Wiecie co?Moja poprzednia podopiecza,pani Marita,byla kochana,madra i w ogole brak mi slow.Co mnie zdziwilo i jednoczesnie rozbawilo?Jak pierwszy raz zobaczylam pania Marite,bylam przerazona.Piekna starsza kobieta,mowila literackim niemieckim.Dama w 100%.Ja na rozmowe o prace wpadalam,w dzinsach,bez makijazu,wlosy byle jak upiete w koka,w sportowej kurtce i sportowych butach,nie mialam czasu na przygotowanie sie.Rozmowa trwala jakies 0,5 godz.warunki,kwota mojej wyplaty itd.Zapytanie,czy mam rodzine i takie tam pierdu pierdu,smierdu smierdu.W odpowiedzi uslyszalam..
-Musze sie zastanowic i do pani oddzwonie za tydzien.
Podalam swoj nr.tel do Polski i po rozmowie.Wyszlam z tego olbrzymiego domu i....
-Nawet nie nastawiam sie na ta prace,gdzie ja tutaj taki kopciuch,nie ma szans..
Tak sobie pomyslalam .Na drugi dzien pojechalam do Polski,po 2 dniach,pani Marita zadzwonila osobiscie do mnie i powiedziala takie slowa...
Chcialabym ,zebys do mnie dziecko przyjechala,miedzy nami JEST CHEMIA.
Ale mnie zatkalo:)Pojechalam ,i faktycznie,rozumialysmy sie bez slow:):):)Bardzo dobrze wspominam tamten okres:):):)Jak sobie przypomne,to jeszcze mi sie lezka w oku kreci.
Chyba z ta chemia to cos sie ma na rzeczy?