Na wyjeździe #29

18 października 2015 12:38 / 16 osobom podoba się ten post
hej dziewczyny! Opowiem Wam jak u mnie na stelli. NO powiem ze jest ok. :P Zmienniczka moze mnie nastraszyla, ale w sumie nie mgla bo jak przyjechalam to slyszalam jak babcia ja wolala, az 3 razy. Mnie nie wola wgl. Ostatnio nawet jak kladalm sie juz na lozko i otworzylam drzwi do pooju, zeby w razie "w" ja slyszec, widzialam jak pdp pomyka sobie sama do lazienki. Nie musze spedzac z nia czasu. Wiadome, posiedze z nia. Ide do niej o 8.30 rano jak mam checi to wczesniej. Irytuje mnie jedynie synowa ktora mieszka u gory, bo wtraca sie gotowanie, co ja to niby mam nie gotowac, poucza na kazdym kroku, ale zlewam ja, z reszta moj niemiecki jest na tyle dobry, ze potrafie jej powiedziec, ze z czym sie nie zgadzam, jest to grzecznie i taktowanie. A wiec zostalo mi tutaj jeszcze tylko 27 dni i spadam do domu :D Wybaczcie ze sie nie odzywalam, ale jakos checi mi brakowalo, a w domu jak w domu nie ma na to czasu :)
18 października 2015 12:40 / 2 osobom podoba się ten post
hagia

Oj współczuję. Byłam w pewnej dziurze gdzie tak jak u Ciebie całą dobę na okrągło wydzwaniały. Tylko od północy do 5.45 było ustawione to dzwonienie odrobinę ciszej, ale poranna Alleluja o 6.00 była już pełną parą :-)  stawiały na nogi.

A jak myslisz czemu ja sie po forum pozna noca i wczesnym rankiem blakam Przed polnoca spac raczej nie chodze, bo sensu nie ma. Dopiero jak dzwony sie wyszaleja to warto glowe do poduszki przylozyc. O 6 dzwony koscielne budza. Budzika wcale nie potrzebuje Rytm zycia jak u naszych pradziadow przez "nature" ustalany
18 października 2015 12:42 / 3 osobom podoba się ten post
Marta

Mieć wątpliwości czy zrobiło się wszystko,to nie jest równoznaczne z załamywaniem się,z laniem łez nad śmiercią schorowanej starej osoby.Nie wkładaj Ewelino w moje usta słów których nie wypowiedziałam.

Niczego nigdzie Ci nie wkładam,daj spokój z mędrkowaniem Marta.
Piszę prosto i wyraźnie,nie miałam niczego złego na myśli a już na pewno niczego Tobie nie wmawiam.
Za interpretację nie odpowiadam ale jeśli coś nie tak zrozumiane to sorry.
18 października 2015 12:45 / 1 osobie podoba się ten post
betti1964

Moncherie,to przypadek,poprostu spotkałyśmy sie pierwszy raz i to niespodziewanie na kursie niemieckiego :-)

Czyli nawet sie nie umawialyscie? Jaka super niespodzianka
18 października 2015 12:55 / 6 osobom podoba się ten post
Jolek

hej dziewczyny! Opowiem Wam jak u mnie na stelli. NO powiem ze jest ok. :P Zmienniczka moze mnie nastraszyla, ale w sumie nie mgla bo jak przyjechalam to slyszalam jak babcia ja wolala, az 3 razy. Mnie nie wola wgl. Ostatnio nawet jak kladalm sie juz na lozko i otworzylam drzwi do pooju, zeby w razie "w" ja slyszec, widzialam jak pdp pomyka sobie sama do lazienki. Nie musze spedzac z nia czasu. Wiadome, posiedze z nia. Ide do niej o 8.30 rano jak mam checi to wczesniej. Irytuje mnie jedynie synowa ktora mieszka u gory, bo wtraca sie gotowanie, co ja to niby mam nie gotowac, poucza na kazdym kroku, ale zlewam ja, z reszta moj niemiecki jest na tyle dobry, ze potrafie jej powiedziec, ze z czym sie nie zgadzam, jest to grzecznie i taktowanie. A wiec zostalo mi tutaj jeszcze tylko 27 dni i spadam do domu :D Wybaczcie ze sie nie odzywalam, ale jakos checi mi brakowalo, a w domu jak w domu nie ma na to czasu :)

Hej, łobuziaku.
Brawo. Zwłaszcza z taktownym zwracaniem uwagi. :)))))
Dobrze patrzeć, jak ze zbuntowanego podlotka typu kontra świat wyrasta fajna kobietka.

18 października 2015 13:00 / 5 osobom podoba się ten post
Lawenda

Hej, łobuziaku.:-)
Brawo. Zwłaszcza z taktownym zwracaniem uwagi. :)))))
Dobrze patrzeć, jak ze zbuntowanego podlotka typu kontra świat wyrasta fajna kobietka.

Ha ha  i mi się nasza  Jolek zawsze kojarzy z takim łobuziakiem w spódnicy,w pozytywnym tego słowa znaczeniu:):)
18 października 2015 14:11 / 11 osobom podoba się ten post
A ja właśnie zaczynam łapać doła bo ni jak nie mogę z babcią wspólnego języka złapać. Gdy przyjechałam poprzednio było to samo, początek miły a potem jakby piorun w miotłę strzelił i myślałam poważnie o zjeździe. Mam wrażenie, że ona podczas mojej nieobecności planuje sobie jak to będzie fajnie jak ja przyjadę i co będziemy razem robić ale oczywiście tak aby jej było fajniej. Gdy przyjeżdżam to jest rozczarowana tym, że ja widzę to fajnie inaczej i nie chcę tego co ona np. w dniu przyjazdu zamiast po południu z nią siedzieć, jeść ciasto, pić kawę i opowiadać jak było na urlopie to marzę aby czmychnąć na górkę i trochę się przespać po całej nocce w autokarze, tym bardziej, że czeka mnie warta do 23 w nocy, no i oczywiście dąs. Nie powie mi tego ale jest niezadowolona, a później z dnia na dzień atmosfera gęstnieje bo w jej wyobrażeniu nie tak miało być. Trzeba było posłuchać mądrych rad i nie wracać, a tak to mogę mieć pretensje sama do siebie....no tylko  ta kotka kurcze. Przez nią ten cały ambaras. Nie potrafię się z nią rozstać. Są różne uzależnienia ale żeby  uzależniić się od  kotki?
18 października 2015 14:42 / 2 osobom podoba się ten post
Alinko, no to jak z babcią rozmawiasz, myśl o kotce , ach jaka ona kochana....troszkę przymruż oczy i wyobrażaj , miłą spokojną uśmiechnietą staruszkę......nasze myśli są twórcze....uda ci się ... życzę ci tego......chyba wiesz o tym.....
18 października 2015 15:04 / 5 osobom podoba się ten post
Wiem,wiem....spróbuję. Kto wie może się uda zwłaszcza jak sobie wyobrażę babcię z kocimi wąsami. Już na samą myśl chce mi się śmiać. Dzięki, choć chyba nie to miałaś na myśli. 
18 października 2015 15:10 / 3 osobom podoba się ten post
Alina

Wiem,wiem....spróbuję. Kto wie może się uda zwłaszcza jak sobie wyobrażę babcię z kocimi wąsami. Już na samą myśl chce mi się śmiać. Dzięki, choć chyba nie to miałaś na myśli. 

Tylko, zeby Ci czasem do glowy nie przyszlo po brzuszku ja podrapacMoglaby zle zrozumiec
18 października 2015 15:20 / 1 osobie podoba się ten post
moncherie

Tylko, zeby Ci czasem do glowy nie przyszlo po brzuszku ja podrapac:-)Moglaby zle zrozumiec:lol3:

Ha,ha,ha......no aż takiej wyobraźni to nie mam.
18 października 2015 15:37 / 3 osobom podoba się ten post
Alina

A ja właśnie zaczynam łapać doła bo ni jak nie mogę z babcią wspólnego języka złapać. Gdy przyjechałam poprzednio było to samo, początek miły a potem jakby piorun w miotłę strzelił i myślałam poważnie o zjeździe. Mam wrażenie, że ona podczas mojej nieobecności planuje sobie jak to będzie fajnie jak ja przyjadę i co będziemy razem robić ale oczywiście tak aby jej było fajniej. Gdy przyjeżdżam to jest rozczarowana tym, że ja widzę to fajnie inaczej i nie chcę tego co ona np. w dniu przyjazdu zamiast po południu z nią siedzieć, jeść ciasto, pić kawę i opowiadać jak było na urlopie to marzę aby czmychnąć na górkę i trochę się przespać po całej nocce w autokarze, tym bardziej, że czeka mnie warta do 23 w nocy, no i oczywiście dąs. Nie powie mi tego ale jest niezadowolona, a później z dnia na dzień atmosfera gęstnieje bo w jej wyobrażeniu nie tak miało być. Trzeba było posłuchać mądrych rad i nie wracać, a tak to mogę mieć pretensje sama do siebie....no tylko  ta kotka kurcze. Przez nią ten cały ambaras. Nie potrafię się z nią rozstać. Są różne uzależnienia ale żeby  uzależniić się od  kotki?

No a nie da się tak tego kota żeby go ze sobą do walizki albo kuferka jakiego gdzieś do PL zabrać?
18 października 2015 15:58 / 3 osobom podoba się ten post
Knorr

No a nie da się tak tego kota żeby go ze sobą do walizki albo kuferka jakiego gdzieś do PL zabrać?

Gdyby nawet było można to co ja bym z nią w pl zrobiła? Mieszkam sama, jeżdżę z reguły na długie kontrakty. Nie miałby się nią kto zająć. Moje dzieci mają swoje koty. Starszego syna, synowa uszczęsliwiła dwoma kotkami, a młodszy też został uszczęśliwony rudo-białym kocurem, którego ledwo toleruje. Nie da rady, a szkoda. W obawie, że nawet wyobrażanie sobie babci z kocimi wąsami zbytnio nie pomoże to weszłam na poloniusza i proszę jest oferta o jakiej marzę od jakigoś czasu , kasa taka jak tu ale u miłego, samodzielnego dziadeczka i to w dodatku na niemiecką umowę o pracę. Zawsze tak jest, jak mam pracę to trafiają się fajne oferty, a jak nie mam to jadę do babusi-jędzusi.
18 października 2015 17:23 / 7 osobom podoba się ten post
Dzisiaj w polskim kościele był obchodzony jubileusz pewnej pary -65 lat pożycia małżeńskiego.Dziadeczek jeszcze całkiem fit ,babeczka z laseczką,z bukietem kwiatów .Jakie to piękne tyle lat razem.
18 października 2015 17:37 / 6 osobom podoba się ten post
Ewelina1

Nie wiem czy ten zakaz wzywania pogotowia to aż taki nieludzki jest,może rodzina mimo wszystko woli żeby Matka zmarła w domu a nie w szpitalu.......to zrozumiałe moim zdaniem.
Mój dziadek nie ma rodziny i jedynymi przychylnymi mu osobami jestem ja,opiekunka ktora przychodzi na czas mojej przerwy i lekarz.........i po ostatniej wizycie PDP w szpitalu,gdzie został pozostawiony sam sobie,lekarz stwierdził,że nie będziemy za każdym razem wzywać pogotowia bo jak ma umrzeć to i pogotowie nie pomoże......a niech umiera w cieple i spokoju.
Ma co jakiś czas ataki,podczas których na kilka minut traci oddech po czym wraca do siebie......ale kiedyś nie wróci:(
Co do pozostania na szteli kiedy PDP umiera to ja osobiście rożnie to widzę.
Osobiście miałam taką sytuację,byłam w rodzinie długo i po śmierci PDP czekałam 2 tygodnie na pogrzeb,niemniej jednak nie uważam żeby wracanie do domu w takiej sytuacji było samolubne.........jeśi ktoś czuje taką potzrebę to jak najbardziej powinien wracać do domu i do swojej rodziny.

Chcę się podzielić swoim doświadczeniem. Miałam PDP, do której jeździłam kilka razy i pracowałam 3/3. Stał u niej taki aparat za pomocą którego miałam natychmiast kontakt z Czerwonym Krzyżem. Dwa razy dziennie, rano i wieczorem (8.00 i 20.00) potwierdzałam żóltym guzikiem, że wszystko z PDP ok. Jak zapomniałam to dyżurujący tam lekarz dzwonil w przeciągu godziny na stacjonarny i dopytywał czy coś się dzieje, bo nie było meldowania. W razie potrzeby natychmiastowej pomocy należało przycisnąc czerwony guzik i wtedy przyjeżdżali natychmiast, mieli nawet klucze. Był też taki aparat na rękę z czerwonym guzikiem, który zakładałam PDP gdy wychodziłam z domu. Podopieczna nie była leżąca, kontaktowała wszystko, była jeszcze na chodzie i miała tylko w zasadzie lekką demencję i stracholęki. Było to wszystko do opanowania i nie używałyśmy czerwonego guzika, za wyjątkiem kilku pomyłek tzw. fałszywych alarmów, które zdążyłam w porę odwołać. Kiedy jechałam kolejny raz wiedzialam, że stan PDP uległ pogorszeniu bo był wylew i lekki paraliż prawej strony ale współpracowała przy myciu, ubieraniu, samodzielnie jadła. PDP miała 2 synów, mieszkali w innym mieście, ok. 70 km.W 3 dniu mojego pobytu po myciu, a przy ubieraniu w salonie PDP straciła przytomność i bezwładnie leciała z fotela. Trzymałam ją, dosuwając fotel do tego aparatu z czeronym guzikiem. Przyjechali natychmiast i chcieli ją zabrać do szpitala ale ja czułam, że trzeba zadzwonić do syna. Lekarz po rozmowie z synem zabiera się do wyjścia a ja trzymam PDP z całej siły bo by z tego fotela runeła na podlogę. Wołam za lekarzem żeby mi pomógł a on się wraca i mówi, że pacjentka ma umierać w domu więc oni już tu nic nie mają do zrobienia a syn zaraz przyjedzie. Wiedziałam, że to zaraz to 2 godziny jazdy bo to w górach było a ja nie utrzymam jej tyle czasu. Dostałam furii, krzyczalam na lekarza, żeby mi pomógł umieścić PDP w łóżku, nawet jak ma umierać to przecież nie tak. Pomógł mi w końcu ale był bardzo ździwiony, że ja się tego domagam. PDP żyła jeszcze tydzień ale to była już agonia. I też na pytanie syna wyraziłam wolę że zostanę do pogrzebu a potem się okazało, że czekałam 2 tygodnie na pogrzeb a potem jeszcze 2 dni na mój autobus mieszkając sama w tym wielki domu. 
Nigdy nie zrozumiem do czego miał służyć ten aparat do natychmiastowego wzywania pomocy, jeśli wiadome było, że lekarze nie mogą udzielić tej pomocy.