Dziennik Zosi #2

05 lipca 2015 22:49 / 1 osobie podoba się ten post
leni

wpisujesz w googl- quizlet- rejestrujesz sie( strona angielska ale dasz rade) wprowadzasz tam swoje fiszki( slowka), ktorych chcesz sie uczyc. Jest tam kilka sposobow nauki, berdzo fajne i skuteczne w zapamietywaniu. Jestes szefem dla siebie. Mozesz korzystac z fiszek innych osob. Ja jestem tam- kadero22- mozesz cwiczyc na moich slowkach :))

Slicznie dziekuje,z angielskim sobie poradze,ale chetnie an Anfgang skorzystam z Twoich fiszek,okey?
06 lipca 2015 06:39 / 1 osobie podoba się ten post
leni

kruszynko, polecam Ci - quizlet- do nauki slowek

Leni,dzieki za ten quizlet-fajna sprawa
06 lipca 2015 06:50 / 1 osobie podoba się ten post
Zofija

No właśnie, tak to działa. Jest to straszne i bardzo niebezpieczne, chociaż na początku postrzega się to jako coś fajnego i nieszkodliwego, jako ciekawostkę i zabawę. Ja też jestem taka uratowana, ale swoje piekło przeszłam. Doświdczyłam dotknięcia świata duchowego i dlatego jestem taka radykalna i "ślepo" wierząca we wszystkie dogmaty wiary głoszone w Kościele Katolickim.

Może kiedyś się podzielisz z nami tamtym doświadczeniem? Żebyśmy wiedziały w co się czasami nie wpakować? Pozdrawiam i pisz dalej.
06 lipca 2015 19:56 / 1 osobie podoba się ten post
Malgi

Może kiedyś się podzielisz z nami tamtym doświadczeniem? Żebyśmy wiedziały w co się czasami nie wpakować? Pozdrawiam i pisz dalej. :-)

Malgi ja już dużo pisałam tutaj o swoich przejściach. Uwierz mi, że wiem co piszę i naprawdę przestrzegam wszystkich przed lekkomyślnym wchodzeniem w podejrzane praktyki ze sfery ezoteryki i różnych egzotycznych wierzeń (dla nas jest to naprawdę niebezpieczne). Nie chcę tu publicznie zamieszczać swojego świadectwa (takowe publikowałam w innych tematycznych mediach). Jeśli chcesz to mogę się z Tobą podzielić nim poza tym forum.
06 lipca 2015 19:58 / 1 osobie podoba się ten post
kruszynka1964

Leni,dzieki za ten quizlet-fajna sprawa:pisanie na forum:

ciesze sie ,ze pomoglam
06 lipca 2015 20:25 / 1 osobie podoba się ten post
Zofija

Malgi ja już dużo pisałam tutaj o swoich przejściach. Uwierz mi, że wiem co piszę i naprawdę przestrzegam wszystkich przed lekkomyślnym wchodzeniem w podejrzane praktyki ze sfery ezoteryki i różnych egzotycznych wierzeń (dla nas jest to naprawdę niebezpieczne). Nie chcę tu publicznie zamieszczać swojego świadectwa (takowe publikowałam w innych tematycznych mediach). Jeśli chcesz to mogę się z Tobą podzielić nim poza tym forum.

Oczywiście, że chcę. Możesz pisać na maila, albo na SKYPE - gdzie Ci wygodniej.
Pamiętam, że kiedyś jeszcze w szkole  "wywoływaliśmy duchy" - czułam ich obecność wtedy, ale chyba trafiliśmy na "dobrego" ducha, bo spokojnie odszedł, gdy go o to poprosiliśmy. A teraz uważam, że więcej krzywdy mogą nam zrobić żywi niż umarli.
06 lipca 2015 23:32 / 13 osobom podoba się ten post
tydzień – 29.06.-05.07.2015
 
W poniedziałek po obiedzie miałam zaprowadzić rower do reperacji do warsztatu wskazanego przez Halę. Dobrze, że przed wyjściem sprawdziłam w internecie godziny otwarcia, bo pojechałabym/ poszła na próżno. Warsztat jest otwarty od 9.00 do 13.00 i znajduje się około 4 km od nas. Nie wiem czy dopompowywane powietrze wystarczy na dojechanie tam na rowerze. Jeśli nie, to czeka mnie długi spacer.
 
Zamiast z rowerkiem do mechanika, pojechałam do centrum handlowego tylko po to, aby wyjść z domu. Nie chcę przyzwyczajać PDP do mojej całodziennej obecności w domu i ciągłego siedzenia z nią. Ona bardzo serdecznie zaprasza mnie do wspólnego przesiadywania w ogrodzie. Nie ma pojęcia, że odpoczynek w jej towarzystwie, nie jest żadnym odpoczynkiem. Czasami miałabym nawet ochotę zostać w domu na swój wolny czas, ale to nie jest dla mnie żadna przerwa. 2 godziny wyrwania się z miejsca pracy, to minimum swobody i wolności, której potrzebuję do dobrego samopoczucia.
 
Wróciłam na porę kawową i zjechałam się z koleżanką PDP. Felka niespodziewanie dla mnie przywiozła ciasto (nigdy wcześniej nie miała takiego gestu). Nuż kurcze, znowu ze wstrzemięźliwości nic nie wyjdzie. Oczywiście nie było mowy, aby Beti nie zjadła ciasteczka. Później okazało się, że ze strony Felki nie był to spontaniczny poczęstunek. PDP sama do niej zadzwoniła i poprosiła o zaopatrzenie w słodkości. Normalnie ręce opadają, wariactwo i zabawa w ciuciubabkę. Wieczorem przyjechała Hala i ostro opierdzieliła mamusię, ale co to da. Ona zachowuje się jak dziecko, albo jak alkoholik, który i tak skołuje sobie flaszkę, mimo zakazów i starania rodziny o utrzymanie abstynencji.
 
Jeszcze jedna ważna sprawa zdarzyła się w poniedziałek. Hala jednak kupiła sokowirówkę. Normalnie, nie dowierzam, zawrotne tempo jak na nią ….hihi. Przywiozła mi też rękawiczki, o które alarmowałam. Sporo ich tutaj zużywam, bo zawsze zakładam je do czynności związanych z toaletą PDP. Przy tej okazji Beti mnie rozbawiła. Powiedziała, że przecież rano do kąpieli nie potrzebnie używam rękawiczek, a w ogóle, to mogę używać jednych rękawiczek kilka razy. W jej mniemaniu, to rękawiczki są tylko wtedy potrzebne, jak ją podcieram. No nic, nieważne, dobrze że córki są na innym poziomie świadomości.
08 lipca 2015 20:54 / 12 osobom podoba się ten post
CD.   

Ten tydzień jest upalny. Wreszcie wróciło lato. Niby dobrze, ale moja PDP narzeka i wymawia się upałem ze wszystkich ewentualnych przedsięwzięć ruchowych. Jej najlepszym zajęciem jest wygodne leżenie w fotelu i drzemanie lub rozmowy telefoniczne ze znajomymi. Ona ponoć zawsze była leniwa i wygodna, więc co ja mogę teraz od niej wymagać. Chociaż mogłaby chodzić i wychodzić z domu, ale z wygodnictwa ciągle wymawia się od wszelkich aktywności. Przez to sama robi sobie kuku i się ogranicza. Dotychczas nikomu nie udało się jej zmobilizować do takiej aktywności fizycznej, do jakiej jest jeszcze zdolna. Ona spędza całe dnie na siedząco, zmieniając tylko miejsca: fotel w pokoju dziennym – fotel w ogrodzie – fotel na tarasie – krzesło w jadalni przy posiłkach, a destrukcja układu ruchowego organizmu postępuje w przyśpieszonym tempie.
 
W takie upalne dni najchłodniej jest na wschodnim tarasie, gdyż poza poranną porą słońce tu nie dochodzi. No więc cały wtorek spędziłyśmy w tym miejscu, na totalnym lenistwie. Niemniej odcinam się od PDP na 2 godziny po południu, aby nie rozbestwiać jej w zakresie ciągłego przebywania z nią. Poza przerwą i tak spędzam z nią dużo czasu. Ostatnio zauważyłam, że jest niezadowolona, gdy zajmuję się czymś w komputerze. To jest po prostu zazdrość, że w tym czasie ona nie jest w centrum uwagi. Samolubna i egzocentryczna była całe życie i zostało jej to na starość.
 
Przed południem zawiozłam rower do mechanika swoim samochodem, bo nie chciałam wracać pieszo w takim upale. Rower będzie gotowy dopiero na sobotę, czyli w tym tygodniu żadnych wojaży rowerowych nie będzie.
 
Cały dzień musiałam wręcz walczyć z Beti o picie wody. Gdybym nie wciskała jej wody, to może wypiłaby 2 szklaneczki w ciągu dnia. Dzisiaj byłam nie ustępliwa w tym względzie, aż do jej złości. Taka była zbuntowana, że obdzwoniła wszystkie znajome, aby naskarżyć się, jak to ją katuję straszną dietą i przymuszam do picia dużych ilości wody. Wyolbrzymiała to do niebotycznych rozmiarów i u jednej znajomej - pani doktorowej (bądź, co bądź wielki autorytet medyczny) uzyskała poklask i potwierdzenie, że córki i ja nie mamy racji w przestrzeganiu takiej „ścisłej diety” dla naszej biednej pacjentki. Naprawdę ciężko mi jest z PDP w zakresie jej żywienia.
 
Wieczorem udało mi się ją wyciągnąć na godzinkę z domu. Opowiadała mi, że w pobliskim parku znajduje się tzw. Gesunheit Kneip Anlage, gdzie korzystać można z Wassertreten. Po polsku oznacza to, jest tam basen ze źródlaną wodą o określonych właściwościach zdrowotnych, w którym można chodzić i poddawać się kuracji. Pojechałyśmy tam i pochodziłam sobie kilka minut w tym baseniku. PDP natomiast siedziała sobie cierpliwie na ławeczce. Jest to bardzo zimna woda, wręcz Eiskalt i na początku aż mnie stopy bolały. Takie miłe ochłodzenie na koniec dnia.

..................................
09 lipca 2015 21:24 / 9 osobom podoba się ten post
No to jeszcze przed wyłączeniem forum zamieszczam krucitki urywek z mojej codzienności:
 
Od rana na nowo gorączka na dworze. Moja PDP spędziła cały dzień na tarasie od zacienionej strony domu, gdzie jest w miarę znośnie. Z powodu upałów odpuściłam sobie aktywowanie jej i wychodzenie z domu. Na początku, po przejęciu opieki od Agnes myślałam, że PDP jest dobrze rozruszana i trochę odchudzona. Po tych paru dniach widzę jednak, że to nieprawda. Opowieści córek o cudownych metodach ozdrowieńczych są ściemą, którą wcisnęła im Agnes. Ona po prostu wszystko robiła tylko pod siebie, udając że stara się o PDP i cwanie opowiadając to, co chciały słyszeć. W rzeczywistości poprzestawiała mi cały rytm dnia, sposób funkcjonowania oraz rozregulowała sposób odżywiania Beti. Ja teraz mam trudności z przywróceniem wypracowanego, dobrego porządku i normalności. Agnes podobała się córkom przede wszystkim dlatego, że była ostra i nieustępliwa dla babki oraz że jest wegetarianką. Natomiast nie jest prawdą, że dokonała cudu przesypiania całych nocy przez PDP. Ona po prostu wyłączyła babyfona i nie interesowało ją, co PDP robi w nocy, a że Beti teraz jest sprawniejsza i może sama obsłużyć się w toalecie oraz że czuła respekt przed Agnes, to nie alarmowała jej nawet gdyby jej potrzebowała. Rano była dziewczyna z biura naszej firmy i porozmawiałam z nią o tej sytuacji. Ona też przyznała, że takie skargi były na Agnes od innych opiekunek, które zastępowała na innych Stellach.  
 
W południe przyjechał do nas Helmut. Dzwonił wcześniej i narzekał na lekarzy, że źle dobrali mu leki i po poru dniach pobytu w domu miał załamanie zdrowotne. Wczoraj zatrzymała mu się woda w organizmie, spuchł, było mu duszno i na moment stracił przytomność. Dzisiaj był u lekarza i ma odebrać nowe leki z apteki, ale boi się jechać sam do miasta i poprosił mnie, abym z nim pojechała. Po obiedzie wyskoczyłam więc na krótko załatwić z nim te lekarstwa. W drodze powrotnej Helmut kupił ciasto do kawy...... znowu ciasto. Nie rozumiem, co ci Niemcy mają z tym ciastem. Przecież nie można jeść codziennie ciasta. Dla PDP będzie to znowu pokusa. W domu okazało się, że oprócz ciasta kupił jeszcze czekoladę i mieszankę studencką. Normalnie ochrzaniłam go, że przynosi takie rzeczy. Czekoladę i Studentenfutter schowałam, a ciasto zjadł tylko sam. Tym razem Elfi sama odmówiła. Prawdopodobnie nie czuła łaknienia z powodu upału. Natomiast pojadła sobie czereśni, czym również wyrównała bilans kaloryczny na popołudniową porę. Czereśnie też są słodkie i mają swoje kalorie, ale lepsze to niż słodycze Helmuta.  
 
Ponieważ Helmut świadczył towarzystwo mojej PDP, wykorzystałam to i urwałam się z domu na prawie 3 godziny. Pojechałam do tej Polki (koleżanki Ani), z którą się skontaktowałam telefonicznie i umówiłam na Besuch. Dziewczyna ucieszyła się, że przyjechałam, bo jest totalnie uwięziona na swojej Stelli. Nie może na chwilę zostawić PDP (zaawansowana demencja) i sporadycznie korzysta z wyjścia na przerwę. Poza tym jest to wiocha zabita dechami, teren pagórkowaty i nie ma nawet możliwości gdziekolwiek dalej pospacerować, czy pojechać rowerem. Nie ma też internetu i TV. Normalnie odcięta od świata. Nasze spotkanie spędziliśmy w towarzystwie PDP, którą cały czas musiała asekurować w jej aktywności wstawania i siadania. Patrząc na jej przypadek w duchu dziękowałam Bogu, że ja mam taką PDP.
11 lipca 2015 20:28 / 8 osobom podoba się ten post
CD.
 
W czwartek nic szczególnego się nie wydarzyło. Od samego rana żar okropny. Opuściłam rolety od strony słonecznej, aby pomieszczenia nie nagrzały się za bardzo. Głównie chodziło mi o sypialnię PDP. Mój pokój znajduje się na poziomie piwnicznym, więc w upały mam miły chłodek. Przetrzymałam Beti prawie cały dzień na tarasie od zacienionej strony domu. Jest to jedyne znośne pod względem gorączki miejsce. Nawet posiłki tu spożywałyśmy.  
 
Córki jakoś zamilkły i od paru dni nie kontaktują się ze mną. Babka tylko wieczorem je obdzwania, aby zdać relację ze swoich przeżyć. Całymi dniami wymyśla różne rzeczy. Jak już coś sobie w głowie uknuje, to wałkuje tę sprawę cały dzień, bombardując mnie tym 77 razy na godzinę. Oczywiście z takimi „rewelacjami” dzwoni do wszystkich ze swojego kręgu telefonicznego i wieczorem do córek. Zapewne dziewczyny oceniają po jej rozmowie, czy jest wszystko w porządku. Jeśli nie, to wtedy się ze mną kontaktują poza wiedzą mamusi. Ja też staram się nie zawracać im niepotrzebnie głowy. One są bardzo zajętymi osobami i doskonale ich rozumiem, że chciałyby mieć trochę spokoju od matki. Betii jest bardzo egocentryczną i absorbującą osobą. Ja tak ułożyłam sobie tu rytm opiekuńczy, że jeśli nie dzieje się coś ważnego, to córki nie muszą przyjeżdżać do nas cały tydzień. Dopiero przy obecnej wymianie w pierwszych dniach miałam trochę zamieszania. Ale jak już pisałam, namieszała mi tu moja zmienniczka Agnes. Ta cisza w ostatnich dniach świadczy tylko, że okres kwarantanny minął i wszystko wraca do normy.  
 
Przed południem okurzyłam pozostałą część domu. Porządki rozkładam sobie tu tak, aby nie zwalić wszystkiego na jeden dzień, tylko każdego dnia przed południem coś tam zadziałam w Haushalt. Po obiedzie to tylko pauza i towarzyszenie PDP. Mimo upału wyszłam sobie z domu na przerwę. Poszłam pieszo do odkrytego kuracyjnego źródełka (około 1,5km od nas). Przeszłam w sumie około 4km zataczając koło: droga przez las, źródełko, park, kościół. Podczas spaceru w miejscach słonecznych upał nie do zniesienia, dosłownie żar jak na pustyni. Na najbliższe dni zapowiadają jeszcze wyższe temperatury. Oj, będzie ciężko to wytrzymać....
12 lipca 2015 21:37 / 8 osobom podoba się ten post
Piątek …... upał, upał, upał. PDP potrzebowała dzisiaj pojechać do banku. Wyciągnęłam ją na tę wycieczkę zaraz po śniadaniu, bo później może być tylko gorzej ze skwarem. Znowu cały dzień spędziliśmy na wschodnim tarasie. Nie chce mi się dzisiaj kompletnie nic robić i poza zwyczajnymi, codziennymi czynnościami leniuchuję razem z moją seniorką.
 
Na kawencję przybył Helmut. Znowu przywiózł słodycze tzw. Kuchla (ciasto podobne do naszych pączków). Te smakołyki tylko jemu podałam, a resztę musi zabrać ze sobą spowrotem, bo kategorycznie odmówiłyśmy poczęstunku. On wyznaje zasadę, że wszystko można jeść, tylko w rozsądnych ilościach i nie rozumie naszej wstrzemięźliwości. Helmut przyjechał do nas bardzo zdenerwowany. Podekscytowany nagadywał na lekarzy i aptekarza, że źle go prowadzą, że źle leki ustawili i w ogóle, że to są …...... nie użyję jego negatywnych określeń. On całe życie nie potrzebował żadnych medyków, prowadził zdrowy tryb życia i nie rozumie, co oni teraz wymyślają. Uważa, że nic mu nie jest i że mimo swoich 82 lat jest nadal zdrów jak ryba. Tak swoim zachowaniem nakręcił moją PDP, że ta nazbyt się tym przejęła i rozemocjonowała. Powoli musiałam ją wyciszyć zajmując jej uwagę czymś innym. Helmut też po wyrzuceniu z siebie wszystkich żalów uspokoił się. Tak się zastanawiam, czy jest nam potrzebne to jego towarzystwo, jeśli ma negatywny wpływ na moją Beti. Z drugiej strony jest to jakaś „rozrywka” dla niej i trochę emocji jej nie zaszkodzi przy tym bądź, co bądź nudnym życiu, żeby nie powiedzieć wegetacji.
Na przerwę po południu nie wymknęłam się dzisiaj, bo wieczorem zaplanowałam wyjazd na miting Al-Anon.
 
Sobota to kolejny upalny dzień, który należy po prostu przetrwać. Musiałam wcześniej obudzić PDP, bo termin do fryzjera na 9.00. W związku z tym sama też musiałam wcześniej wstać. Ostatnimi czasy cierpię trochę na zaburzenia snu – często się budzę, a że chodzę do łóżka najwcześniej o północy, to mimo że nie jestem śpiochem, to odczuwam deficyt w tej dziedzinie życia. Jednak nie potrafię po prostu iść wcześniej do łóżka. Dodatkowo ten upał mnie też wykańcza. Teraz to nawet jestem zadowolona, że mój pokój jest na poziomie piwnicy. Dzięki temu jest chłodniejszy od pozostałych pomieszczeń.
 
Planowałam odebrać rower od mechanika podczas fryzowania PDP. Jednak, gdy do niego poszłam przypomniało mi się, że oświetlenie też nie działa. Mechanik powiedział, że może to zrobić za dodatkowe 15 euro (wymiana reflektorka) i rower będzie do odbioru przed 13.00. Zgodziłam się na tę dodatkową naprawę, bo w innej porze roku, gdy dni były krótsze, to bardzo mi brakowało oświetlenia. Przy okazji niech to zrobi. Naprawę finansuje PDP i może to jest moje wyrachowanie, ale powoli przestaję się przejmować ich oszczędnością. Nie to żeby naciągać ich na jakieś wielkie wydatki, ale uświadomiłam sobie ich cwaniactwo wobec mnie (mimo, że niby wszystko jest super) też jest ogromne – to są po prostu Niemcy.
 
Nie załatwiwszy sprawy roweru do końca poszłam do Kali (kilkaset metrów), aby zagospodarować czas czekania na PDP i uzgodnić sprawę zakupów. Mimo, że ją obudziłam, to szybko się zebrała i od razu pojechałyśmy do Lidla. W sobotę najważniejsze sprawy do załatwienia to fryzjer PDP i zakupy, czyli najważniejsze mam już załatwione.
 
Było tak upalnie, że PDP zdecydowała, aby nie gotować obiadu, tylko wieczorem mam zrobić coś konkretnego. Zjadłyśmy tylko owoce: PDP czereśnie, ja-arbuza. Dzięki temu mogłam jeszcze dziś odebrać rower z naprawy. Dylematem była tylko odległość od warsztatu – 4km. Nie chciało mi się znowu składać siedzeń w moim samochodzie i wtryniać w niego roweru. Wyprułam na piechotkę i nic w tym nie byłoby nadzwyczajnego, gdyby nie ten upał. Ponieważ miałam godzinkę do zamknięcia warsztatu, to musiałam dość szybko maszerować, a w tym upale to nie lada wyczyn. Droga powrotna rowerem nie była lżejsza, bo od asfaltu żarzyło jak z pieca węglowego. Wróciłam totalnie ugotowana, czerwona i wykończona. Pół godziny dochodziłam do siebie.
 
Resztę dnia spędziłam z PDP na tarasie, gdzie jest względnie znośnie. Na kolację zrobiłam jajecznicę z kurkami i sałatkę pomidorową, do tego pieczywo. To taki posiłek obiadokolacyjny na dzisiejszy upalny dzień. Po ułożeniu PDP na nocny spoczynek, siedziałam sobie jeszcze długo sama na tarasie, zażywając przyjemności wieczornego chłodku.
13 lipca 2015 14:12 / 8 osobom podoba się ten post
Niedziela – kolejny dzień strasznego upału. No cóż musimy jakoś to przetrwać. Moja PDP też cały czas narzeka i ma dość jak wszyscy. Dzisiaj to nawet nasz zacieniony tarasik jest gorący, bo w powietrzu dodatkowo strasznie duszno, żadnego ruchu tego gorącego powietrza.
 
Do południa parę razy przycięłam PDP ostrym komentarzem. Wkurza mnie jej ciągłe marudzenie na wyżywienie i wymyślanie głupot. Dzisiaj zaczęła mamrotać, że sok jabłkowo-marchwiowy robię w niewłaściwych proporcjach (Agnes robiła inaczej). Ciągle mnie porównuje do niej, a córki mówią, że jak była z nią, to codziennie do nich dzwoniła i narzekała. Przy którymś zarzucie ostro jej odpowiedziałam, że nie życzę sobie być porównywana z Agnes, że ja jestem Zofia i będę robić wszystko po swojemu, a jeśli jej nie pasuje to niech sprowadzi ją sobie z powrotem. Ku mojemu zdumieniu zamknęła się i póki co więcej nie robi takich uwag. Drugim zgrzytem była TV. Ona nie ogląda jej prawie w ogóle. Siedziała na tarasie, z którego słyszała odgłosy telewizyjne. Ja lubię niedzielny, przedpołudniowy program Immer wieder Sonntag lub Fehrnsehen im Garten. Zaczęła dziamać, żebym to wyłączyła, bo to jest scheiss. Wyłączyłam, ale poszłam sobie ostentacyjnie do swojego pokoju, gdzie też mam telewizor. Gdy wróciłam po godzinie starała się być miła.. Na obiad zrobiłam fileciki wieprzowe zapiekane z pomidorkiem i mozzarellą. Wyszły mi wspaniałe, a babka znowu zaczęła marudzić, że są suche. Powodem było jednak nie to że są niedobre, ale że są kupione w Lidlu. Znowu nie ustąpiłam jej jak zazwyczaj, tylko dałam jej wykład na ten temat. Następny zgrzyt - do kawy chciała czekoladę i orzechy (od Helmuta). Powiedziałam, że już ich nie ma. Zdziwiła się i była zbulwersowana, że je sama zjadłam. Oczywiście ja ich nie zjadłam, tylko schowałam, ale przytaknęłam jej na to. Taka to dzisiaj byłam zołza dla mojej PDP. Widzę, że to nie jest takie złe i muszę czasami przeciwstawić się jej oczywistych w sprawach, naturalnie też w rozsądnych.
 
Przetrzymałam ją na górze do mojego popołudniowego wyjazdu do kościoła, bo już chciała lądować w łóżeczku. Upał jest tak potworny, że wszędzie jest nieznośnie. Nie ma, co się rozczulać, tylko przetrwać tę Afrykę. Dzisiaj w moim kościółku była msza po polsku. Tę parafię obsługują polscy księża tzw. polska misja katolicka i 2 razy w miesiącu odprawiają Mszę w naszym języku.
 
Po kościele pojechałam jeszcze do centrum. W to Wocheende odbywa się w moim mieście Burgerfest. Ponoć impreza o wielkim rozmachu. Chciałam co nieco zobaczyć, co się tam dzieje. Niestety, z powodu tych ekstremalnych upałów (dzisiaj termometry dobijały u nas do 40 stopni) działo się niewiele. Ludzi niezbyt dużo, wszyscy polegujący w zacienionych ogródkach kawiarnianych, obsługa wszystkich stanowisk gastronomiczno – handlowych też ledwo dysząca. Przeszłam główną ulicę festynu, zjadłam loda i szybko się zawinęłam do domu, bo żar tu niemiłosierny. W domu od razu zrobiłam sobie ogrodowy zimny prysznic i dopiero poczułam się lepiej.
 
Menu obiadowe:


poniedziałek – zupa jarzynową, wieczorem makaron z musem truskawkowym


wtorek -           placki ziemniaczane z musem jabłkowym


środa -             kotlety z piersi indyka z pieczarkami, puree ziemniaczane, sałatka z białej rzodkwi


czwartek -        sos pieczarkowo -warzywny, makaron, brokuły i marchewka got. na parze.


piątek  -            kalafior, ziemniaki i sałatka z ogórków kwaszonych, papryki i kilku innych składników


sobota  -            jajecznica z kurkami, sałatka pomidorowa, bułka – obiad jedliśmy w porze kolacji


niedziela -        wieprzowe fileciki zapiekane z pomidorem i mazorellą, zielona sałata, ziemniaki

14 lipca 2015 13:41 / 7 osobom podoba się ten post
III tydzień – 06.07.-12.07.2015
 
Dzisiaj z rano było pochmurnie i chłodniej, w nocy były burze i padało. Mamy więc trochę ulgi od upału. Super, wreszcie. Potem w ciągu dnia rozpogodziło się i znowu było gorąco, ale nie tak, jak przez ostatnie dni. Wieczorem to nawet miałam chłodno na tarasie.
 
O 11.00 miałam wizytę u kardiologa. Mam niemieckie ubezpieczenie, to muszę zacząć korzystać z niego. Chcę się przebadać w niektórych dziedzinach zdrowia. Zaczynam od kardiologa, bo potrzebne mi są leki na nadciśnienie. W Polsce robią mi wielkie halo o wypisanie leków i do tego na 100%. Spróbuje tutaj się leczyć, przynajmniej póki będę ubezpieczona. Kariolog mnie przyjął, porobił kilka badań i jeszcze w czwartek ma mi założyć Holter. Muszę jednak zarejestrować się u jakiegoś Hausarzta, bo potrzebne jest skierowanie do specjalisty. Może jeszcze w tym turnusie zaliczę dentystę, tak profilaktycznie, bo dawno nie miałam przeglądu.
 
Wizyta u lekarza zajęła mi godzinę, także jeszcze w normalnej porze zrobiłam obiad. Dzisiaj nie wyjechałam już na przerwę. Posiedziałam sobie z komputerkiem na balkonie. Na popołudniową kawę zameldował się u nas Helmut. Resztę dnia spędziłam z seniorami, trochę konwersując, trochę zajmując się swoimi sprawami. Dzień upłynął miło i spokojnie.
14 lipca 2015 16:30 / 2 osobom podoba się ten post
Bardzo do brze Zosiu robisz, korzystajac tutaj z mozliwosci leczenia. Ja tylko po przygodzie z ortopeda , mam smak niezadowolenia a poza tym wszystko jak najlepiej:)
14 lipca 2015 21:06 / 5 osobom podoba się ten post
Wtorek – musiałyśmy wstać wcześniej, ponieważ o 8.00 miał być fachmann od pieca CO. PDP chciała być już oporządzona przed tą wizytą. Przy okazji zgłosiłam usterkę mojej baterii prysznicowej. Ustrojstwo od początku nie działało jak należy. Jest to bateria z termostatem, tylko z 40-letnim żywotem. Nie mogę pobierać zimnej wody i czasami, jak Heizung podgrzeje wodę do wyższej temperatury, to wręcz nie mogę się wykąpać. Teraz w upalne dni chciałbym chłodniejszą wodę, a tu nie ma szans. Już wcześniej zgłaszałam to rodzince i PDP. Najpierw próbowali obniżyć temperaturę na piecu, potem twierdzili, że jest dobrze, ale ja wiem, że nie jest. Beti powiedziała mi dzisiaj, że jeśli naprawa nie będzie dużo kosztować, to można to zrobić, ale prowizorycznie. Ręce opadają. W tym domu to nie tylko meble są stare (autentyczny antykwariat), ale również wszystkie urządzenia techniczne. Ciągle coś wysiada, łamie się, czy urywa. Łazienka PDP to też żenada. Na początku kąpała się pod prysznicem. Jednak wchodziła do niego z wielkim trudem i przy mojej pomocy, bo brodzik jest za wysoki na jej możliwości. Odkąd zachorzała na Gicht, całkowicie zrezygnowaliśmy z tego prysznica. Zaczęłam ją kąpać w wannie, gdzie już wcześniej włożono lift (wiadomo – refundowany). Jednak bateria przy wannie jest również rozwalona, wajcha od puszczania wody jest urwana i ciągle spada. Muszę ostrożnie jej używać. No ale cała naprawa niby miała być wyceniona na 600- 800euro, a to dla nich za dużo. Żenada. Oni nie są biedni, ale chorzy na sknerstwo. Ja sobie nie wyobrażam, żebym w swoim domu tak chytrzyła pieniądze, na rzeczy ewidentnie wymagające naprawy / wymiany. Chyba, żebym ich nie miała. Wiem dokładnie, że tu nie ten Fall, a jednak nędza. Wracając do mojej Duschy, po oględzinach fachowca i wytłumaczeniu PDP, że jest to zepsute ze starości, zgodziła się na wymianę starej baterii z termostatem na zwykłą z ręcznym regulowaniem poboru wody. Ma to kosztować około 200 eurasków, może jakoś przełkną taki wydatek. Dzisiaj jeszcze mieliśmy jednego fachurę – od markizy ogrodowej i rolet. Tak jak pisałam wszystko tu się sypie, a rodzinka łata wszystko tylko prowizorycznie.
 
Raz skosiłam trawnik PDP (nieduży) i teraz ciągle mnie nagabuje, żebym znowu to zrobiła. Wiem, że na własne życzenie wrobiłam się w to, ale właśnie w chwili słabości pokazałam co potrafię i teraz PDP traktuje to, jakby należało to do moich obowiązków. Mój błąd, ale z drugiej strony drobnostka. Mimo wszystko czasami mam jakieś „wyrazy wdzięczności” od nich, więc niech tam. Dzisiaj po śniadaniu nie było wielkiego upału, jak przez ostatnie dni, więc załatwiłam trawniczek w tri migi. Wcześniej jednak rozmawiałam z Beti i dokładnie jej podkreśliłam, że to co robię, to jest nadprogramowe, że nie mam tego w mojej umowie. Natomiast kategorycznie odmówiłam mycia okien i zdejmowania firanek do prania. Tu jest dużo (dużych) okien, a firanki zawieszone wysoko. Poza tym nie mam ochoty na tę robotę i od początku wyraźnie się określiłam. Okna i firanki są tak strasznie brudne, że aż mi się coś w środku robi. Okna były myte wiosną 2014, a firanki prane jeszcze wcześniej. Ciągle przypominam PDP, że należy kogoś zamówić do tej roboty, ale według ich toku myślenia i oszczędnościowego postępowania pozostaje to tylko na etapie naszych rozmów. Paranoja, też sobie tego nie wyobrażam w swoim osobistym życiu.
 
Jeszcze jedną sprawą muszę się „pochwalić”, w którą się wrobiłam i teraz nie umiem powiedzieć Stop-nein. Do mojej PDP ciągle przyjeżdża (2,3 razy w tygodniu) jej znajomy Helmut i pozostaje na posiłki. Jego jakby lubię i zaakceptowałam. Więc już nie robię z tego żadnego halo. Dzisiaj jednak moja tolerancja została wystawiona na próbę. Helmut był dzisiaj zaproszony na obiad – ok, ale dodatkowo wprosiła się jeszcze jedna osoba -Felka. Jest ona wyjątkowo wyrafinowana w sprawach darmowej wyżerki. Czasami robiła nam takie Besuchy, podczas których PDP też rada nie rada zapraszała ją do stołu. Tak więc musiałam zrobić obiad zamiast dla 2 osób, to na 4. Zawiodła moja asertywność i mimo że miałam rybę na nas dwie, to dokonałam cudu rozmnożenia ….hihi. Trudno, niech tam. Jednak najbardziej się zaburzyłam po obiedzie. Beti poprosił, abym zrobiła Eisbecher – dwie kulki lodów i truskawki. Jako, ze muszę PDP chronić przed obżarstwem, powiedziałam, że lody zrobię później do kawy, bo teraz najedliśmy się do syta. Tak by może i zostało, ale łakomczuch Felcia bezczelnie mówi: nie, nie, daj teraz te lody, bo ja muszę zaraz jechać do domu (piesek czeka) i potem już nie zjem tego. Szok, normalnie szok i nie umiejąc się z niego otrząsnąć podałam im te lody.
 
Po południu nie wyjeżdżałam na rower, bo znowu pogoda była fatalna, upał i niemiłosierna duchota. Za to wyszukałam sobie Hausarzta w internecie, zadzwoniłam, zamówiłam wizytę na 17.00 i pojechałam załatwić skierowanie do kardiologa. Miałam już pewne obawy, czy uda mi się to zdobyć. Wcześniej zadzwoniłam do innej Praxis i odmówiono mi, wykręcając się dużym obłożeniem pacjentów. Miałam w zanadrzu jeszcze jedną możliwość. Mianowicie lekarza Beti. Jednak to byłaby ostateczność, ponieważ z tą babą (w pełni zasłużyła na takie określenie) złapałam się parę miesięcy temu i od tego czasu panuje między nami chłodny klimat.
 
Lekarz do którego pojechałam okazał się bardzo miłym człowiekiem. Nagadałam się z nim, jak z żadnym dotąd lekarzem. A jak mu powiedziałam u kogo pracuje, to już w ogóle odnosił się do mnie jak do bliskiej znajomej, bo znał tę rodzinę z biznesowej przeszłości. Opowiedział mi nawet, co nieco ze swojego życia – jego matka pochodziła ze Śląska i jako dziecko żywił się tylko mięskiem od kupionym w Geschecie mojej PDP. Tak więc mam tu już w Xstadt swojego Hausarzta, założył mi kartę, zapisał moje Beschwerde i powiedział, że chętnie mnie będzie prowadził (zdrowotnie oczywiście). No więc póki tu będę pracowała, to będę z tego korzystać.
 
Wieczorem jeszcze przycięłam moją babuszkę. Naszykowałam kolację (Helmut też był) w lajtowej wersji, bo straszny upał - makaron i mus truskawkowy. Już raz to zrobiłam kilka dni temu i jej to smakowało. Dzisiaj jednak zaczęło grymasić, bo wcześniej wymyślała na co ma dzisiaj ochotę. Tego jednak czego ona chciała, to nie mogłam podać, bo po pierwsze nie mieliśmy tego w domu, a po drugie nie jest to zdrowe dla niej. Tak się rozkręciła, że ostrzej jej powiedziałam parę słów i poskutkowało. Widzę, że to jest dobry sposób na nią. Kategorycznie i asertywnie przeciwstawić się jej, jeśli gwiazdorzy.
 
Ten ekstremalnie duszny dzień zakończył się silną burzą. U nas jednak nic się nie stało, tylko musiałam uspakajać PDP, bo panikuje w czasie burzy.