W życiu sobie jakoś radzę......ale nie z samochodami. Teraz są tak nafaszerowane elektroniką ......Maluch to był samochód.....Walnęlo się się młotkiem albo wsadzilo kij od szczotki i jechał dalej.......:lol3:
W życiu sobie jakoś radzę......ale nie z samochodami. Teraz są tak nafaszerowane elektroniką ......Maluch to był samochód.....Walnęlo się się młotkiem albo wsadzilo kij od szczotki i jechał dalej.......:lol3:
Moim pierwszym samochodem po zrobieniu prawa jazdy był maluch z chromowanymi zderzakami. Trochę nim pojeździłam i sprzedałam bo mi się kolor nie podobał. Kupiłam następnego ale już sama wybierałam i wszystko mi się w nim podobało. Też w pewexie. I kiedyś wracając z pracy tym maluchem na oblodzonej jezdni wcisnelam lekko hamulec....Nie wiedziałam co się dzieje bo " nie miałam kierownicy " Samochód sobie sam jechał....Na szczęście było dużo śniegu wtedy bo zjechałam bokiem z niedużego nasypu i tak siedziałam przechylona na prawą stronę i nie mogłam się ruszyć bo wydawało mi się, że zaraz się przekoziolkuje na dach. Beret mi wpadł na oczy....futro się rozpięlo a wcale dużej siły uderzenia nie było bo śnieg wszystko zamortyzowal....Zatrzymały się jakieś samochody i trzech facetów tego malucha ze mną w środku postawiło tak, że mogłam samodzielnie wyjechać na drogę...:-)
Dojrzewam do myśli o jeżdżeniu własnym autem do De,ale z przewrą na nocleg gdzieś pod granicą.Niestety mazowieckie leży na końcu świata i wszędzie mam ponad 1100 km. Już nawet zastanawiałam się jakie auto wybrać na ewentualne wojaże i chyba zdecyduję się na Volvo. Na jednej szteli jeżdziłam takim koloskiem i zakochałam się w nim bez pamięci. Narazie jednak dojrzewam...:-)
Ivanilka, bez jaj mi tu prosze. Taka kobieta jak Ty ma z tym problem??? No nie do wiary. Oczywiscie, kiedy mi przyjdzie jeżdzić na koniec świata niemieckiego, ponad 1000 km, to nie szafnę na raz. Szkoda zdrowia, a i auto odpoczac musi przecież. Teraz mam do pracy 580 km, to jadę bez przystanku, na jednym baku i jeszcze mi się rezerwa nie zapala :-)`
Obecna stela jest podobna do poprzedniej z taką mini różnicą, że tutaj mam mniej czasu wolnego. Dzieci podopiecznego wpadają 2 razy w tygodniu, niestety dzwonią jak popaprani co dnia, pewnie dlatego, by sprawdzić, czy sobie radzę. Stefan nie ma za dużych wymagań, chodzi o kulach, w wózku inwalidzkim jeździ jak idziemy na spacer. Do tego pis, czarny, lokowany urwis. Nie spuszczam go jeszcze ze smyczy bo nie słucha i ciągle spierdziela w pola, a miałem okazję przekonać się o tym, jak pierwszy raz musiałem go wyprowadzić. Dom stary, zaniedbany, futrynę już nawet poprawiałem. Podłoga drewniana, skrzypi jak ciul. Ogród przed domem odstrasza nawet ptaki, na wiosnę będę musiał tam trochę wyczyścić bo dziadek przewróci się przy pierwszym kroku. Pod tym względem nigdy nie zrozumiem Niemców, by nie dbać o otoczenie przy domu, nie wspomnę o domu.
Jeśli "pis" ci ucieka to ty go nie ganiaj,niech leci w chorelę,może jakiś inny Obama przyjdzie i porzadek zrobi. Poza tym "pisy" tak mają,jak spuscisz ze smyczy too zawsze poleci...Ale że czarny i kudłaty to mnie zaskoczyłeś....
Literówka sorry, miało być pies. :)
Liczę, że mi zapłacą, już z synem Stefana rozmawiałem. Przecież nie będę tam do diaska w powietrzu latał. Ogród jak landara a nogi nie postawisz. Wiadomo, że za darmochę nie będę karczował, ale ponoć mają dopłacić extra za dodatkową robotę.
Liczę, że mi zapłacą, już z synem Stefana rozmawiałem. Przecież nie będę tam do diaska w powietrzu latał. Ogród jak landara a nogi nie postawisz. Wiadomo, że za darmochę nie będę karczował, ale ponoć mają dopłacić extra za dodatkową robotę.