Dzień minął fajnie. Nie przepracowałam się, nie wszystko zrobiłam, co zaplanowałam, ale cóż...przyjemniejszych zadań mi dołożyliście
. Najpierw jakieś milusie kocie podrzutki musiałam wygłaskać,później trochę starsze dwa kocurki pieszczot się domagały, No nie było kiedy za robotę się wziąć. Co prawda, Konwalia podesłała mi pomocnika, nawet wyglądnego ,przyszedł z butelką wina -zna się na rzeczy ,pomyślałam, wie że do kobiety w odwiedziny z pustymi ręcami się nie idzie. Ledwo co zdążyłam sobie go obejrzeć, odwróciłam się, żeby pierwszego kiciusia pogłaskać, a pomagiera już nie było. Wina zresztą też już nie było, pewnie jakieś dobre przyniósł, bo butelka ładna. Tulipana w nią wstawiłam, a co,niech kotki ładnie mają w swoje święto. I tak zostałam sama z tymi kotami. Te malusie, to milusie, pogłaskane,popieszczone ,zwinęły się w kłębuszki i spały . A te większe dwa ,to dajcie spokój-tylko miaaał i miaaał,a to plecki ,a to brzuszek podrapać i ciągle malo im było, pieszczochy jedne takie.
Słońce wyszło dopiero po mojej pauzie ,to i babcię trzeba bylo na spacerek wprowadzić ,bo już zazdrosna była o te koty. Jak przyszła do niej koleżanka, to ja myk do siebie, żeby te starsze kocurki udobruchać, bo aż na dole słychać było te ich miaaał i mmrrruu...
Udobruchane poszły sobie w końcu, to ja też na dół zeszłam bo to i czas kolacji się zbliżał. Wszystko naszykowałam, już zasiadłyśmy do stołu, a tu dzwonek do drzwi i gość niezapowiedziany ,a właściwie to się zapowiedział, tylko godzinę później. Syn mamę przyjechał odwiedzić i z opiekunką (ze mną, znaczy się) się pożegnać . Do niedzieli już nie wpadnie, bo karnawałuje ,a to sitzungi ,a to cugi ,a to cóś tam jeszcze ,byle okazja była. No to jak już sie zjawił wcześniej, to ja się pytam, czy może herbaty sie napije czy coś, a on że chętnie i zje z nami też chętnie, bo głodny trochę. Miła jestem, to i talerzyk podałam i po dwa plasterki wszystkiego dorzucilam. Opłaciło się-jak już zjadł, pogadał, popytał, to się żegnać zaczął i opiekunce dziękować. Aż mi trochę głupio było, bo za to podziękowanie dla mnie, to mógłby se chyba przez tydzień śniadania i kolacje jeść w lokalu jakim. Żebym wcześniej wiedziała, że będzie dziękował, to przecież parę plasterków sera czy jakiego schinkenwursta więcej bym dołożyła na talerz . Nawet pomidora mogłabym ukroić jeszcze.
A teraz sobie rozmyślam o tym ,że za tydzień o tej porze, to w swoim łóżeczku już będę leżała