na obczyźnie docenia się to, co mamy w Polsce. Dla takich rzeczy, jak uroczysta, świąteczna oprawa, niby mniej ważnych od życzliwych urzędników i dobrych dróg, moja koleżanka wróciła po 4 latach pobytu z Hiszpanii. Będzie dobrze, emigrantki!
Ja w każde święta myślę o swojej nagle zmarłej koleżance, która miała mało sprawne ręce i jeździła na wózku inwalidzkim, mieszkając w domu pomocy społecznej dla ludzi starych, choć była przed 40tką. Zrobiła szkołę średnią jako ekstern i studium policealne, zaczęła pracę nauczycielki dziwnych ludzkich przypadków. Powiedziała mi kiedyś, że kalectwo jest największym darem jaki otrzymała od losu, ponieważ zobaczyła dzięki niemu jakie życie jest naprawdę i jacy są ludzie. Trzeba mieć dużą klasę, by powiedzieć coś takiego. Nie myślcie, że była poważną nudziarą, wręcz przeciwnie - doceniała każdą chwilę, a uśmiech nie znikał jej z twarzy. Dla mnie święta to wejście w duchowy wymiar, a dla każdego znaczy on pewnie coś trochę innego.