Moje życie na obczyźnie i praca w Altersheimie

10 lutego 2015 22:42 / 31 osobom podoba się ten post
Pamiętam dokładnie ten dzień, kiedy klęczałam w domu nad otwarta walizka. Dookoła walały się rożne rzeczy, a ja nie miałam pojęcia co spakować. Szpilki, torebkę, płaszcz??? Jutro miałam wyjeżdżać w nieznane. Zdesperowana podjęłam decyzje,nie mam wyjścia, jadę. Gdzieś jakiś telefon,jakaś rozmowa wydukana po niemiecku,ogromny strach i stres. Kiedyś opiekowałam się moja mama, ale praca w opiece była dla mnie czarna magia. Jak to będzie, gdzie czy ktoś mnie zrozumie,jak sobie poradzę? Na dworzec odprowadziła mnie córcia. Obie śmiałyśmy się nerwowo. Już w busie myślałam....boże co ja robię. Jadę pierwszy raz za granice do pracy w ciemno. Było mi niedobrze ze stresu. Pierwsze miejsce było okropne. Płakałam po nocach nie śpiąc ze stresu, w dzień zaciskałam zęby i robiłam co chcieli. Para, małżeństwo. 120Kg roślinka na wózku i dziadek despota. Błagałam pośrednika o zmianę. Udało mi się wyrwać po 3 tygodniach. Jeszcze próbowałam być kreatywna, poznawać zwyczaje....ale po drugim tygodniu dotarło do mnie, ze oni chcą taniej siły roboczej,nie za mądrej, mało jedzącej i nie stawiającej wymagań. Następne miejsce było wczasami po pierwszym obozie.Poszlo jakos dalej.Przezywałam radości i kryzysy, ale wciąż czułam się jakbym żyła obok, jakby ktoś mi ukradł moje własne życie. Traciłam ostatnie swoje młode lata na życie w trumnie. To zamkniecie,brak kontaktów zabijało mnie od środka. Wciąż były jakieś potrzeby finansowe. Cos do spłacenia, kupienia,remontu. Lista nigdy nie miała końca, a ja nie miałam swojego życia. Kolejny wyjazd był coraz trudniejszy. Coraz krócej wytrzymywałam. Nieraz naprawdę było fajnie, poznałam tyle pięknych miejsc,zwiedziłam pół Europy, ale to nie było to. Chciałam swojego życia, urodzin, zakupów, rachunków,własnej kuchni i łóżka. Chciałam się kłócić i kochać, mieć monotonny dzień, ale własny. Nie na chwile, nie na miesiąc, ale tak normalnie jak kiedyś. Nie było mnie tu, ani tam. Zycie na wyjeździe było ucieczka od codzienności, życie w Polsce oszalałym załatwianiem zaległych spraw i czekaniem na wyjazd. Cos musiało się zmienić, zanim zrezygnuje się i poddam.
10 lutego 2015 22:48 / 6 osobom podoba się ten post
jak bym słyszała siebie....zycie na wyjeżdzie ucieczka..a domu zaległe sprawy a po dwóch tyg czekaniem na kolejny wyjazd...
11 lutego 2015 07:24 / 5 osobom podoba się ten post
PHK dziękuję Ci za to że tak szczerze, ciekawi i szczegółowo piszesz , ta opowieść jest bezcenną informacją dla wielu z Nas , bo sądzę że wiele z Nas myśli o pracy w Altersheimie i choć mamy spore doświadczenie i wydaje się że wiedzę też nie małą , czytając Ciebie prawie mam wrażenie jakbym tam była. Powodzenia i proszę o więcej.
11 lutego 2015 08:12 / 7 osobom podoba się ten post
w tym ostatnim Twoim poście jesteśmy My wszystkie wyjeżdżające do tej pracy,chyba każda ma takie same odczucia ,rozdarte pomiędzy domem a praca,,,wiadomo,że nikt nas nie przymusza do tego typu pracy,ale ja sama na sobie zauważyłam ,że sie uzależniłam i nie wiem co miałabym w tym momencie innego robic,czytam cię z zainteresowaniem ..życze ci aby wszystko szło po twojej myśli....
11 lutego 2015 09:37 / 22 osobom podoba się ten post
Dzień w Heimie zaczyna się podobnie. O 6.30 melduje się poranna zmiana. Jestem śpiochem. W nocy lubię posiedzieć, ale rano mogę spać do godz. 11.00 licząc na darmowa kawę do łózka Mimo to wstaje o 5.00 spędzając resztki snu z powiek. Do pracy mam tylko 3 przystanki. tramwajem. To duży plus Nocna zmiana w krótkich słowach przekazuje zdarzenia z nocy. W nocy sa tylko 3 osoby na cały budynek. Ludzie  dzwonią za potrzeba ,bądź by zwrócic na siebie uwage. Zauważam, ze czasem wystarczy dotknąć, zagadać, poprawić skarpetki, by PDP poczuł się lepiej. Sa zazdrośni jeśli komuś poświeca się więcej uwagi. Przychodzę do pracy, wskakuje w swoje ciuchy i jadę winda na swoje piętro automatycznie dezynfekując dłonie. To z czasem wchodzi w nawyk. Większość robi się w rękawiczkach,wszędzie wiszą dozowniki do dezynfekcji. Wciąż obcuje z bakteriami, skora, paznokciami,podcieram pupy, wyjmuje protezy. Wiek niesie za sobą rożne choroby. Rano kawa na rozruch z termosów na śniadanie. Szybki rzut okiem na tablice z przydziałem(nazwiska zapisuje na karteczce i chowam do kieszonki). Już wiem, kogo mam dziś w grupie, do tego muszę pouzupełniać wózki i wyrzucić worki z pampersami po zmianie. Czystość to podstawa. Żartujemy trochę z szefem i koleżankami ze zmiany O 6.50 wkraczam do pierwszego pokoju. Wiem kto jest rannym ptaszkiem,a kto lubi pospać dłużej. Guten Morgen....lampka nad drzwiami się zapala. To sygnał na zewnątrz gdzie jestem. Światło, uśmiech...haben Sie gut geschlafen? Starsza pani nieporadnie gramoli się z łóżka. Pomagam jej wstać, prowadzę do łazienki, sadzam na krześle toaletowym. Nie ma za wiele czasu. Myjka, ciepła woda. Proszę jej o zajęcie się buzia i proteza, sama myje plecy, brzuch rozbieram, ubieram, czesze włosy. Musze się sprężać,do 9.30 wszyscy muszą być na śniadaniu, a w planie jeszcze dwie kąpiele. Pani wstaje i trzyma się umywalki.....szybka higiena intymna, świeży wkład,ubranie i powoli za rękę prowadzę do sali na śniadanie. Zakładam śliniak, nalewam kawy i życzę smacznego. Czas na następna osobę. Na naszym pietrze wszyscy maja 2 lub 3 stufe. Nie ma osób samodzielnych. Każdy ma rolator lub wózek. 5 osób w ciezkm stanie leży w łózkach. W przyspieszonym tempie uczę się jak ubierać osobę z parkinsonem,jak golić pana i kazać mu samemu myc penisa, jak pomagać pani, której skora odpada płatami po każdym dotknięciu, jak myc w łóżku osobę zupełnie bezwładną, jak opróżnić katede, jak radzić sobie z osoba agresywna. Opanowuje system bezwysilkowego przenoszenia z wózka na łózko,obracanie na boki osoby sparalizowanej i przede wszystkim odporność psychiczna na charaktery dziadków i babć. Bo po czasie okazuje się, ze nie tylko ważna jest instrukcja obsługi fizycznej, ale odporność na specyficzne zachowania. To dobra szkoła życia. Jako opiekunka miałam kilka przypadków, ale nie cały wachlarz i nie naraz.
12 lutego 2015 00:25 / 15 osobom podoba się ten post
Dlaczego to się wszystko stało?? Kolejny kontrakt. Wkurzam się na brak ubezpieczenia, karty Ekuz i A1.Wiem dobrze, jak być powinno naprawdę, ale firma mnie wciąż zwodzi. Szukam pomocy w internecie i ja znajduje. Dzwonie w kilka miejsc i obraz jest jasny. Znowu mnie ktoś wykorzystał licząc na desperacje finansowa Szukam intensywnie pracy. Wysyłam CV i podania na adresy znalezione na jobborse i inne strony. Polskie omijam szerokim lukiem, wiem czym to pachnie. Może moje emalie są nieporadne, ale dostaje odpowiedzi....dziękujemy za zainteresowanie, może następnym razem i tak wciąż i wciąż.Postanowiliśmy oboje...szukamy mieszkania, dość życia w rozłące z wydzielanym czasem na godziny. Wracając pociągiem z Bazylei dostaje telefon z praca....jednak bewerbungi i cv przyniosły efekt. Zatrzymujemy się w hotelu na kilka dni. Koszt z kosmosu 80e za dzień, ale mamy odłożone pieniądze na ten cel i zaczynamy szukać mieszkania w gazetach i na żywo.Czuje się bezradna, bo naczytałam się, że w DE znalezienie mieszkania to jakiś casting.Pierwszy strzał i jeeeest. Az trudno uwierzyć,  niesamowite szczęście.Rokujemy dobrze jako para, wynajemca pyta się o prace. Mamy w zanadrzu gotowy scenariusz. Wchodzę do pustych ścian i już wiem...to moje miejsce na ziemi. Udało się.....piękne, nowe mieszkanie, nikt wcześniej nie zdążył tu być. Garaż, piwnica, winda. Wszystko po prostu normalnie i wygodnie .Cena....spora. Ale to prawie centrum. Udało się. Zameldowanie i tylko trzeba kupić meble i łózko do spania. Zapełnić 62 metry nie jest łatwo. Pomaga wycieczka do PL i miejscowe zakupy w Ikea. Jeszcze tylko kaucja za 2 mc jako zabezpieczenie...i dostajemy klucze do własnych kątów.Profilaktycznie ogladądamy jeszcze dwa inne,ale to tylko nas upewnia, że pierwsze jest właściwe.
12 lutego 2015 09:41 / 2 osobom podoba się ten post
PHK, mam prosbe... Pisz, cudownie sie Ciebie czyta:) Dobre pioro masz(a moze powinno byc...klawiature?). Trafiasz w serce prawie kazdej z nas. No i duzo cennych wskazowek przekazujesz:) Wiec, pisz Kobieto, pisz:):)
12 lutego 2015 09:52 / 1 osobie podoba się ten post
PHK, czytam i biję się z myślami....
Walizki, wyjazd,powrót.....i znów walizki.
Jakbym samą siebie widziała.
12 lutego 2015 10:36 / 1 osobie podoba się ten post
PHK z niecierpliwością czekam na dalsze opowieści.Fajnie,że opisujesz to wszystko co Cię spotkało i myślę,że niejedna z nas skorzysta z Twoich rad i przemyśleń.Wszystko czytam jednym tchem i jest to bardzo wciągające.Proszę o więcej.Ściskam mocno.
14 lutego 2015 02:21 / 20 osobom podoba się ten post

Zmiany popołudniowe są dla mnie trudniejsze. Daje znać zmęczenie poranną bieganiną, a tu o 13.30 trzeba meldować się w pracy.
Na dzień dobry ubergabe, czyli tzw obgadywanie każdego z mieszkańców. To żart oczywiście.
Te 30 minut codziennie pozwala wszystkim zapoznać się, co komu dolega, kto miał gorszy dzień, problemy z wypróżnieniem, jakie leki są potrzebne, komu zrobiła się odleżyna, a kto chciał dać nogę. Za oknem dyżurki gdzie wszyscy siedzimy, pojawia się jedna z mieszkanek. Ubrana w kapelusz i płaszcz twierdzi, że musi wyjść, bo ma spotkanie z mamą! Jedna z młodszych dziewczyn idzie do niej i jej zaczyna tłumaczyć, że to zabronione, że jest w domu opieki itp. Babcia patrzy na nią jak na zielonego kota.
Podchodzę do nich i mówię łagodnie, że mama jest w pracy i prosiła o przesunięcie terminu spotkania. Babcia z ulgą w oczach wraca do swojego pokoju. Ma zaawansowaną demencję i trzeba jej pilnować. Jest kochana, ale te próby ucieczki zdarzają się codziennie. Do tego inkontynecja i mimo pieluchomajtek i wkładów wszystkie poranki mokre.
Pacjenci po śniadaniu zostają na sali. Siedzą przy stolikach. Mało kto z kim rozmawia.
Przychodzą fizjoterapeuci lub specjalistki od organizacji czasu. Ci bardziej kontaktowi grają w gry dla dzieci, układanki. Ci w swoim świecie czekają obiadu.
Czasem wpada ktoś z rodziny, ale to częściej w niedziele. Rodzina i znajomi są naprawdę rzadkimi gośćmi. Niektórzy z nich przychodzą jakby ukradkiem szybko odfajkowując obowiązek, rozgrzeszając swoje sumienie. Są pojedyncze przypadki wyluzowanych dzieci lub rodzeństwa, którzy sprawdzają po prostu co u babci słychać.
Czas regulowany jest posiłkami, siusianiem i spaniem. Dzień trwa 12 godzin od 7 rano do 19.00.
O 20.00 wszyscy już leżą w łóżkach. W dzień od 12.30 do 14.00 jest poobiednia pauza, czyli drzemka w łóżkach. Dla mnie jest to istotne, bo każdą zmianę zaczynam wyciąganiem z łóżek i kończę kładzeniem. W przerwach kontrola suchości i karmienie.
Po drzemce czas na kawę i coś słodkiego. Za chwilę kolacja, karmienie i odjazd do łóżek.
Zabawne jest to wyczekiwanie, wręcz rywalizacja, kto pierwszy pojedzie do pokoju. Pomimo najszczerszych chęci nie da się wszystkich położyć w jednym czasie. Mimo to niektórzy się stresują, kiedy muszą chwile poczekać i próbują zwrócić na siebie uwagę. A ja biegam z motorkiem w pupie i mówię warten Sie bitte.
Kiedy wszyscy już są umyci, w łózkach i nic nie chcą, uzupełniam wózki z pampersami i o 21.00 wychodzę do domu, totalnie się wyluzowując już w windzie.
To jest w tym najlepsze, trzaskam drzwiami, przekazuje odpowiedzialność i nic mnie kompletnie nie obchodzi. Wracam do swojego życia, domu, łóżka i ktoś czeka z kolacją.
14 lutego 2015 12:17 / 3 osobom podoba się ten post
Twoja opowieść, styl pisania i wogóle historia jest super. No i w dodatku w środku nocy, co świadczy, że  ten dar lekkiego pióra (klawiatury) masz w swoim umyśle ganz fest. Pozdrawiam Cię z poziomu 24Stunde Betrueung.
14 lutego 2015 13:32 / 1 osobie podoba się ten post
PHK-więcej ;)!
14 lutego 2015 14:11 / 2 osobom podoba się ten post
czytajac -naturalnie wiem o czym piszesz,nasza praca niczym sie nie rozni,
moze tylko tym ze ja jestem ta ,,swiezynka,,a ty juz masz doswiadczenie.
mialam druga zmiane wczoraj-i zdecydowanie gdyby to zalezlo odemnie bralabym tylko drugie zmiany:)))
czekam na dalsze twoje wpisy,sa dla mnie pomocne:)))
18 lutego 2015 19:29 / 15 osobom podoba się ten post
Dlaczego Niemcy?
Tak wyszło, bo blisko, bo koleżanka mnie namawiała
Od kilku lat kołatała mi się w głowie myśl. Wyjadę za granicę. Było to raczej w sferze marzeń, niż w realu. Nigdy nie miałam rodziny za granicą, nie wiedziałam jak tam jest. Myślałam bardziej o Anglii, bo mój angielski był non stop szlifowany.
Jednakże tu na miejscu wciąż trzymały mnie zobowiązania. Córka w szkole, ciekawa i ukochana,choć kiepsko płatna praca i przyjaciele.
Byłam tzw. samotną matką. Mam ambiwalentny stosunek do tej nazwy, bo to czyni z kobiety bohatera. Tymczasem to był mój własny wybór, że byłam sama. Posiadanie dziecka jest naturalną potrzebą, która budzi się w kobiecie w pewnym momencie.
Owszem, druga strona, mój mąż miał inne okoliczności życiowe, ale nie były również od niego zależne.
Postanowiłam....wolę być sama, i byłam, choć nie było lekko. Nigdy nie jest lekko z dzieciakiem, kiedy masę decyzji musi się podjąć samemu. Trzeba mocno wierzyć w siebie i swoje metody wychowawcze. O ile w przypadku malucha to się sprawdza, to później kiedy przychodzi szkoła i okres zakochania w Pani, a następnie okres dojrzewania, pierwsze miłości i pyskówki, to już nie jest tak słodko i przytulaśnie. Brakowało mi nieraz męskiego autorytety pt a tatuś powiedział.... ale cóż,tak się ułożyło. Żadni dochodzący wujkowie nie sprawdzili się w tej roli. Zawsze na pierwszym miejscu było dla mnie moje dziecko i nikt obcy nie miał prawa na niego nic złego powiedzieć.
Jednakże dziecko, to jest strzała....wypuszczamy ją z nadzieją, ze lot się uda.
Jest tylko gościem w naszym życiu. Przyszedł moment, że zostałam sama w 4 ścianach i nie było mi wesoło.
Owszem, miałam swoje zainteresowania, znajomych , ale to nie to samo.
Przyszedł czas dokonać radykalnych zmian w życiu. Sama ? Na obczyźnie?Jak to będzie?Przecież ja nie znam prawie niemieckiego!!
Byłam wolna i umierałam ze strachu, jak sobie poradzę.
Obyta z dużym miastem, miałam wrażenie, że poradzę sobie wszędzie. Tymczasem pobyt za granicą okazał się mega egzaminem.
Kurcze jak spytać, jak dojechać do danej stacji i co ten facet do mnie bełkocze???
Na początku złapałam okropnego doła, ale zacisnęłam zęby, bo wiedziałam, że odwrotu nie ma.
Zderzenie z inną kulturą i mentalnością było dla mnie szokiem.
Niemcy to kompletnie inny naród i wciąż się o tym przekonuje, mimo dystansu.
Po jakimś czasie, kiedy już zapałam język, nadal nie potrafiłam zrozumieć ich udawanych uśmiechów i tej gadki o niczym, życia na pokaz i bałaganu pod kołdrą.
Po prostu się dostosowywałam.
Biurokracja rozwinięta do granic absurdu, policyjne podejście do każdego tematu pt sąsiad Cię zakapuje, że wyrzucasz śmieci w nie takich workach czy jedziesz bez biletu...to był dla mnie szok.
Do tego niemieckie firmy , też potrafiły wykorzystywać obcokrajowców..najniższa płaca i praca ponad siły.
Zamelduj się, ubezpiecz się w kasie zdrowotnej, dostań numer podatkowy,wynajmij mieszkanie, zdobądź pracę, urządź mieszkanie i mów każdego dnia słodkim głosem tschuuuuus! Uśmiechaj się i udawaj, ze wszystko jest w porządku. W poduszkę płacz po cichu i nie pozwól się traktować jak ktoś, kto nie wie co to jest pralka.
Teraz to jest zabawne z perspektywy czasu, ale na początku, było jak pokonywanie góry lodowej przez Tytanica. Starałam się nie zatonąć i nie wrócić do tego co znam,ale co już nic nie mogło mi dać.





18 lutego 2015 19:37 / 1 osobie podoba się ten post
Idealne spostrzezenia, swietnie sie Ciebie czyta:)))