17 lutego 2013 11:42 / 1 osobie podoba się ten post
Hmm, lubie takie tematy, warto o tym wspominac ku przestrodze tym, ktorzy mowia, "wtedy bylo lepiej".
Lata 70-te - poczatki mojej pracy, zakonczonej w 1982 roku - wraz z przejsciem na urlop macierzynski i brakiem mozliwosci powrotu do tejze pracy.
Praca - a jakze, byla ... tez po znajomosci. Pamietam te zmagania z oczami, kiedy siedzialam na krzesle i usilowalam nie zasnac, bo nie bylo nic do roboty. Pamietam, ze w nastepnej pracy, kiedy szef dzialu musial byc odsuniety (bo szukal pracy ktos od niego wazniejszy) - utworzono specjalnie nowa, tak zwana komorke i byl szefem nadal. Komorka skladala sie z szefa, mnie (mniej waznej szefowej) i jednego pracownika szeregowego. Nikt z nas nie mial wiele do roboty, dwa razy w m-cu robilismy sprawozdania dla owczesnego GUS (osobny rozdzial, nadajacy sie do humoru z zeszytow szkolnych).
Przelom lat 70 i 80 - kartki, zalatwianie kazdego, najmniejszego zakupu droga staczy kolejkowych, albo sieganie do zasobow znajomosci, albo zwykly handel wymienny. Ja moge miec, na przyklad pralke, a ty mozesz zalatwic meble - no to sie jakos policzymy i zamienimy ... Ludzie, jakiej pomyslowosci trzeba bylo uzyc !
Jak przyszla na swiat moja starsza - 82 rok, nie bylo totalnie nic. Znowu, moj tato uzywal karkolomnych kombinacji, zebym miala pralke automatyczna, zeby dostac "z darow" lepsze mleko dla dziecka - nie obrazajcie sie, tak bylo. Koscioly mialy bardzo duzo wszelkiego dobra z darow - ale to nie bylo dla wszystkich ! Trzeba bylo miec dojscia.
Mieszkania - moi rodzice czekali na mieszkanie spoldzielcze tylko 19 lat. Zeby dostac zwykle m-3 musielismy sie przemeldowac na stare mieszkanie rodzicow. Po przebrnieciu przez formalnosci - "wrocilismy" do swojego mieszkania (panstwowe - po tesciowej). O zdobywaniu mebli nie wspominam - gehenna.
Pozniej moj maz po znajomosci dostal prace przy rozwozeniu butli z gazem do klientow. Malo kto pewnie pamieta, ze byl to towar na wage zlota. W Lodzi do tej pory wiele peryferyjnych uliczek, jak i stare kamienice w centrum - nie maja gazu z sieci. A wiec ulatwilo to zalatwianie roznosci, poczawszy od wedlin od prywaciarza, ktory potrzebowal 3 - 4 butle w tygodniu, prywatna knajpka - byl dodatkowy cukier, kawa prawdziwa i inne smakolyki, skonczywszy na mozliwosci tankowania prywatnego autka (syrena 104) poza przydzialem.
Telefon - tego "luksusu" w wielkim miescie nie doswiadczylismy, sprzedawalismy mieszkanie po moich rodzicach w blokach wraz z miejscem w kolejce, w mieszkaniu po tesciowej, pomimo, iz miala I grupe inwalidztwa - nie doczekalismy. Komorki byly cholernie drogie i rozmowy z nich tez ...
To na poczatek w skrocie, jak skoncze przedstawienie pod tytulem "obiad" - teraz praca wzywa ...