Smutna to nie jestem drogie Koleżanki, ale przemęczona. Za mało snu po prostu i po ponad 3 tygodniach tutaj zaczyna to wychodzić. Niby dziadek chodzi spać o 22, ale zanim ja się położę to mijają jeszcze przynajmniej 2 godziny, a przeważnie więcej. Jest to czas tylko dla mnie, w którym wiem, że mnie nie zawoła i wykorzystuję je na swoje sprawy - a to się maseczkę jakąś nałoży, a to paznokcie pomaluje, na skypie ktoś zadzwoni i czas ucieka. A tu dziadek najpóźniej o 6.30 wstaje, często o 5.30. Po śniadaniu mam niby ze 3 godziny czasu wolnego, bo on wtedy też śpi, ale w dzień to mi długo idzie zasypianie, a to ktoś do drzwi zadzwoni, a to dziadek się obudzi i chodzi po domu, to już wtedy też spać nie mogę. I tak wiecznie niedospana, albo sen na raty. Muszę się któregoś dnia zmoblilizować i o 22.30 w łóżku wylądować. :) ale dziękuję za troskę:)