Michasiu, tak jak obiecałam opisuję moje doświadczenia z Podopieczną. Nie śmiem nic doradzać, nie jestem fachowcem, napiszę tylko co sama przeżyłam.
Przyjechałam do Pdp miesiąc po wylewie. W domu było łóżko, wózek i klo. Na drugi dzień przywieźli Podopieczną, chudą, spłakaną 50 kilogramową kobiecinkę. Rodzinie zależało żeby ją codziennie rano podnosić z łóżka, ubierać i milion razy dziennie prowadzać do toalety. Współpraca z Pdp podobna była do współpracy z workiem kartofli. Początek był w poniedziałek, a we wtorek planowałam już do domu jechać. Powiedziałam, że albo zmniejszą wymagania, albo mi pomogą (pflegedienst) albo ja jadę do domu. Wymiennych kręgosłupów jeszcze nie wymyślili. Najlepsze było jak jedna z córek powiedziała, ze w pflegeheimie bardzo sprawnie się mamusią zajmowali, JEDNA pani podtrzymywała, a DRUGA wszystko robiła. Powiedziałam teatralnie się oglądając, że mam dwie ręce i żadnej więcej nie widzę. Pomogło.
Na początek córki ustaliły dyżury (nie chcą pflege, chyba chodzi o kasę, ale nie wnikałam). Codziennie (od maja) jedna osoba przychodzi pomóc przy porannej toalecie. Oprócz początku nie potrzebuję (a właściwie nie potrzebowałam, teraz jest dużo gorzej) pomocy, ale i tak przychodzą. Potem radzimy sobie same, wieczorem często ktoś przychodzi do pomocy, ale to nie jest konieczne.
Druga sprawa- rolator. Jeżeli Pdp ma władzę w dłoniach dużo łatwiej jest wstać z łóżka czy wózka przy pomocy rolatora.
Rehabilitacja, piszę teraz ale jest najważniejsza. Tu miałam szczęście i przychodzi cudowna krankengimnastyczka i pierwsze spotkania były przeznaczone DLA MNIE. Jak podosić Podopieczną, jak przesuwać (na początku) z łóżka na wózek i z powrotem. Jak się ustawiać, proste pochylenie ciała pacjenta do przodu czyni cuda. Potem zaczęły się spacery przy rolatorze- dwa kroki, potem trzy pod koniec całkiem sporo. Następny etap nakładka na sedes z poręczami i na nogach do toalety2,3,4 kroki, ale zawsze. Dla mnie ulga bo już nie trzeba szorować wiadra. Na początku my szłyśmy z rolatorem, a ktoś za nami z wózkiem. Potem Krankenbgimnastyczka powiedziała mi, że mogę sama chodzić, jak coś się podzieje to mam usadzić Podopieczną na podłodze i dzwonić po pomoc. Nie podnosić samodzielnie. Przez 8 miesięcy było tylko lepiej (nie tak spektakularnie jak u dziecka, ale lepiej), potem przyszło tąpnięcie. I od końca stycznia jest tylko gorzej, ale w tej chwili jest mała stabilizacja.Pamiętaj IM BARDZIEJ "LENIWA" opiekunka, tym lepiej dla podopiecznego. Nie wolno wyręczać więcej niż trzeba.
Tu, gdze jestem musiałam uświadomić kochającym (szczerze) dzieciom, że czas kiedy mamusia nigdy nie spała w dzień, nie kładła się przed 22 i milion innych rzeczy już się nie wróci. Ostatnio stoczyłam walkę o piżamę. Podopieczna spała zawsze w koszuli nocnej, ale w trakcie "przemiany" była bardzo pobudzona i często rozkopana. Ja mogę raz w nocy pozaglądać i ewentualnie przykryć, ale z zasady nie spędzam nocy "u stóp" swoich Podopiecznych. Wszyscy się zgodzili i jest ok.
Michasiu, co do języka zauważyłam, że rodziny często "nie rozumieją" jak nie chcą zrozumieć. Poozglądaj się, oceń sytuację, pogadaj z lekarzem i fizjoterapeutą. To może być dobre miejsce na lata. Albo i nie, wtedy trzeba zwiewać. Pozdrawiam, trzymaj sie