18 lutego 2015 19:29 / 15 osobom podoba się ten post
Dlaczego Niemcy?
Tak wyszło, bo blisko, bo koleżanka mnie namawiała
Od kilku lat kołatała mi się w głowie myśl. Wyjadę za granicę. Było to raczej w sferze marzeń, niż w realu. Nigdy nie miałam rodziny za granicą, nie wiedziałam jak tam jest. Myślałam bardziej o Anglii, bo mój angielski był non stop szlifowany.
Jednakże tu na miejscu wciąż trzymały mnie zobowiązania. Córka w szkole, ciekawa i ukochana,choć kiepsko płatna praca i przyjaciele.
Byłam tzw. samotną matką. Mam ambiwalentny stosunek do tej nazwy, bo to czyni z kobiety bohatera. Tymczasem to był mój własny wybór, że byłam sama. Posiadanie dziecka jest naturalną potrzebą, która budzi się w kobiecie w pewnym momencie.
Owszem, druga strona, mój mąż miał inne okoliczności życiowe, ale nie były również od niego zależne.
Postanowiłam....wolę być sama, i byłam, choć nie było lekko. Nigdy nie jest lekko z dzieciakiem, kiedy masę decyzji musi się podjąć samemu. Trzeba mocno wierzyć w siebie i swoje metody wychowawcze. O ile w przypadku malucha to się sprawdza, to później kiedy przychodzi szkoła i okres zakochania w Pani, a następnie okres dojrzewania, pierwsze miłości i pyskówki, to już nie jest tak słodko i przytulaśnie. Brakowało mi nieraz męskiego autorytety pt a tatuś powiedział.... ale cóż,tak się ułożyło. Żadni dochodzący wujkowie nie sprawdzili się w tej roli. Zawsze na pierwszym miejscu było dla mnie moje dziecko i nikt obcy nie miał prawa na niego nic złego powiedzieć.
Jednakże dziecko, to jest strzała....wypuszczamy ją z nadzieją, ze lot się uda.
Jest tylko gościem w naszym życiu. Przyszedł moment, że zostałam sama w 4 ścianach i nie było mi wesoło.
Owszem, miałam swoje zainteresowania, znajomych , ale to nie to samo.
Przyszedł czas dokonać radykalnych zmian w życiu. Sama ? Na obczyźnie?Jak to będzie?Przecież ja nie znam prawie niemieckiego!!
Byłam wolna i umierałam ze strachu, jak sobie poradzę.
Obyta z dużym miastem, miałam wrażenie, że poradzę sobie wszędzie. Tymczasem pobyt za granicą okazał się mega egzaminem.
Kurcze jak spytać, jak dojechać do danej stacji i co ten facet do mnie bełkocze???
Na początku złapałam okropnego doła, ale zacisnęłam zęby, bo wiedziałam, że odwrotu nie ma.
Zderzenie z inną kulturą i mentalnością było dla mnie szokiem.
Niemcy to kompletnie inny naród i wciąż się o tym przekonuje, mimo dystansu.
Po jakimś czasie, kiedy już zapałam język, nadal nie potrafiłam zrozumieć ich udawanych uśmiechów i tej gadki o niczym, życia na pokaz i bałaganu pod kołdrą.
Po prostu się dostosowywałam.
Biurokracja rozwinięta do granic absurdu, policyjne podejście do każdego tematu pt sąsiad Cię zakapuje, że wyrzucasz śmieci w nie takich workach czy jedziesz bez biletu...to był dla mnie szok.
Do tego niemieckie firmy , też potrafiły wykorzystywać obcokrajowców..najniższa płaca i praca ponad siły.
Zamelduj się, ubezpiecz się w kasie zdrowotnej, dostań numer podatkowy,wynajmij mieszkanie, zdobądź pracę, urządź mieszkanie i mów każdego dnia słodkim głosem tschuuuuus! Uśmiechaj się i udawaj, ze wszystko jest w porządku. W poduszkę płacz po cichu i nie pozwól się traktować jak ktoś, kto nie wie co to jest pralka.
Teraz to jest zabawne z perspektywy czasu, ale na początku, było jak pokonywanie góry lodowej przez Tytanica. Starałam się nie zatonąć i nie wrócić do tego co znam,ale co już nic nie mogło mi dać.