14 lipca 2015 21:06 / 5 osobom podoba się ten post
Wtorek – musiałyśmy wstać wcześniej, ponieważ o 8.00 miał być fachmann od pieca CO. PDP chciała być już oporządzona przed tą wizytą. Przy okazji zgłosiłam usterkę mojej baterii prysznicowej. Ustrojstwo od początku nie działało jak należy. Jest to bateria z termostatem, tylko z 40-letnim żywotem. Nie mogę pobierać zimnej wody i czasami, jak Heizung podgrzeje wodę do wyższej temperatury, to wręcz nie mogę się wykąpać. Teraz w upalne dni chciałbym chłodniejszą wodę, a tu nie ma szans. Już wcześniej zgłaszałam to rodzince i PDP. Najpierw próbowali obniżyć temperaturę na piecu, potem twierdzili, że jest dobrze, ale ja wiem, że nie jest. Beti powiedziała mi dzisiaj, że jeśli naprawa nie będzie dużo kosztować, to można to zrobić, ale prowizorycznie. Ręce opadają. W tym domu to nie tylko meble są stare (autentyczny antykwariat), ale również wszystkie urządzenia techniczne. Ciągle coś wysiada, łamie się, czy urywa. Łazienka PDP to też żenada. Na początku kąpała się pod prysznicem. Jednak wchodziła do niego z wielkim trudem i przy mojej pomocy, bo brodzik jest za wysoki na jej możliwości. Odkąd zachorzała na Gicht, całkowicie zrezygnowaliśmy z tego prysznica. Zaczęłam ją kąpać w wannie, gdzie już wcześniej włożono lift (wiadomo – refundowany). Jednak bateria przy wannie jest również rozwalona, wajcha od puszczania wody jest urwana i ciągle spada. Muszę ostrożnie jej używać. No ale cała naprawa niby miała być wyceniona na 600- 800euro, a to dla nich za dużo. Żenada. Oni nie są biedni, ale chorzy na sknerstwo. Ja sobie nie wyobrażam, żebym w swoim domu tak chytrzyła pieniądze, na rzeczy ewidentnie wymagające naprawy / wymiany. Chyba, żebym ich nie miała. Wiem dokładnie, że tu nie ten Fall, a jednak nędza. Wracając do mojej Duschy, po oględzinach fachowca i wytłumaczeniu PDP, że jest to zepsute ze starości, zgodziła się na wymianę starej baterii z termostatem na zwykłą z ręcznym regulowaniem poboru wody. Ma to kosztować około 200 eurasków, może jakoś przełkną taki wydatek. Dzisiaj jeszcze mieliśmy jednego fachurę – od markizy ogrodowej i rolet. Tak jak pisałam wszystko tu się sypie, a rodzinka łata wszystko tylko prowizorycznie.
Raz skosiłam trawnik PDP (nieduży) i teraz ciągle mnie nagabuje, żebym znowu to zrobiła. Wiem, że na własne życzenie wrobiłam się w to, ale właśnie w chwili słabości pokazałam co potrafię i teraz PDP traktuje to, jakby należało to do moich obowiązków. Mój błąd, ale z drugiej strony drobnostka. Mimo wszystko czasami mam jakieś „wyrazy wdzięczności” od nich, więc niech tam. Dzisiaj po śniadaniu nie było wielkiego upału, jak przez ostatnie dni, więc załatwiłam trawniczek w tri migi. Wcześniej jednak rozmawiałam z Beti i dokładnie jej podkreśliłam, że to co robię, to jest nadprogramowe, że nie mam tego w mojej umowie. Natomiast kategorycznie odmówiłam mycia okien i zdejmowania firanek do prania. Tu jest dużo (dużych) okien, a firanki zawieszone wysoko. Poza tym nie mam ochoty na tę robotę i od początku wyraźnie się określiłam. Okna i firanki są tak strasznie brudne, że aż mi się coś w środku robi. Okna były myte wiosną 2014, a firanki prane jeszcze wcześniej. Ciągle przypominam PDP, że należy kogoś zamówić do tej roboty, ale według ich toku myślenia i oszczędnościowego postępowania pozostaje to tylko na etapie naszych rozmów. Paranoja, też sobie tego nie wyobrażam w swoim osobistym życiu.
Jeszcze jedną sprawą muszę się „pochwalić”, w którą się wrobiłam i teraz nie umiem powiedzieć Stop-nein. Do mojej PDP ciągle przyjeżdża (2,3 razy w tygodniu) jej znajomy Helmut i pozostaje na posiłki. Jego jakby lubię i zaakceptowałam. Więc już nie robię z tego żadnego halo. Dzisiaj jednak moja tolerancja została wystawiona na próbę. Helmut był dzisiaj zaproszony na obiad – ok, ale dodatkowo wprosiła się jeszcze jedna osoba -Felka. Jest ona wyjątkowo wyrafinowana w sprawach darmowej wyżerki. Czasami robiła nam takie Besuchy, podczas których PDP też rada nie rada zapraszała ją do stołu. Tak więc musiałam zrobić obiad zamiast dla 2 osób, to na 4. Zawiodła moja asertywność i mimo że miałam rybę na nas dwie, to dokonałam cudu rozmnożenia ….hihi. Trudno, niech tam. Jednak najbardziej się zaburzyłam po obiedzie. Beti poprosił, abym zrobiła Eisbecher – dwie kulki lodów i truskawki. Jako, ze muszę PDP chronić przed obżarstwem, powiedziałam, że lody zrobię później do kawy, bo teraz najedliśmy się do syta. Tak by może i zostało, ale łakomczuch Felcia bezczelnie mówi: nie, nie, daj teraz te lody, bo ja muszę zaraz jechać do domu (piesek czeka) i potem już nie zjem tego. Szok, normalnie szok i nie umiejąc się z niego otrząsnąć podałam im te lody.
Po południu nie wyjeżdżałam na rower, bo znowu pogoda była fatalna, upał i niemiłosierna duchota. Za to wyszukałam sobie Hausarzta w internecie, zadzwoniłam, zamówiłam wizytę na 17.00 i pojechałam załatwić skierowanie do kardiologa. Miałam już pewne obawy, czy uda mi się to zdobyć. Wcześniej zadzwoniłam do innej Praxis i odmówiono mi, wykręcając się dużym obłożeniem pacjentów. Miałam w zanadrzu jeszcze jedną możliwość. Mianowicie lekarza Beti. Jednak to byłaby ostateczność, ponieważ z tą babą (w pełni zasłużyła na takie określenie) złapałam się parę miesięcy temu i od tego czasu panuje między nami chłodny klimat.
Lekarz do którego pojechałam okazał się bardzo miłym człowiekiem. Nagadałam się z nim, jak z żadnym dotąd lekarzem. A jak mu powiedziałam u kogo pracuje, to już w ogóle odnosił się do mnie jak do bliskiej znajomej, bo znał tę rodzinę z biznesowej przeszłości. Opowiedział mi nawet, co nieco ze swojego życia – jego matka pochodziła ze Śląska i jako dziecko żywił się tylko mięskiem od kupionym w Geschecie mojej PDP. Tak więc mam tu już w Xstadt swojego Hausarzta, założył mi kartę, zapisał moje Beschwerde i powiedział, że chętnie mnie będzie prowadził (zdrowotnie oczywiście). No więc póki tu będę pracowała, to będę z tego korzystać.
Wieczorem jeszcze przycięłam moją babuszkę. Naszykowałam kolację (Helmut też był) w lajtowej wersji, bo straszny upał - makaron i mus truskawkowy. Już raz to zrobiłam kilka dni temu i jej to smakowało. Dzisiaj jednak zaczęło grymasić, bo wcześniej wymyślała na co ma dzisiaj ochotę. Tego jednak czego ona chciała, to nie mogłam podać, bo po pierwsze nie mieliśmy tego w domu, a po drugie nie jest to zdrowe dla niej. Tak się rozkręciła, że ostrzej jej powiedziałam parę słów i poskutkowało. Widzę, że to jest dobry sposób na nią. Kategorycznie i asertywnie przeciwstawić się jej, jeśli gwiazdorzy.
Ten ekstremalnie duszny dzień zakończył się silną burzą. U nas jednak nic się nie stało, tylko musiałam uspakajać PDP, bo panikuje w czasie burzy.