25 września 2013 13:29 / 6 osobom podoba się ten post
12.07.2013 – piątek
Rano jak zwykle dramat. Dzisiaj strasznie narzekała na ból głowy i złościła się o krople przeciwbólowe, które stały na parapecie okiennym w kuchni, a teraz ich nie ma. Oczywiście te krople po prostu skończyły się. Dora robiąc w niedzielę porządek z lekami wyrzuciła pustą buteleczkę. Ja wiedziałam, że jeszcze jedno opakowanie jest w pudełku przygotowanym przez córkę i podpisanym jako aktualne leki. Początkowo nie chciała mnie słuchać. Jej nerwowość rozhulała się wysoko. Poszłam do sypialni, przyniosłam to pudełko i spokojnie próbowałam jej wyjaśnić, co z tymi kroplami się zadziało. Oczywiście tłumaczenie nie ma sensu, bo Gertrud nie myśli logicznie. Jakbym chciała wytłumaczyć to jej pieskowi, to pewnie lepiej by zrozumiał o co chodzi. W końcu, jak zobaczyła pełną buteleczkę, to się trochę uspokoiła. Odliczyłam 30 kropli i podałam jej. Wcześniej już wzięła jakąś tabletkę przeciwbólową, ale tłumaczenie, że to może być za dużo, też nie ma sensu. Przy śniadaniu była po prostu perfidna. Próbowałam to zignorować i częściowo mi się udało.
Później zajęłam się Haushaltem i obiadem. Zrobiłam rybę, cukinie według fajnego przepisu i ziemniaki. Obiad zjadła ze smakiem i mogłam sobie zrobić godzinną pauzę. Po przerwie znowu była wściekła, bo mówiła, że się źle czuje, że jest jej niedobrze, że pewnie coś złego dałam jej do jedzenia, bo ma Durchfall. Słyszałam, że ma gazy i biega ciągle na kibel. Może najadła się jeszcze jakichś leków przeciwbólowych? Zrobiłam kawę i podałam jak zwykle z mleczkiem, na co ona zaczęła się ciskać, że ona normalnie nie pije kawy z mlekiem ….bla, bla, bla…. przełknęłam to. Teraz była na emocjach związanych z dzisiejszą imprezą – Grillparty u koleżanek. O 17.30 miała odebrać ją Gundula. Przy kawie zaczęła gadać bzdury o tym wyjściu. Kotłowały się jej w głowie obawy o dom, przecież nie może mnie zostawić ………, dom powinien być zamknięty ……., co ja mam za plany. Zakazała mi robić cokolwiek w domu podczas jej nieobecności, nikogo nie wpuszczać itd………
Wcześniej pomyślałam sobie, że odkurzę górę podczas jej nieobecności, ale odpuściłam sobie, bo po co mam się tak poświęcać i tak to nie ma sensu. Spokojnie tłumaczyłam jej, że ja będę pilnować domu, że posiedzę sobie przy swoim laptopie, że jestem dorosła i odpowiedzialna, niech się nie martwi. Ale oczywiście to wszystko nie docierało do niej. Odpuściłam sobie konwersację. W końcu zaproponowała grę w chińczyka. Raz zagrałyśmy i ja wygrałam. Widziałam, że była niezadowolona. Poszła się szykować do wyjścia, ale było jeszcze trochę za wcześnie, więc jeszcze raz chciała grać, bo przecież musiała się odegrać..... O Boże, co za bieda...……..
Gdy wychodziła powiedziałam jej, żeby wzięła klucz, bo ja mogę wyjechać sobie na rower. Tak kotłowała z tym wyjściem i obawami o zostawienie domu pod moją opieką, że w końcu wzięła klucze z kompletu samochodowego (oby ich nie zgubiła). Wydedukowała zapewne, że mogę pojechać gdzieś jej samochodem. Jak wyszła, to ucieszyłam się, jakbym dostała wielką nagrodę. Zadzwoniła Marta i trochę sobie porozmawiałyśmy o problemach dnia dzisiejszego z Gertrudą. Potem zrobiłam sobie jeść i połączyłam się z Krzyśkiem. Trochę z nim pogadałam na górze przy ruterze, gdzie skype odbiera bez zakłóceń. Natępnie pojechałam na przejażdżkę rowerową tym nowoodkrytym przeze mnie szlakiem przez las do Allstein. Przejechałam chyba ze 4 km cały czas łagodnie w dół. Las był ciemny i pora już przedwieczorna, więc się zawróciłam, bo nie znam tej ścieżki i nie wiem jak długo jeszcze muszę jechać przez las. Trochę bałam się samotności i ewentualnie dzikiej zwierzyny, bo przed wieczorem mogły wyjść jakieś osobniki na żer. W drodze powrotnej w środku lasu spadł mi łańcuch, ale po kilku minutach poradziłam sobie z tym problemem. Muszę tę ścieżkę jeszcze raz przemierzyć, ale o wcześniejszej porze dnia, na spokojnie, jak przyjedzie rodzina do Gertrud.
Wróciłam przed 20.00 i na szczęście gospodyni jeszcze nie było. Wzięłam prysznic, zrobiłam sobie herbatę i poszłam do ogrodu z laptopem jeszcze raz połączyć się z Krzyśkiem. No i zaraz babka została przywieziona do domu. Gundula posiedziała z nią jeszcze kilka minut. Wszystko wydawało się w porządku. Ponieważ było po 21.00 zagadnęłam ją chwilę. Zapytałam czy potrzebuje mnie i czy mogę iść na dół. Ok, nie było problemu. Siedziałam sobie przy kompie słuchając kazań ks. Natanka i usłyszałam, że babka rozmawia przez telefon, a była 23.30. Uchyliłam drzwi i usłyszałam, że poddenerwowana mówi głupoty o kluczach, o tym, że ktoś był w ogrodzie ze mną i jakieś inne bzdury. Zastanawiałam się czy wejść jeszcze do niej i próbować ją uspokoić, ale pomyślałam sobie, że to nie ma sensu i tak nic do niej nie dotrze. Jutro rano i tak będzie nowe wariactwo……… chore, chore…………….
Boże, błagam daj mi siłę na wytrzymanie tego czasu tutaj, bądź przy mnie i dotykaj serca tej biednej, chorej staruszki, aby nie szalała tak. Boże, ja bez Ciebie sobie nie poradzę…..
Jest godzina 00.20 na górze uciszyło się, chyba usnęła. Dobranoc.