09 marca 2017 20:39 / 10 osobom podoba się ten post
Rozdział VI - typowe polskie piekiełko
Muszę przyznać się do tego, że swoimi problemami nie dzieliłam się z nikim, ze swoimi dziećmi rówież nie.
Ale własnie na to przyszedł teraz czas, tym bardziej, że wszystko skońcczyo się nadwyraz pozytwywnie dla mnie.
Następnego dnia po pożegnaniu Janka, przygotowałam smaczną kolacyjkę i zaprosiłam swoje "dzieciaki".
Choć to mocno dorosłe już dzieciaki jak wiecie, to ja o nich nie umiem inaczej mowić. Zapowiedziałam,że to specjalna okazja do świętowania.O luuuudzie co też ci moi nie wymyślali, by odgadnąc jakaż to specjalna okazja. Jak mi potem opowiedzieli doszukiwali się rocznic najgłupszych nawet wydarzeń. No bo to ani imieniny, ani urodziny, ani nawet rocznica rozwodu. Nie mogli nic sensownego wymyślić, wcale się temu nie dziwię. Synek na wszelki wypadek kupił mamie kwiaty ale to nic nowego, bo często do mamuni przychodzi z kwiatami bez żadnej okazji. Córcia upiekła ciasto, choć to dla niej bardzo duży wysiłek intelektualny, by receptury nie pokręcić. Tak więc przyszli do mnie nakręceni niezmiernie z wyrazami ciekawości wypisanymi na pyszczkach. Dopiero jak usiedliśmy do zastawionego stołu opowiedziałam im o swoich "przygodach", a śmiałam się w duchu jak zmieniają się ich miny. Od momentu jak się dowiedziałam,że zostałam oszukana , czyli miny pełnej wściekłości do chwili odzyskania kasy i miny odprężenia. Opowiedziałam równiez o Janie i jego udziale pomijając ze zrozumiałych względów swoje uczucia do tego faceta. Pytaniom nie było końca. Na wszystkie musiałam odpowiedzieć pamiętając o swoim zobowiązaniu do zachowania tajemnicy. Na moje szczęście, moje dzieci są na tyle inteligentne, że nie zadawały mamie żadnych niezręcznych pytań.
Wieczór upłynął w radosnej atmosferze, a ja też poczułam się swobodniej, bo mogłam wreszcie trochę ciężaru ze swoich pleców zrzucić.
A teraz z innej beczki w nawiązaniu to tytułu rozdziału. Ja nawet wierzę w równowagę miedzy dobrem a złem. Jak coś zdarzy się dobrego, to natychmiast trzeba się spodziewać czegoś zgoła przeciwnego
Pamiętacie te sytuacje kiedy Jan przyjeżdżał po mnie. Nawet mi przez myśl nie przeszło, by prosić Janka o to, by nie podjeżdżał pod mój adres. Przecież nic nie miałam do ukrycia. A jednak to był mój błąd. A ja mogę sobie nawet wyobrazić co pomyśleli moi wścibscy sąsiedzi. Podjeżdża nietuzinkowy, mocno wypasiony jak mówią młodzi samochód i to na obcej rejestracji, w dodatku kilka razy. Nienagannie ubrany facet wręcza bukiet róż, całuje na powitanie, zaprasza do samochodu i gdzieś wywozi. W tym miejscu narasta zawiść. No i skojarzenie jest jednoznaczne. Mnie by nawet przez myśl nie przeszło, żebym kogoś tak wrednie oceniła jak moi sąsiedzi mnie. A jak usłyszałam od 8-letniego dziecka ,że" idzie ta eksportowa qrwa", to po prostu rozpłakałam się. Dziecko samo tego nie wymyśliło przecież, tylko usłyszało to w domu niczego nie rozumiejąc. Czy to nie typowe dla polskiego społeczeństwa ?
To na razie tyle.
Nie mam nic przeciwko temu, by tu, u mnie na blogu podejmować dyskusje, czy wypowiadać swoje zdania w każdej sprawie.