10.07.2013 – środa
Trudne poranki………., a zresztą całe dnie też ciężkie Tę pracę można przyrównać do ciężkiej fizycznej pracy na budowie. Od samego rana Gertrud wyprowadziła mnie z równowagi. Jest to naprawdę wstrętna i perfidna starucha. Dzisiaj chyba ostatecznie straciłam do niej serce. Rano przyszłam przed nią do kuchni. Po jakimś czasie ona też przyszła i już była ubrana. Naturalnie była w swym zwyczajnym nastroju – złośliwa i fukająca…. obrzydliwość. Szybko przygotowałam śniadanie i co z tego. Zaczęła zrzędzić, że za dużo wystawiłam, że ona tyle nie je, że z jej renty ona nie może sobie na tyle pozwolić, że ja jem za dużo …..bla, bla, bla. Ruszyło mnie to bardzo, łzy mi stanęły w oczach i najchętniej uciekłabym stąd. Oczywiście rozmowa, czy tłumaczenie nie mają sensu, to jak rzucanie grochem o ścianę. Pognębiona wyszłam do kuchni, na co ona też zaczęła się złościć. Normalnie zacisnęło mnie w żołądku i emocje podskoczyły na maksa. Ale cóż opanowałam się i przetrzymałam do końca śniadania. Ona wcale nie je mało, jak na jej wiek, a nawet widzę, że lubi się dobrze najeść. No nic, trudno, to jest beznadziejny i wyjątkowo perfidny przypadek.
Boże, postawiłeś mnie tu chyba, aby oszlifować mnie do końca z moich ułomności. Tobie wszystko zawierzam i błagam o pomoc, bo sama sobie nie poradzę. Z Tobą Jezu wszystko jest możliwie. Błagam więc, bądź przy mnie. A mam przed sobą jeszcze 5/6 mojego kontraktu……… och, jak ja to wytrzymam.
Po śniadaniu pokrzątałam się po domu, robiąc co nieco porządku. Babka marudziła i plątała się bez sensu po domu. Nabrudziła też w łazience. Wrzuciłam dywanik łazienkowy do pralki nawet nie pytając jej czy można, bo był cały w plamach pokałowych. Ona ma problemy ze zwieraczami i popuszcza w majtki, a czasem nie zdąża na kibelek, często też słyszę pierdzenie. To jednak nic mi nie robi wobec psychicznego obciążenia jej złośliwym zachowaniem. To jest dla mnie najgorsze. Później zabrałam się za obiad. Ugotowałam bigos z pekińskiej kapusty z ryżem i piersią kurczaka. Dobrze, że chociaż nie wtrąca się na razie do gotowania obiadów i nie narzeka na nie.
Po obiedzie poszłam do siebie na dół. Załatwiłam parę spraw przez internet. Zobaczyłam, że dostałam pieniądze z agencji za 30.06. czyli za dzień, w którym wyjechałam z Polski. Byłam totalnie wykończona i zdrzemnęłam się na kilka minut. Później jeszcze posiedziałam przy internecie. Normalnie nie chciało mi się iść na górę. Powoli zaczyna mnie to wszystko przerastać. Nie wiem, jak ja wytrzymam do końca…… czy wytrzymam. Jak przyszłam na górę po 2 godzinach przerwy obiadowej, to moja dręczycielka już się złościła, że jest sama, że ja jestem tu po to, aby jej towarzyszyć……. Nie wchodziłam w dyskusję, tylko zrobiłam kawy i posiedziałam z nią w ogrodzie. Następnie poszłyśmy na spacer, a później zagrałam z nią w głupiego chińczyka.
Około 18.00 przyjechała Marta i pojechałyśmy po samochód do warsztatu. Trochę się przy tym odprężyłam. Marta posiedziała jeszcze trochę z nami i Gertrud trochę rozluźniła. Gdy zostałyśmy same zrobiłam kolację, aby dać babce leki. Miałam na dzisiaj dość, ale opanowałam się i siadłam z nią przy TV. W końcu coś tam należy oglądać, aby język niemiecki poprawiać, bo z Gertrud nie mam co konwersować, wszystko jest falsch und stresig. Przy oglądaniu filmu - sie ist ruhig. Po filmie poszłam do siebie, pogadałam trochę z Krzyśkiem i trochę poserfowałam w necie. Przed 24.00 byłam już totalnie zmęczona i poszłam spać bez zapisania dziennika. Gertrud jeszcze nie spała, słyszałam jak się krzątała na górze. Uważam, że ona jest nadpobudliwa, zbyt aktywna i nerwowa. To powinno być uregulowane lekami, ponieważ nie tylko mnie daje się we znaki, ale i sama nazbyt się eksploatuje, jak na jej wiek i stan fizyczny.