Swiecku będziemy się szukać bo do Warszawy jedziemy razem.
Nie mam wydatków za granicą. Wszystko na koszt niemieckiego państwa.
słuchajcie, wyjeżdżam już od lat, ale z pieniędzmi to zawsze mam problem.. jak jeżdżę do nowej rodziny to zawsze się trochę stresuję że mnie będą rozliczać z każdego produktu albo że nam po prostu braknie na jedzenie.. zawsze mam awaryjną kaske na swoje potrzeby.. chociaż znam takie osoby które nie mają problemu z wydawaniem pieniędzy rodziny na swoje zachcianki typu kosmetyki osobiste właśnie czy jakieś jedzeniowe rarytasy... jak jest u was?:bezradny:
Ja nie mam stałego miejsca pracy czasami byłam w jednym miejscu dwa lub 3 razy i wtedy wiedziałam na co mogę sobie pozwolić.Bywają miejsca gdzie skrupulatnie cię rozliczają ale nie zabraniali kupić czekolady czy ciastek to jeśli nie zjadłam to zabrałam do domu.Zawsze mam swoje pieniądze na kosmetyki czy inne moje zachciewajki.Staram się być oszczędna tak jak i w domu,bo tak mnie wychowano żeby nie wyrzucać. Co nie znaczy że nie kupię sobie owoca który lubię lub cukierki czy loda,w końcu jeżdżę do niemieć po to żeby nie liczyć od emerytury do emerytury. Pomagam też dzieciom i wnukom jeśli uznam że zasługują. Mieszkam z mężem więc mamy dwie emerytury nam by to starczyło ale myślę o przyszłości co by dzieci nie miały z nami problemów,odkładam na dom 🏡 spokojnej starości nie chcę być ciężarem dla nikogo.:-)
Powiem tak,do bardzo oszczędnych nie należę,ale w wydawaniu cudzych pieniędzy podchodzę z myślą,że to nie są moje pieniądze. Nigdy nikt nie rozliczał mnie z "każdego produktu ". Jak przyjeżdżam pierwszy raz,widzę co jest w lodówce,jakie zapasy w Vorratsraum i mam jako taki pogląd,co się w tym domu kupuje. Nie kupuję najtańszych ale też nie te najdroższe. Tutaj mam szczęście że szuflada z przyprawami,półka z sosami,olejami,octami itd,bardzo dobrze zaopatrzone. A to u mnie podstawa. Nawet z "nieatrakcyjnych "produktów można wyczarować smaczne i "atrakcyjne"danie.Nie wydaję cudzych pieniędzy na moje "widzimisie", bo uważam że jest to po prostu nieuczciwe. Kosmetyki zabieram ze sobą,dokupuję szampon czy żel pod prysznic.Ostatnio jak byłam z córką na zakupach,zajrzała do mojego koszyka (w dm),kilka produktów-szampon,odżywka,żel,i powiedziała żebym wrzuciła wszystko do wózka i jej nie obrażała. Ok,podziękowałam i nie wzbraniałam się fałszywie,że nie,że to moje i sama zapłacę. Kiedy mam ochotę na coś z wyższej półki,kupuję najcześciej wtedy,kiedy jest córka. Mówię że mam pomysł na zrobienie czegoś tam,ale qrcze drogie to trochę i wtedy ona płaci kartą matki.
Dostaję Haushaltsgeld,mam też kartę pdp. Kartą wybieram gotówkę,nigdy nią nie płacę. Długo się przed tą kartą broniłam,syn uzupełniał gotówkę ale teraz jest uziemiony w domu,po operacji stopy. Jedynie jak wychodzimy do restauracji to płacę kartą i zawsze biorę rachunek. Cudze pieniądze dużo trudniej jest mi wydawać niż własne. Co jak co,ale wydatki muszą być u mnie przejrzyste i kasa musi się zgadzać. Zauważyłam że takie podejście procentuje tym,że budżet domowy wzrasta i dają mi wolną rękę w jego zagospodarowaniu :-)
Od kilku lat zakładam zeszyt tzw Kassenbuch i tam wszystko mam.
Wcześniej poprzednicy gubili paragony, porozrzucane, nie pozszywane, a i były podejrzenia, że jakaś kasa idzie na jakieś nasze zachcianki. Więc teraz mam to przejrzyście, zawsze mogą sprawdzić, ale... odkąd widzą ten Kassenbuch, to nie sprawdzają. Jestem uczciwy, więc i przejrzyście to im zostawiam. Tzw transparentność. Gdy wracałem w to samo miejsce, to zeszyt zawsze był. A czy następni też to robili, to już nie moja sprawa. Nie lubię kombinowania i kradzieży, bo inaczej tego nazwać nie można. Nie Twoje pieniądze, to ich nie ruszaj.
Owszem, często rodzina, tak jak u Gusi, dokładała jeszcze coś do koszyka dla opiekuna w czasie wspólnych zakupów. Bywa więc różnie.