Gdybym była wampirem, uwielbiałabym nocne zmiany.Tyle bezbronnych duszyczek tylko w mojej władzy.Ciemność panuje dookola, lęki wychodzą, a całe miasto oddycha miarowo w swoich łózkach. Jednakże nie jestem i nie mam ochoty.Nocne zmiany uważam za kiepski pomysł, choć wiem, że są potrzebne.Wolę swoje łóżeczko i normalny zasłużony sen. Nie kręcą mnie imprezy nocne,a tym bardziej imprezy nocne z pampersem i wiecznie dzwoniącym pipserem.
Niektóre podopieczne drzemiące cały dzień, za punkt honoru i świetną zabawę uważają naciśnięcie tego guzika zapalającego się tak fajnie na czerwono.Są w centrum uwagi, bo pracownik goni 3 piętra do góry zobaczyć co się dzieje. Na pytanie...was ist passiert....babcia robi oczy jak talerz i wzrusza ramionami...by za 15 minut powtórzyć zabawę od nowa. Nocna zmiana zdarza się zwykle raz w miesiącu, dwie noce pod rząd. Jest to służba słusznie dodatkowo płatna, bo po 2 nieprzespanych nocnach funkcjonuje się jak rasowe zombie. Potrzeba 2 kolejnych nocy, by dojść do siebie. W nocy są zwykle 2 osoby....na cały budynek.Jak u mnie, tylko 4 piętra i tylko około 100 podopiecznych.
Tia.....
Po wieczornym przekazaniu zmiany pt. kto ma durchfall , a kto wybiera się na tamten świat zaczyna się 10cio godzinna jazda. O 22.00 pierwszy obchód, czyli pucen poliren popo i lagerowanie. Jak to zwykle bywa, podpowieczni postanawiają hurtowo walnąć sobie zdrową kupkę.Pflege zaś hurtowo wymienia pamersy, myje , zmienia pozycję, próbuje zmyć czekoladowy manicure zza paznokci, pociesza i utula do snu.
Ta czynność w ilości ca. 100 razy zajmuje około 2 godzin.
Koło północy docieram do termosa z kawą i swojej kolacji zabranej z domu. Włączamy sobie z kolegą radio i zabawiamy się różnymi zwierzeniami jak na noc przystało. Jest do tego trochę papierów do uzupełnienia i 2 godziny oddechu.
O 2 w nocy jazda zaczyna się 2 raz.Kolejny ogólny obchód, zmiana pieluch wkładek, sprawdzanie kto żyje, kto potrzebuje nocnika, kto potrzebuje zmiany pozycji ciała do spania. Pusty śpiący budynek nie jest przyjemny.Któregoś razu czekając na zapełnienie kaczki siedziałam na korytarzu w fotelu.W pewnym momencie poczułam się jak w horrorze.Żarówki jarzeniowe migały, cisza dzwoniła w uszach, a ja wyrażnie słyszałam kroki na korytarzu. Zmykałam do pokoju w podskokach.Lepszy dziadek siusiający do kaczki niż nawet wyimaginowany duch na korytarzu.
Około 4 rano kończę drugi obchód.Sama czuje się jak przyszłe zwłoki, ale taka praca. Jeszcze zaparzenie kawy dla wszystkich pięter na poranną zmianę, uzupełnienie danych w komputerze i ...o 6.15 rano zjawia się dzienna zmiana.
Zero snu,wyczerpana na maksa, kilka pomysłów zamordowania dzwoniącej bez potrzeby babci tu i teraz
i właściwie to wszystko. Jak to dobrze, że to tylko raz w miesiącu.