08 marca 2014 08:04 / 9 osobom podoba się ten post
Wiecie, moje drogie, ja być może wówczas (a i również chwilami teraz, z perspektywy czasu) zbyt ostro oceniam poczynania owego syna kuzyna czy też jakie tam inne powinowactwo/pokrewieństwo łączyło tę postać z moja pacjentką. Nie zrozumcie mnie źle; może i babcia miała coś zaoszczędzone gdzieś na książeczce, ale ten mężczyzna (nie pamiętam już jego imienia, ale wiem, że było wyjątkowo obrzydliwe i typowo niemieckie; jakby ktoś jechał grabiami po asfalcie... Nie wiem, Heinrich ? Czy jakoś tak...) nie chciał absolutnie dla niej źle i rzeczywiście wykazywał troske w odniesieniu do jej wątłej i chorej osoby, lecz cóż z tego, skoro ta jego troska o nią obum nam (czyli mnie i podopiecznej) przysparzała więcej własnych trosk ... Nie mam wątpliwości, że jak na krewniaka tak dalekiego stopnie nie musiał czuć się zobowiązany do zajmowania się zniedołężniałą dalszą ciotką, a jednak robił to, poświęcał swój czas, przywoził napoje, etc. Tylko że ona potrzebowała opieki lekarskiej, a nie opiekunki i pan starszy zdawał się tego nie widzieć, natomiast moje sugestie zbywał lekceważącym machaniem ręką, na co pewnie nie bez wpływu pozostawał fakt dzielącej nas różnicy dwóch pokoleń (że przez skromność nie dodam, że takze przepaść intelektualna... Cóż, nie chcę wspominać, że ... no dobra, nazwijmy bezwłosego krewnego umownie owym Heinrichem, ale jakkolwiek by go nie nazwać, zbyt lotny to on nie był).
W każdym razie odwiedził nas (bez zapowiedzi, jak to miał w zwyczaju) w okolicach 14.00 i zaczęła sie dyskusja, dlaczego babcia w łóżku. Więc zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że mam istotnie problem z transferem, pacjentka bardzo cierpiała w nocy, a że nie potrzebowała do toalety, to nie przesadzałam jej do pozycji siedzącej, bo i po co, skoro tak jej dobrze.
Na co Heinrich z oburzeniem zarzucił mi niewykonywanie obowiązków i jął wybudzać sędziwą podopieczną z półdrzemki celem uszczęśliwienia jej sadzając na wózek. Na nic zdały się moje ostrzeżenia, Heinrich wszak wie lepiej, co jest dobre dla jego ciotki.
Kiedy udało mu się już babcię wyrwać z letargu, wziął się do transferu równie profesjonalnie jak ja, wzniecając przy tym lawinę błagań, jęków i okrzyków "pomocy". Tylko że chłop, mimo siededziesiątki na karku, zawsze zostanie jednak silniejszy niż szczupła, mało doświadczona kobita, więc siłą przetransportował bezwładną babcię na wózek, szarpiąc ją jeszcze dodatkowo, by "wygodniej siadła".
Jak juz siedziała, zapadła ponownie w zwyczajny półletarg usmiechnąwszy się wcześniej blado do Heinricha (widocznie go poznała), co on poczytał sobie za sukces.
Miałam tego serdecznie dość.
Zaproponowałam, że skoro jest taki mądry, to niech teraz posiedzi z babcią z dwie godzinki, a ja za ten czas skoczę szybko na zakupy i krótki spacer. "Należy mi się czas wolny" poinformowałam dzesiątą wodę po kisielu, a ów, nie kryjąc niezadowolenia, nie mógł wszak nie przyznać mi racji. O rozmowie z agencją na razie nie wspomniałam.
Wzięłam koszyk na zakupy i wyszłam z tego okropnego mieszkania. Potrzebowałam wytchnienia, a wiedziałam, co może mnie czekać wieczorem. I nie przeliczyłam się w założeniach.
cdn.