Ufff, jak goraco. Obcielam rękawki od koszulek, powiekszylam dekolt, dol objechałam nożyczkami na polokraglo. Nareszcie poczułam ulge, czyli przeciąg. Babunia zniesmaczona, nie rozumie mnie, bo jej ciagle zimno.U mnie odwrotnie. W dodatku temperatur powyżej 34 stopnie nie przewidziałam i superletnich ciuchow nie wzielam. Wszystko popralam i schowałam w domowej szafie z mysla o przyszłym lecie. Jedna pare spodenek wrzuciłam do walizki na wszelki wypadek i klapki, bo można w nich chodzic tez po domu. I to mnie uratowalo, a reszta? Poradziłam sobie. Koszulki znoszone, majątku nie kosztowaly, do Polski wrocic nie musza. Gdybym jakiś sklep w okolicy spotkala, to zalatwilabym to inaczej (z internetem tez), ale u mnie tylko dwie knajpy i rzeznik. W jednej wsi obok tylko knajpa, w innej nic. Reszta jeszcze nieogarnieta przeze mnie, ale chyba poza zasiegiem. Do Stuttgartu mam 100km, nie wybieram się.
Jezdze rowerkiem po pięknej okolicy, wdycham swiezy zapach kiszonki i gnojówki, zaglądam w oczy wołowinie. Takie uroki. Teren pagórkowaty, strumyczki, buraki, kukurydza, w oddali już gorki porosniete lasem. W jednym miejscu nagie skalki nawet dostrzeglam.
Ich wuerde gerne ins Gebirge fahren!
I pojade sobie, w polskie . Taka patriotka ze mnie.
***
Babunia to ma pomysly. W wannie glowy myc nie chce, a dzisiaj umyla, z moja pomocą w kuchennym zlewie. Już miałam naskarzyc corce, chyba wyczula i mnie ubiegla.
A corka wpadla w czasie mojej przerwy poobiedniej. Nie chciało mi się schodzić, chociaż byłam w domu. W końcu przerwa to przerwa. Znowu ciasto przywiozła. Sama piecze i misiowatego sobie wypasła. Teraz próbuje mnie. A mamusi funduje zaparcia.
Babunia kiedyś też dużo piekła. Nawet bauerkom na zamówienie(ona gospodarstwa nie miała). Na jedną konfirmację nakrecila ciast aż z dwustu jaj. Na zamówienie. Niezła specjalistka . Dobrze, ze ja popisywac się przed nia talentem cukierniczym nie musze.Tylko jeszcze przy tym gotowac powinna, bo polskie kucharko-piekarki komunijne to cuda potrafią.Takie prawdziwe a nie z tytki.
Babci menu obiadowe mnie delikatnie mowiac wkurza. Kartofle, kartofle , kartofle ,miesa nie, warzyw niewiele. Zaczynam dla siebie gotowac co innego.
Kuchni regionalnej raczej tu nie poznam, chociaż probowalam, wypytywałam. Babunia nie bardzo wie. Jak się pochwaliłam , ze na Bawarii taki dobry Zwiebelkuchen jadlam, to powiedziała, ze lubi Flammkuchen i napisala na kartce, żeby corka zakupila. Ale to nie jest chyba tubylcze danie regionalne. Probowalam to cos w Nadrenii Palatynacie, ale skad pochodzi tego nie wiem. Chociaż…Kiedys w Pizza Hut była pizza alpejska z sosem smietanowym. Smakowala podobnie. A tu do Alp blisko…
***
Obijam sobie nogi na rowerze nieustanie, ale mnie to cieszy. I mam już z gorki
A Dolly jest niegrzeczna. Po pierwsze primo kombinuje, żeby się nie myc(paluszek i glowka to w szkole , a tutaj wymowka jest brzuszek).Posiedzialam przy niej niewzruszona, poczekałam, poszla. Jeden zero dla mnie.
Po drugie jest uzalezniona od białej substancji, której domaga się nieustannie. I ja musze cpac. Ta substancje. Na stol oczywiscie, bo inaczej nie chce jesc. Tak uzalezniona. To się porobilo
A ten proszek jest z przemytu. Przywiozla go polska opiekunka. Wyprodukowany w Klodawie, dla Biedronki. Biala smierc. Strach uzywac.
Ciekawe a jednocześnie niezrozumiale sa dla mnie motywy przemytniczki…Trucicielka?
Ja przywoziłam sol morska z Bulgarii, Chorwacji, bo u nas nie było, ale żeby polska, zwykla , jodowana była wywozona do Niemiec ?
A może opiekunka się w tej soli kapala? Wanny sa dwie, jakby kto pytal.
Dobra, dokupie ze dwie paczki, niech się zmienniczka cieszy.
***
Zrobilam male bum.
Podczas odkurzania przegoniłam prad z gniazdka. Sama nie wiem jak to się stało, bo w innym gniazdku był, wiec się nie przejelam i odkurzałam dalej. Nastepnego dnia corka odkryla, ze lody się rozplynely w zamrażalniku lodowki, która stoi w pokoju dziecinnym(Dolly go tak nazywa). Wlaczyla bezpiecznik, lody wyrzucila, nawet nie mialknela, wiec spoko. Ale Dolly zapobiegawczo podkrecila chłodzenie na maxa i nastepnego dnia miałam zamrozona salate i ogorki z lodem w słoiku. Ocet balsamiczny ocalal.
Wspolpraca z corka zaczela się ukladac po mojej myśli .Na początku sztywny dystans. Zawsze jednak pytala, co potrzebuje, wiec dbałam, zebym ZAWSZE cos potrzebowala , a jeszcze Dolly się dokladala do niekonczacej się listy. Po dwóch tygodniach zabrala mnie na zakupy, stwierdzając, ze ja gotuje, ja wiem co potrzebuje i ona by chciała raz w tygodniu zawieźć mnie do sklepu. Brawo.
I o to chodzi.
Zakupy raz w tygodniu to nie do końca najlepsze rozwiązanie, ale konieczność, kiedy nie ma sklepu w poblizu. Można wtedy zaplanować posiłki na tydzień, sporzadzic liste i koniec. A to dowozenie na zamówienie wcale mi się nie podobalo, bo ani nie wiedziałam ile jedzenia zamowic, ani kiedy będzie dostawa, bo nie zawsze przyjechala tak jak powiedziała. Wiadomo, cos wypadnie.
Uwinelysmy się szybko, az corka była zdziwiona. Po powrocie od razu zakomunikowałam Dolly czego nie było, ale kupiłam co innego w zamian. Buzie jej zamknelam zanim otworzyla. A corka chyba pierwszy raz sie do mnie usmiechnela . I wiem dlaczego.
Dziecko (Dolly)zobaczylo w telewizorku salatke z tuńczyka, chciało, wiec na drugi dzień przywiozła. Co uslyszala? Ze niedobra i tam prawie tuńczyka nie było, tylko same warzywa.
Potem Dolly ujrzała w reklamie grillowana makrele, wiec corka latala po sklepach , ale nie kupila, bo nie znalazła. Dolly obrazona.
Tak to coreczka stawala na glowie ale mamusi nie zadowalala, bo Dolly już nic nie cieszy, a wszystko smuci. U mnie jak czegos nie ma , to musi czekac, jak kazde dziecko. Jak jej cos nie smakuje to dostaje cos innego, co jest. I nie przejmuje się tym, ze marnuje jedzenie. Tu Dolly pilnuje, zebysmy pozjadaly resztki.
Opowiadala mi(niejeden raz, z placzem) o swoim krótkim pobycie w Altersheimie. Widziala ludzi wpatrzonych nieruchomo w wylaczony telewizor. To faktycznie moglo być dla niej trudne, ale jej placze kilka razy dziennie wcale nie sa z jakiegoś powodu. Nie panuje nad tym.
W Altersheimie był na obiad niedobry ryz. I placze.
Opiekunka, która powiedziała, ze nie wroci tu nigdy, bo nie ma internetu, jest oplakiwana regularnie. A wlasciwie Dolly placze nad sobą, bo jak ona mogla…
Patrzac na to z drugiej strony, to jeśli pracujaca tu opiekunka nie miała ze sobą ksiazek, to nudzila się jak mops, bo telewizora do góry tez nie ma, a rower nastal dopiero za panowania mojej poprzedniczki.
W epoce przedblogowej pracowałam u podopiecznej, która miała stwierdzona demencje i depresje. Stella prawie idealna, bo babunia spala grzecznie cala noc(od 20.00), przed obiadem godzine, po obiedzie dwie i jeszcze przed kolacja podsypiala Zadnych placzow nie urzadzala.
To na skutek lekow. Zdecydowanie wole pdp leczonych.
Usmiechala się tez codziennie, nawet kilka razy, na sam widok jedzenia, obojętnie jakiego. Kochala jesc
***
Dolly codziennie(jak mnie nie było na dole) robila przegląd lodówki . Potem marudzila, ze sery pleśniowe smierdza i kazala mi zjesc. Ignor. Ona ich nie je, ale ja tak, wiec zamowilam. Uzywam specjalnego, „zapinanego” pojemnika, bo jest szczelniejszy, ale co z tego. Ona otwierala go, sprawdzala , co tam jest i nie domykala . Nie wytrzymałam i jej powiedziałam. Wysluchala spokojnie, nie klocila się. Otwieranie się skonczylo, ale teraz...
Otrząsa się z obrzydzeniem i mowi , ze smierdzi podczas kolacji, wtedy gdy ja sery jem
Z Dolly zrobil się taki lobuz, który grzecznej dziewczynce daje do zrozumienia: jesz goowno, fuj.
***
Dolly drugie imie. Brzmi Nenene.
Siedzi mi w kuchni podczas gotowania i gada sama do siebie, bo ja jak jestem zla, to milcze.
Ja wyjmuje garnek, a ona już mruczy: ne, ne, ne, za maly, weź większy.(Do czterech pyrek???)
Otwieram szuflade, siegam po nożyk i slysze : ne, ne , ne, do kartofli musi być obierak.(Kto tu będzie obieral???)
Przymierzam się do pokrojenia tych ziemniaczanych odrapancow i już dolatuje do mnie: ne,ne,ne, pokrojone sa niedobre. Wsciec się można, wiec bawie się w swieta Hawane od rzeczy przemilczanych. Dosłownie robie kamienna twarz , chociaż czuje, ze gdybym te kartofle polknela na surowo, to ugotowalyby się u mnie w srodku.
Wesole jest zycie opiekunki
***
Zwiedzam sobie okolice i dowiedziałam się, ze ja jednak w gorach jestem. W sąsiednim Dorfie napotkałam Gasthof” Zum Lamm”, do tego tablica przed polecala gorskie ciasta. Nie skusiłam się, bo bylam sama, a na tym podwórzu , przy stoliczkach, podejrzane stado baranow siedziało.
Zdjecia jednak zrobiłam. Mam zagladajke , wino tez(nawet oryginalne balkanskie suveniry z wakacji) , wiec już zawiadomiłam koleżanki, żeby zawitaly z zakaska i uczcimy koniec prohibicji. Zaraz po moim powrocie.
Corka Dolly tez pare dni urlopu wziela i pojechala na wycieczke do Berlina z koleżankami z pracy. Takie miała szczęście, ze w tym samym hotelu zobaczyla…opiekunke swojej mamci. Gdyby osobka owa nie była atrakcyjna , dlugowlosa blondynka w szpilkach , to pewnie nie rzucalaby się w oczy. Tylko, ze nie tak miało być. Opiekunka przedstawila swoje plany na przyszlosc(powod wcześniejszego zjazdu). Mnie wydaly się podejrzane od samego początku, ale nie moja sprawa.
I żeby nie było, ze plotkuje, albo cos tam. Mam gdzies co robia opiekunki, uważam ze każdy ma prawo zyc po swojemu.
To zdarzenie jest dla mnie zabawne (ale trzeba mieć pecha, żeby nie ukryc się w Berlinie) i daje do myslenia. Wnioski wyciagnelam. Mysle, ze na szteli były problemy z akceptacja . Zjawisko to przecież wystepuje bardzo często i sama tego doswiadczylam. Przyczyna często(moim prywatnym zdaniem) lezy po stronie PODOPIECZNYCH, bo to starzy ludzie i boja się po prostu wszystkiego, a potem wymyslaja cuda, żeby nie było na nich. Dzieci tez tak kombinują
Dolly mowila , co jej się nie podobalo w opiekunkach(i plakala), corka jest dyskretna( ma u mnie plusa), ale na początku była nerwowa i traktowala mnie z rezerwa( dopiero na ostatnich zakupach wypalilysmy fajke pokoju na parkingu przy REWE i jest bardziej na luzie). No i ten wyjazd blondyny po dwóch tygodniach. Wszystko jasne.
Skoro jednak mam intuicje, to ja wykorzystam. Rozwiaze ta kryminalna zagadke z sola. Wezme zmienniczke na przesłuchanie. Przybedzie niebawem.
Ciekawe czy tajemniczy syn Dolly zdazy się zalapac na widzenie ze mna, bo jakos ciagle przekłada termin przyjazdu.
***
Jestem sobie w tym Malym Cichym(tyle ze nie kolo Murzasihla), oddycham wspaniałym wiejskim powietrzem, które jeszcze mnie na nogi nie powalilo, chociaż zapachy natury sa tu bardzo intensywne, bo co rusz jest dostawa swiezonki w beczkowozie, a tu Dolly wyskoczyla z wiadomoscia , ze niedaleko, u dziadka Wolfganga jest opiekun z Polski.
Do czorta, dlaczego dopiero teraz mi to mowi?
Ja już walizke pakuje. Musze szybko zacząć poszukiwania. Zaraz mu zaproponuje randke, a jak ma rower, to w krzaczory pojedziemy.
Wypytalam Dolly, gdzie ten dziadzio mieszka i po obiadku pojechałam szukac Wolfganga i Amadeusza. Czasu mało, wiec chłopinie dam tylko 5 minut na makijaż i startujemy
***
Reszte opowiem już z domu, musze jeszcze obciac paznokcie, bo niepotrzebnych ciezarow do Polski nie woze…