Dziennik Zosi #1

12 listopada 2013 15:31 / 2 osobom podoba się ten post
Koni mi napisała:
Holo droga Zofio,
Dziękuję Ci nasza mama powiedziała dzisiaj rano, że dobrze spała i nie miała żadnych koszmarów. Jak pięknie *dobrze), miejmy nadzieję, ż ete tabletki dalej będą tak działać. Pozwoliła nawet na to, abyś jej nakremowała plecy.
Myślę, że pojadę jutro po południu do was, aby odwiedzić mamę i przywieść ci referencje i pożegnac się z tobą. Odłożyłam teraz wszystkie inne swoje zajęcia, aby je napisać i prześlę ci je- jeszcze czegoś takiego nie pisałam (nie robiłam)- może będziesz chciała coś poprawić (dodać, zmienić, uzupełnić). Mój mąż i Marta też przejrzą to.
Serdeczne pozdrowienia, Koni
 
Mail od Koni, w którym przysłała mi referencje do wiadomości.
Droga Zofio,
Mam już gotowe referencje. Dora je wydrukuje, podpiszę I przywiezie. Ona przyjedzie w sobotę po południu i zajmie się (zatroszczy) przywiezienie i i odwiezieniem ciebie na dworzec.
Ja jutro nie przyjadę. Kochana Zofio dziękuję ci z całego serca za wszystko, co uczyniłaś dla naszej mamy i życzę ci wszystkiego najlepszego i powodzenia na studiach. Ty jesteś wyjątkową kobietą.
Serdeczne pozdrowienia, Koni
 
13 listopada 2013 09:04
A więc jeśli już dopadłam z rana do komputera i zalogowałam się, to na miłego dnia początek (13-go) zamieszcże teraz kolejny odcinek swojego dziennika. Tłumaczenie maili zrobięjednak  wieczorem, bo już muszę pędzić w życie.
Pozdrawiam
13 listopada 2013 09:05 / 4 osobom podoba się ten post
30.08.2013 – piątek
 
Dzisiaj z rana Greta nie była już taka jak wczoraj. Czuła się gorzej, chociaż też była wyspana. Właściwie była słaba i marudziła w swoim stylu, tylko bez wybuchów złości. Z rano załatwiłam formalności związane z moim wyjazdem. Mam już potwierdzenie wyjazdu i bilet na niedzielę. Także jestem już glücklich. Pokręciłam się przy sprzątaniu i zrobiłam obiadek: rybę, ziemniaki i warzywa.
 
Po obiedzie wyjechałam na spacer rowerowy do mojego cudownego miejsca, z którym już muszę Abschied nehmen. Pogoda była wspaniała, posiedziałam sobie w dobrym nastroju, bo jakże nie cieszyć się w tak pięknym krajobrazowo miejscu, a jednocześnie z perspektywą bliskiego uwolnienia się z tego, co złe i powrotu do domu. Cudnie......ale wracam do mojej ukochanej ojczyzny, do mojego najwspanialszego miejsca na ziemi, do domu.
 
W miarę upływu dnia Greta była coraz bardziej pobudzona. Widzę, że zaczyna przeżywać zmianę opiekunek. Martwi się też tym, że dopiero 3 osoba wyszukiwana na moje miejsce zostanie tu przysłana. Wypiłyśmy kawę, pokrzątałam się po domu za drobnymi rzeczami. Parę razy dzwoniłam i mailowałam w swoich pilnych sprawach związanych z powrotem. Przy kolacji miałam telefon od mojej następczyni. Kazałam jej później zadzwonić. Gdy ponownie zadzwoniła , to grałam w chińczyka z Gretą, więc znowu przełożyłam tę rozmowę. W końcu połączyłam się z nią i rozmawiałam około 20 min. Największym zaskoczeniem dla mnie jest to, że ta kobieta, prawie nie zna języka niemieckiego. Powiedziała mi, że zna tylko podstawy i jest właściwie początkująca. Przecież to będzie totalna katastrofa. Pisałam do firmy dokładnie, jakie są tu problemy i jaka osoba powinna tu przyjechać, a oni przysyłają opiekunkę praktycznie bez znajomości języka. Przecież Greta czegoś takiego nie zaakceptuje i będzie niezła jazda. Nie ma szans, żeby taka opiekunka sobie tu poradziła. No ale cóż, to jakby nie moja sprawa. Ja uważam, że to jest tylko kompletna ignorancja ze strony firmy. Jeśli nie mieli kogo przysłać, bo 2 osoby odmówiło, to powinni po prostu zrezygnować z klienta i nie narażać niewinnej pacjentki oraz opiekunki na takie przygody. To może się źle skończyć. Po tym przykładzie widać, jak firmy wysyłające nas do pracy dbają o ludzi, zarówno klientów, jak i opiekunki. Jesteśmy właściwie zdane same na siebie. Przecież taka opiekunka nie jest winna temu, że ją wysłali do tak trudnego pacjenta. Zresztą doświadczyłam tego sama. O szczegółach tego przypadku właściwie nic mi nie powiedzieli  i jak tu przyjechałam to szybko musiałam przyswoić wstrząsową lekcje paranoicznych zachowań podopiecznej. A przed wyjazdem pojechałam specjalnie do biura agencji, aby dokładnie uzgodnić wszystkie sprawy związane z tym kontraktem. Jednak panienki były dość powściągliwe w udzielaniu mi szczegółowych informacji. Ale cóż, byłam nowa i zielona. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak można wysyłać nieświadomą opiekunkę na „pewną rzeź”. A nóż sobie poradzi…….
 
W trakcie rozmowy z tą nową opiekunką opowiedziałam jej co nieco o tym, że jest tu ciężko pod względem psychicznym. Nie mam jednak wpływu, a nawet nie wolno mi kogoś przekonywać, żeby zrezygnował. Przyjedzie w niedzielę, to jej wszystko przekażę, co i jak powinna robić, co pacjentka lubi, jakie ma przyzwyczajenia i czego ma unikać. Ale już widzę w wyobraźni, co tu się będzie działo ….......... No cóż szkoda mi ludzi. Tymczasem Greta strasznie się zdenerwowała, że długo rozmawiam przez telefon. Przecież blokuję jej linię, a ona ma ważne telefony………. Wpadła w złość, jednak spłynęło to po mnie.
 
Potem rozmawiałam sobie z Krzyśkiem przez skypa, a ona w swojej demencyjności myślała, że ja nadal blokuję jej telefon. Weszła do kuchni i narzekała na to. Wyjaśniłam jej, że telefon już dawno odłożyłam i może sobie dzwonić, jeśli chce.
 
Około 22.00 rozstałyśmy się na noc. Była naburmuszona, ale widzę że leki uspokajające działają. W takich przypadkach byłaby już całkowicie nie do wytrzymania i darłaby się wściekle. Szybko też zawinęłam się do swojego pokoju.
 
Dzisiejsze maile do rodzinki Grety:
 
Ja napisałam rano do Koni, aby poprawiła mi referencje, dodajc informacje na co choruje jej matka i jakie ma dolegliwości:
 
Hi, nochmal ich bin es. Ich habe mich noch nachgedacht über die Referenz und glaube es wäre Gut, wenn du noch was dazu schreibst:
auf welche Krenkheit leidet und/oder welche Beschwerden deine Mutter hat und in welche Alter sie ist.
Sonst ist alles Super und ich bedanke mich noch einmal.  Grüsse, Zofia
 
Ponieważ Koni się nie odzywała to napisałam maila do Dory w sprawie poprawienia referencji, bo to ona ma mi je przywiść:
Hallo Dora,
ich weisst nich, ob Du die Referenz schon ausgedruckt hast, aber wenn ist es möglich, dann bitte schreibe noch zu, dass was ich Koni unten geschrieben habe.Denn ich wiesst ob Koni mein heutige Mail gelesen hat.
Grüsse und bis Morgen, Zofia
 
Koni mi odpisała wieczorem i poprawiła Referencje,
Liebe Zofia,
eigentlich wollte ich heute viel erledigen und hatte auch Termine, aber dann hatte ich wieder Migräne....
War meine Mutter heute auch besser drauf? Wie hat sie geschlafen und was macht ihre Inkontinenz?
Anbei noch die Ergänzung über unsere Mutter... Passt das so?
Im Grunde kann man gar nicht wirklich in Worte fassen, was du geleistet hast. Ich bin Dir sehr dankbar und ich finde es super, wie Du geschrieben hast, ich konnte immer alles verstehen.
Liebe Grüße, Koni
 
Napisałam też do Marty, bo 2 dni się z nią nie widziałam i chciałam się zapytać czemu się nie odzywa:
Hallo Marta, ich vermisse Dich, bist Du auf mich beleidig oder ?.....
Ich habe heute Abend mit meine Nachfolgerin gesprochen. Ich glaube es wird viele Probleme werden mit Sprache und Verstednis, denn sie sagt dass sie kann nicht viel Deutsch.
Ich hoffe wir werden uns noch sehen und reden können.
Liebe Grüsse,   Zofia
 
Marta odpisała:
Hallo Zofia,
ich bin nicht beleidigt auf Dich, hatte heute nur keine Zeit.
Ich komme natürlich Morgen und wahrscheinlich Übermorgen auch noch einmal.
Greta meint, Du fährst schon Morgen.
Ich glaube auch, dass es mit der Neuen Schwierigkeiten gibt. Vor allen Dingen wegen der Sprache von wegen" kommunikativ". Es ist doch furchtbar wenn man sich gar nicht unterhalten kann, auch wenn es manchmal nur schimpfen ist. Aber Du siehst, die Familie macht sich "Gedanken".
Ich kann es nicht verstehen. Ich werde Dir berichten auch wenn Du wieder Zuhause bist.
Also bis Morgen und liebe Grüsse  -Marta
13 listopada 2013 20:40 / 2 osobom podoba się ten post
Ja napisałam rano do Koni, aby poprawiła mi referencje, dodajc informacje na co choruje jej matka i jakie ma dolegliwości:
Cześć, to jeszcze raz ja. Przeanalizowałam (przemyślałam) te referencje i myślę, że byłoby dobrze gdybyś jeszcze coś dopisała:
Na jaką chorobę cierpi i jakie dolegliwości ma twoja matka i ile ma lat.
Poza tym wszystko super i dziękuje jeszcze raz. Pozdrawiam, Zofia
 
Ponieważ Koni się nie odzywała to napisałam maila do Dory w sprawie poprawienia referencji, bo to ona ma mi je przywiść:
Halo Dora,
Nie wiem czy wydrukowałas już referencje, ale jeśli jest to możliwe, to proszę dopisz jeszcze to, co napisałam do Koni. Gdyż nie wiem, czy Koni cztała mojego dzisiejszego maila.
Pozdrawiam i do jutra, Zofia
 
Koni mi odpisała wieczorem i poprawiła Referencje,
Droga Zofio,
Właściwie chciałam dzisiaj dużo spraw załatwić I miałam też terminy, ale też dopadła (miałam) mnie znowu migrena………
Czy moja mam dzisiaj wyła w lepszej formie? Jak spała i co z jej inkotynencją?
Załączam jeszcze uzupełnienie o naszej mamie …… tak będzie dobrze? (pasuje?)
W zasadzie nie można przekazać tego słowami, czego ty dokonałaś. Jestem ci bardzo wdzięczna i uważam, że to wspaniale (super), jak ty pisałaś (maile), ja wszystko rozumiałam.
Serdeczne pozdrowienia, Koni
 
Napisałam też do Marty, bo 2 dni się z nią nie widziałam i chciałam się zapytać czemu się nie odzywa:
Halo Marta,  tęsknię za tobą, jesteś na mnie obrażona, czy co?............
Rozmawiałam dzisiaj wieczorem z moją następczynią. Myślę, że będzie wiele problemów z językiem i porozumieniem, gdyż ona mi powiedziła, że słabo zna niemiecki.
Mam nadzieję, ze się jeszcze zobaczymy i porozmawiamy
Serdeczne pozdrowienia, Zofia
 
Marta odpisała:
Halo Zofia
Nie jestem obrażona na ciebie, nie miałam tylko dzisiaj czasu.
Ja przyjadę jutro i prawdopodobnie pojutrze. Greta myśli, że ty jedziesz już jutro.
Ja też myślę, że z tą nową będą trudności, Przede wszystkim z językiem, niejako „komunikatywnym”. To jest okropne, jeśli nie można rozmawiać z kimś, nawet jeśli czasami są to kłótnie. Ale widzisz, rodzina „martwi się”.
Ja nie mogę tego zrozumieć. Będę cię informowała, gdy już będziesz w domu.
A więc do jutra i serdeczne pozdrowienia, Marta
14 listopada 2013 17:09 / 5 osobom podoba się ten post
31.08.2013 – sobota
 
Entlich, entlich, nareszcie nadszedł koniec „mojej niewoli”. Jakże jestem szczęśliwa, że to już jutro wyjeżdżam. Nigdy jeszcze nie przeżyłam takiego dręczącego oczekiwania na zakończenie jakiegoś okresu. Naprawdę ta Stella była dla mnie ogromnym obciążeniem psychicznym i wielkim udręczeniem, który wywołał u mnie takie mocne pragnienie zakończenia tej pracy. Jak sobie przypomnę taki najbardziej krytyczny czas pod względem tęsknoty za wyjazdem trzy tygodnie temu, to aż mi skóra cierpnie. Jezu, jak się cieszę, że przyszedł ten czas, że mam to już za sobą, że wytrwałam. Jest takie powiedzenie „nigdy nie mów nigdy”. Ja jednak na dzisiaj mówię „nigdy” tu nie przyjadę. Naprawdę na takim miejscu można nabawić się kompleksów, uprzedzeń, nerwicy i po prostu choroby. Jeśli będę jeszcze wyjeżdżała do takiej pracy, to już będę bardziej sprawdzała przypadek podopiecznej przed wyjazdem, aby nie wpaść na coś takiego jak ta Greta. Boże dzięki Ci, że dałeś mi łaski wytrwałości, siły, cierpliwości, pokory, a przede wszystkim, że byłeś przy mnie.
Fantastycznie……… normalnie zaczynam oddychać pełną piersią. Te dwa miesiące były dla mnie niesamowitym doświadczeniem, a jednocześnie wielką próbą. Naprawdę cieszę się, że to już Alles vorbei.
 
Jest to w zasadzie ostatni dzień mojej normalnej pracy. Przed południem przewaliłam jeszcze sporo roboty, aby zmienniczce zostawić porządek. Odkurzyłam całe mieszkanie, zmieniłam pościel Grety, umyłam łazienki i wszystko, co możliwe wywaliłam do prania. Greta była trochę podekscytowana, ale zostawiła mnie w spokoju. Nawet podczas odkurzania wyszła na spacer, aby nie patrzeć na to „jak niszczę jej drogocenne dywany”. Przeżywała też to, że znowu zabrałam dywanik łazienkowy do prania, ale nie wchodziła ze mną w bespośrednią kolizję. Dowiedziałam się później o tym od Marii i Marty. Strasznie narzekała do nich o to dzisiejsze porządki. Niesamowite, to wielki heroizm z jej strony, że powstrzymała się od urządzenia mi awantury.
 
Na obiad zrobiłam ryż i leczo z warzyw i mięsa. Nie chwaląc się było przepyszne. Potem poszłam do siebie i odpoczywałam w pokoju. Dałam sobie już spokój z rowerem. Pogoda jest byle jaka, no i jestem po prostu zmęczona. Z moim miejscu wypoczynkowym na skraju lasu koło Eschen wczoraj już się pożegnałam.
 
Około 15.00 odwiedziła nas Maria oraz Marta. Po krótkiej rozmowie pojechałam z Martą na zakupy i sprawdzić czy mogę pobrać pieniądze z bankomatu na kartę, której Lidl nie akceptuje. W bankomacie nie było problemu i pobrałam 50 euro. Podczas tej wyprawy mogłam wreszcie spokojnie pogadać z Martą. Dała mi też pożegnalny prezencik – piękną małą drewnianą płaskorzeźbę Matki Bożej, która była u niej w domu od wielu lat. Jest to rzeźba ręcznie wykonana i poświęcona. Cudnie, bardzo mi ten prezent ucieszył, tym bardziej, że jest dany ze szczerego serca. Jestem wdzięczna Marcie - nie tylko za ten upominek, ale za wszystko, w czym mi tu pomagała. Gdyby nie ona, to nie wiem jak bym sobie poradziła w krytycznych sytuacjach, których było multum przez te dwa miesiące. Marta jest naprawdę wspaniałą osobą.
 
Po powrocie do domu zrobiłyśmy kawę i posiedziałyśmy trochę z Gretą. Teraz nasza staruszka źle się czuła, ledwo Marta mogła ją ułagodzić. Widać jak stara się z całej siły opanować demencyjno-agresywne zachowania .Niewiele brakowało, a przegapiłabym dzisiejszą Mszę św. Jednak mój Anioł Stróż czuwa i pół godziny przed Mszą przypomniałam sobie, że dzisiaj jest niedzielna eucharystia w tutejszym kościele. Szybko wybrałam się i pojechałam. Przed moim wyjściem przyjechała Dora ze swoją 10-letnia córeczką. Zostaną tu na noc. Dora jutro rano przywiezie z Wurzburga moją zmienniczkę, przebędzie z nami cały dzień, a wieczorem zawiezie mnie do autobusu. W kościele czułam się dobrze. Pomodliłam się w intencji tych osób, które tu spotkałam, całej rodziny Grety i podziękowałam za wszystkie łaski i ochronę przed złem w czasie całego mojego pobytu.
 
Później przygotowałam z Dora kolację i pogadałyśmy trochę. Kolację zjadłyśmy z miłej atmosferze. Greta była szczęśliwa z powodu odwiedzin rodziny. Potem poszłam na dół dokończyć prasowanie i spakować się. Panie Arkaz natomiast zostały na górze i oglądały telewizję. Jak weszłam do nich później, to zobaczyłam sielski obrazek szczęśliwej babci w towarzystwie córki i wnuczki siedzących na kanapie przed telewizorem. Aż miło było popatrzć na nich. Grecie na pewno brakuje częstego kontaktu z rodziną.
 
Jeszcze przed spaniem spakowałam swoje rzeczy. Zrobiło się późno. Na dzisiaj więc koniec pisomanii. Jutro będzie też emocjonujący dzień, no i nocna podróż do domu.
14 listopada 2013 19:04
:)Zosiu,mam prosbe:)moge poprosic o opis ostatniego dnia "na maila"?ciekawa jestem"pozegnania"itd:)moze da rade w drodze wyjatku?bo jutro wyjezdzam do pracy i zanim tam "dokopie"sie do jakiegos internetu to wieki mina,albo nie dokopie sie wcale:((
14 listopada 2013 21:34
Mała wysłąłam Ci to o co prosiłas, pozdrawiam
14 listopada 2013 23:35
Zofija

Mała wysłąłam Ci to o co prosiłas, pozdrawiam

Dziekuje pieknie:))))
15 listopada 2013 09:20 / 1 osobie podoba się ten post
Z wielką ciekawością czytam twój pamiętnik Zofijko. Według mnie jest obecnie na forum absolutnym Namber1. Poczekam grzecznie i cierpliwie na ostatni odcinek Twoich zmagań z babcią-Gretą. Liczę na to, że po zakończeniu wywiąże się na forum poważna dyskusja na temat granic naszych obowiązków, lojalności wobec firm i zgody z własnym sumieniem, co do naszego postępowania wobec podopiecznych. Jesli pozwolisz, tez chciałabym zabrac głos w dyskusji na ten temat, na którą bardzo liczę. Pozdrawiam
15 listopada 2013 13:54 / 1 osobie podoba się ten post
Jak najbardziej Fado, zapraszam, a pozwalać, czy nie pozwalać pisać na forum innym, nie leży juz w moich kompetencjach.  Koniec mojej historii tuż, tuż...... Cieszę się, że moje zapiski live (a teraz tylko wklejane na forum z maleńkimi korektakami dot. głównie imion i nazw) cieszą się takim powodzeniem. Najważniejsze jednak jest to, że być może wielu opiekunom/kom pomagają w naszym trudnym fachu (misji).
Jak już wcześniej pisałam tu na forum, nie planowałam takiej akcji, a swój dziennik zaczęłam pisać spontanicznie od samego początku, co na tamten czas było dla mnie taka autoterapią, radzeniem sobie ze stresem.
Dziękuję wszystkim za uznanie, ja jednak mam swoją teorię (wiarę) - to wszystko dzięki łasce Bożej.
15 listopada 2013 13:55 / 4 osobom podoba się ten post
01.09.2013 – Niedziela
 
Uff…jak się cieszę, to naprawdę koniec mojej męczarni. Rano, jak wstałam to Dora szykowała się do wyjazdu po moja zmienniczkę. Poszłam na górę, aby po raz ostatni obsłużyć Gretę o poranku. Razem z Dorą krzątałyśmy się po kuchni. Chwilę przed jej wyjazdem do Wurzburga zadzwoniła zmienniczka z wiadomością, że jej autobus ma 3 godziny opóźnienia. Dobrze, że Dora nie zdążyła wyjechać, bo nie miałam do niej komórki i nie mogłabym jej powiadomić o przesuniętej godzinie przyjazdu Haliny.
 
Dora pojechała po świeże bułki (och jaka normalność - pięknie) i zrobiłyśmy śniadanie. Jak Greta wstała, to wysłałam córkę z lekami do pokoju mamusi. Niech ona przywita matkę na nowy dzień. Ja już czuję się zwolniona z tych wszystkich emocjonujących zajęć obsługi mojej podopiecznej. Po śniadaniu Dora zajęła się przygotowaniami do obiadu. Dzisiaj ona gotuje obiad według bayerische Art. Zamierza zrobić specjalną bayerowską Kartofelnsalat, gotową pieczeń mięsno-podobną (zapomniałam nazwy) i sałatę. Jestem też już wolne od gotowania. Poszłam na dół i dokończyłam pakowania się, bo jak przyjedzie Halina, to i tak będzie zamieszanie.
 
Około 12.00 moja zmienniczka dotarła do miejsca kaźni psychicznej (z czego jeszcze nie zdaje sobie sprawy). Po powitaniu i wstępnym zapoznaniu zajęłam się Haliną. Nie jest ciekawie. Halina ma 65 lat, ale najgorsze jest to, że jej znajomość języka jest bardzo słaba. Potrafi tylko określone słowa powiedzieć i praktycznie nic nie rozumie. To będzie dramat. Dla mnie jest to kompletnie niezrozumiałe, jak można przysłać taką osobę do takiego miejsca. Agencja ma dokładny opis sytuacji tej podopiecznej i mam wrażenie, że kompletnie to zignorowała. Wcześniej odmówiły przyjazdu tutaj dwie doświadczone kandydatki. Zapewne nie mieli kogo wysłać, więc z premedytacją zwerbowali osobę, która się na to zgodziła, a zapewne nie była uświadomiona o trudnościach, jakie tu na nią czekają. No cóż, to mi pokazuje, że Agencja ma w nosie dobro opiekunek. Liczy się tylko ich interes i utrzymanie klienta za wszelką cenę, a opiekunka niech sobie radzi, jak potrafi.
 
Pozostały czas spędziłam na przekazywaniu ważnych informacji o potrzebach, przyzwyczajeniach i wszystkim, co dotyczy pracy opiekunki Frau Grety. Halina jest miłą kobietą. W miarę moich opowieści o blaskach i cieniach tego miejsca (przy czym blaski występują w śladowych ilościach), była coraz bardziej przerażona. Ja jednak o wszystkim jej mówiłam szczerze, aby nie było zaskoczenia, jak wszyscy wyjadą i ona zostanie sam na sam z Gretą………… Mnie nie było miło skonfrontować się z koszmarną rzeczywistością tej Stelli po wyjeździe mojej poprzedniczki, która kilka razy mówiła, że jest to dobre miejsce i wiele złych rzeczy po prostu zataiła przede mną. Może bała się, że ja nie zechcę tu zostać i będzie miała kłopot z wyjazdem. Ja jednak nie zamierzałam okłamywać Haliny. W miarę upływu popołudnia Greta stawała się coraz bardziej nerwowo. Dotarło do niej, że ja naprawdę wyjeżdżam i ona zostaje z nową osobą, z którą w ogóle nie będzie umiała się porozumieć. Słyszałam jak się złościła i posępnie krytykowała Halinę. Córka i Marta zagadywały ją i uspokajały, ale co będzie jak wyjedziemy…….. to ja mogę sobie wyobrazić, bo przeżyłam z tą kobietą koszmarne dwa miesiące.
 
Po obiedzie dostałam mały prezencik pożegnalny od Grety – w ozdobnej torebce małe oryginalne winko, jakieś włoskie specyfiki kulinarne, słodycze i kartę z podziękowaniem, do której załączyła 40 euro.
 
O 18.00 ostatnie pożegnanie i wyjechałam do domku. Jestem przeszczęśliwa, czuję się naprawdę jakbym wychodziła z jakiegoś więzienia (chociaż nigdy nie byłam w więzieniu). Do Wurzburga odwiozła mnie Dora. W drodze jeszcze sobie z nią szczerze pogadałam. Rodzina Grety naprawdę martwi się o nią i nie wie, co dalej robić. Jest to dla nich naprawdę duże obciążenie. Moim zdaniem należy zmienić całe jej leczenie i ustawić konkretne leki stosownie do jej rzeczywistego stanu, a nie według śmiesznej diagnozy uzyskanej na ostatnich badaniach psychologicznych w szpitalu. Moim zdaniem ta diagnoza nie jest prawidłowa. Dopiero w przypadku uzyskania wyciszenia Grety powinni zdecydować o pozostaniu jej nadal w domu pod kuratelą opiekunek z Polski. Jeśli jej stan psychiatryczny nie jest możliwy do opanowania powinno się ją umieścić w domu opieki (Pflegeheim). No cóż, to jednak już nie moja sprawa. Ja robiłam co mogłam i w swoim sumieniu czuję się czysta, a nawet myślę, że robiłam więcej niż ode mnie wymagano. Pobyt tu był dla mnie nie lada wyzwaniem. Cieszę się, że mimo wszystko dałam radę i wytrzymałam. Nieskromnie ocenię się, że praktykę z opieki zdałam na „6”.
15 listopada 2013 14:15 / 3 osobom podoba się ten post
To teraz czekamy na informacje jak poradzila sobie Halina : )
15 listopada 2013 19:14 / 1 osobie podoba się ten post
Zofia, możesz napisać jaka agencja postapiła w taki sposób? jak mogli wysłać w takie miejsce kobietę z tak słabym niemieckim, no i w takim wieku, bo to przecież też problem
no i twój dziennik to świetna rzecz! czytałam dzisiaj prawie cały dzień :)
 
15 listopada 2013 19:24 / 1 osobie podoba się ten post
Czytałam Zofio Twój dziennik jak najlepsza powieść, mój pierwszy wyjazd był bardzo podobny, tez prowadzilam zapiski z tego pobytu w DE. Jestem pełna uznania dla Ciebie i doskonale Cię rozumiem. Podziwiam Twoją silną wiarę, dużo Ci to daje. Pozdrawiam.
15 listopada 2013 19:34 / 6 osobom podoba się ten post
Zofija

01.09.2013 – Niedziela
 
Uff…jak się cieszę, to naprawdę koniec mojej męczarni. Rano, jak wstałam to Dora szykowała się do wyjazdu po moja zmienniczkę. Poszłam na górę, aby po raz ostatni obsłużyć Gretę o poranku. Razem z Dorą krzątałyśmy się po kuchni. Chwilę przed jej wyjazdem do Wurzburga zadzwoniła zmienniczka z wiadomością, że jej autobus ma 3 godziny opóźnienia. Dobrze, że Dora nie zdążyła wyjechać, bo nie miałam do niej komórki i nie mogłabym jej powiadomić o przesuniętej godzinie przyjazdu Haliny.
 
Dora pojechała po świeże bułki (och jaka normalność - pięknie) i zrobiłyśmy śniadanie. Jak Greta wstała, to wysłałam córkę z lekami do pokoju mamusi. Niech ona przywita matkę na nowy dzień. Ja już czuję się zwolniona z tych wszystkich emocjonujących zajęć obsługi mojej podopiecznej. Po śniadaniu Dora zajęła się przygotowaniami do obiadu. Dzisiaj ona gotuje obiad według bayerische Art. Zamierza zrobić specjalną bayerowską Kartofelnsalat, gotową pieczeń mięsno-podobną (zapomniałam nazwy) i sałatę. Jestem też już wolne od gotowania. Poszłam na dół i dokończyłam pakowania się, bo jak przyjedzie Halina, to i tak będzie zamieszanie.
 
Około 12.00 moja zmienniczka dotarła do miejsca kaźni psychicznej (z czego jeszcze nie zdaje sobie sprawy). Po powitaniu i wstępnym zapoznaniu zajęłam się Haliną. Nie jest ciekawie. Halina ma 65 lat, ale najgorsze jest to, że jej znajomość języka jest bardzo słaba. Potrafi tylko określone słowa powiedzieć i praktycznie nic nie rozumie. To będzie dramat. Dla mnie jest to kompletnie niezrozumiałe, jak można przysłać taką osobę do takiego miejsca. Agencja ma dokładny opis sytuacji tej podopiecznej i mam wrażenie, że kompletnie to zignorowała. Wcześniej odmówiły przyjazdu tutaj dwie doświadczone kandydatki. Zapewne nie mieli kogo wysłać, więc z premedytacją zwerbowali osobę, która się na to zgodziła, a zapewne nie była uświadomiona o trudnościach, jakie tu na nią czekają. No cóż, to mi pokazuje, że Agencja ma w nosie dobro opiekunek. Liczy się tylko ich interes i utrzymanie klienta za wszelką cenę, a opiekunka niech sobie radzi, jak potrafi.
 
Pozostały czas spędziłam na przekazywaniu ważnych informacji o potrzebach, przyzwyczajeniach i wszystkim, co dotyczy pracy opiekunki Frau Grety. Halina jest miłą kobietą. W miarę moich opowieści o blaskach i cieniach tego miejsca (przy czym blaski występują w śladowych ilościach), była coraz bardziej przerażona. Ja jednak o wszystkim jej mówiłam szczerze, aby nie było zaskoczenia, jak wszyscy wyjadą i ona zostanie sam na sam z Gretą………… Mnie nie było miło skonfrontować się z koszmarną rzeczywistością tej Stelli po wyjeździe mojej poprzedniczki, która kilka razy mówiła, że jest to dobre miejsce i wiele złych rzeczy po prostu zataiła przede mną. Może bała się, że ja nie zechcę tu zostać i będzie miała kłopot z wyjazdem. Ja jednak nie zamierzałam okłamywać Haliny. W miarę upływu popołudnia Greta stawała się coraz bardziej nerwowo. Dotarło do niej, że ja naprawdę wyjeżdżam i ona zostaje z nową osobą, z którą w ogóle nie będzie umiała się porozumieć. Słyszałam jak się złościła i posępnie krytykowała Halinę. Córka i Marta zagadywały ją i uspokajały, ale co będzie jak wyjedziemy…….. to ja mogę sobie wyobrazić, bo przeżyłam z tą kobietą koszmarne dwa miesiące.
 
Po obiedzie dostałam mały prezencik pożegnalny od Grety – w ozdobnej torebce małe oryginalne winko, jakieś włoskie specyfiki kulinarne, słodycze i kartę z podziękowaniem, do której załączyła 40 euro.
 
O 18.00 ostatnie pożegnanie i wyjechałam do domku. Jestem przeszczęśliwa, czuję się naprawdę jakbym wychodziła z jakiegoś więzienia (chociaż nigdy nie byłam w więzieniu). Do Wurzburga odwiozła mnie Dora. W drodze jeszcze sobie z nią szczerze pogadałam. Rodzina Grety naprawdę martwi się o nią i nie wie, co dalej robić. Jest to dla nich naprawdę duże obciążenie. Moim zdaniem należy zmienić całe jej leczenie i ustawić konkretne leki stosownie do jej rzeczywistego stanu, a nie według śmiesznej diagnozy uzyskanej na ostatnich badaniach psychologicznych w szpitalu. Moim zdaniem ta diagnoza nie jest prawidłowa. Dopiero w przypadku uzyskania wyciszenia Grety powinni zdecydować o pozostaniu jej nadal w domu pod kuratelą opiekunek z Polski. Jeśli jej stan psychiatryczny nie jest możliwy do opanowania powinno się ją umieścić w domu opieki (Pflegeheim). No cóż, to jednak już nie moja sprawa. Ja robiłam co mogłam i w swoim sumieniu czuję się czysta, a nawet myślę, że robiłam więcej niż ode mnie wymagano. Pobyt tu był dla mnie nie lada wyzwaniem. Cieszę się, że mimo wszystko dałam radę i wytrzymałam. Nieskromnie ocenię się, że praktykę z opieki zdałam na „6”.

Dokładnie przeczytałam twój dziennik , w twoich poczatkowych wpisach jedna rzecz wywołała tak duże moje wzburzenie , że napisałam post - majac zamiar umieścić go na forum . Dobrze , ze latami nabyta cierpliwość i empatia zmusiły mnie do nie publikowania go tutaj . Podałaś swój mail - wiec pozwolisz , że napisze co mnie tak wzburzyło - bo rzecz dotyczy spraw duchowych . Czy przeczytasz czy nie i czy przyjmiesz do wiadomości to juz bedzie Twoja sprawa . Natomiast skoro opublikowałas swój dziennik , czuję sie upowazniona do tego aby także publicznie odnieść się do twojego ostatniego zdania ..... " nieskromnie ocenię się , że praktykę z opieki zdałam na " 6 " .
MOja obiektywna ocena dla ciebie to słabe "3 " .Jak masz ochote wiedziec dlaczego - chetnie napisze na priv lub publicznie - jak tylko wyrazisz na to zgodę .