Dziennik Zosi #2

29 czerwca 2015 00:07 / 18 osobom podoba się ten post
Po prawie dwóch latach od mojego debiutu na forum ponownie skusiłam sie na publikację zapisków z moich doświadczeń opiekunki osób starszych.Mimo, że za pierwszym razem dostałam za swoje, to znowu chcę się podzielić swoimi przeżyciami, które cały czas zapisuję. Jakby to Arabrab powiedziała "moje to i już". Nie liczę na sensację i poklask. Raczej spodziewam się krytyki i ataków, jak to było za pierwszym razem, ale trudno, jestem Zosia Samosia i robię swoje. Czuję się tu na forum dobrze, nie ma żadnych uprzedzeń do naszej społeczności i chociaż jesteśmy bardzo różni, to łączy nas wiele. Dlatego chcę się dalej dzielić tym, co wklepuję w komputer, bo sama też biorę bardzo dużo z zapisków innych opiekunek/ów.Tym razem zamieszczę zdarzenia niemal bieżące, a te z poprzednich kilku wyjazdów pozostaną już tylko w lamusie moich komputerowych plików.
29 czerwca 2015 00:16 / 14 osobom podoba się ten post
I tydzień – 22-28.06.2015
 
 
Kolejny wyjazd do pracy – już n-ty raz do tej samej PDP. W tym roku jadę trzeci raz do mojej Beti poprzez niemiecką firmę Pflegedient. Jestem zatrudniona na niemiecką umowę o pracę. Uważam, że jest to o wiele korzystniejsze dla mnie niż przez polskie agencje, które zatrudniają nas na umowę zlecenie i wszystkie obowiązkowe składki płacą od bardzo małej kwoty. Teraz jestem w pełni ubezpieczona i mam prawa takie, jak każdy, zatrudniony na etacie w Niemczech.
 
Moja PDP nie jest łatwym człowiekiem, ale ma do mnie duże zaufanie i lubi mnie, co bardzo ułatwia mi pracę. Podczas ostatniej mojej pauzy opiekowała się nią dziewczyna, która miała dominujący charakter i sporo ociosała moją upartą seniorkę. Myślę, że to dobrze, należało się to PDP, bo jest po prostu nazbyt rozpuszczona przez córki. One jej ciągle ustępują i pozwalają za dużo, tak jakby się jej bały, albo dla świętego spokoju. Agnes (moja zmienniczka) ignorowała zachciewajki PDP, była konkretna, asertywna i konsekwentna. Także Beti została zdominowana i podporządkowała się przez co z utęsknieniem czekała na mój powrót.
 
Tym razem w podróż do Xstadt wybrałam się swoim samochodem. Teraz jest letni czas, dni są długie, więc te 1000km przejechałam sobie całkiem spokojnie. Jasne, że miałam pewne obawy, bo nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. Byłam jednak spokojna i drogę przemierzyłam wręcz na luzie. Przed wyjazdem zajechałam jeszcze do naszego kościoła, gdzie był obraz Matki Bożej Częstochowskiej (akurat odbywała się peregrynacja w naszym mieście) i trwało nocne czuwanie parafian. Z domu wyjechałam o 3.30 rano. Pół godziny spędziłam w kościele i napełniona bożym pokojem wyruszyłam w podróż. 100 km za Warszawą poczułam senne zmęczenie. Zatrzymałam się na parkingu i zdrzemnęłam pół godziny. Następnie wypiłam kawę i moje siły witalne wróciły do normy. Obawiałam się jedynie moich skłonności do senności. Dlatego postanowiłam robić częste przystanki, jeśli tylko poczuję zmęczenie. Zrobiłam jeszcze parę przystanków na terenie Polski. Jeden krótki na siusiu-kawę, drugi dłuższy. Zboczyłam 10 km z autostrady do Świebodzina. Chciałam zobaczyć figurę Chrystusa Króla. Przy okazji zrobiłam duże zakupy w pobliskim centrum handlowym. Zajęło mi to około 1,5 godziny. Zatrzymałam się jeszcze na krótko przed samą granicą, aby odmeldować się telefonicznie u moich bliskich. Czułam się dobrze. Pogoda też była w porządku – chłodno i pochmurnie, ale póki co, nie padało. Planowałam dojechać do Xstadt w ciągu 12 godzin. Niestety, częste przystanki, korek pod Lipskiem i deszcz w ostatnich 200km opóźnił mój przyjazd. Dotarłam do celu o 17.30, czyli w 13,5 godziny. Jednak i tak byłam zadowolona i niezbyt zmęczona. Bynajmniej nie bolał mnie kręgosłup, tak jak w czasie podróży autobusem. Miałam dość tych zatłoczonych, dusznych autobusów Sindbada i całonocnej jazdy w tych warunkach. Koszt podróży samochodem jest większy, ale i komfort o wiele wyższy. Zastanowię czy w przyszłości będę jeździła własnym samochodem, czy autobusem.
29 czerwca 2015 00:41

Przepraszam ale nie bardzo rozumiem co robi tutaj ten wpis? Moderator

29 czerwca 2015 11:51 / 11 osobom podoba się ten post
Moja PDP przywitała mnie radośnie i zaskoczyła dobrą formą fizyczną. Wydaje mi się trochę chudsza i sprawniejsza w poruszaniu się. Nie miała żadnych ataków dny moczanowej podczas mojego urlopu. Agnes zastosowała jej ostrą dietę wegetariańską. Piła dużo soków i kefir własnej roboty, prawie żadnego mięsa, 2 razy w tygodniu ryby, poza tym gotowała jej tylko chude zupy. No i dobrze jej to zrobiło. Ponoć Agnes podawała jej ograniczoną ilość jedzenia na stół, także nie mogła brać pożywienia więcej niż należy. Ja muszę też teraz nieco ograniczyć jej wyżywienie, aby zachować to, co osiągnęła. Za bardzo jej dogadzałam i muszę to zmienić. Super, cieszę się, że jest lepiej i oby tak zostało. Agnes prawdopodobnie już tu nie wróci, bo ma inne plany. Jest mi to obojętne, ponieważ następnym razem zmieni mnie Ania, która była tu już 2 razy. Agnes jest dla mnie dziwną osobą, uwikłaną w jakąś sektę hinduistyczną, czym chciała mnie koniecznie zainteresować. Ja jednak nie chcę mieć z tym nic wspólnego i nie zacieśniłam znajomości z tą moją zmienniczką. W moim pokoju śmierdziało jakoś dziwnie. Ona paliła kadzidełko i medytowała tu, co wyraźnie odczuwałam. Dla mnie te ezoteryczne praktyki są po prostu złe. Dlatego wzięłam z domu wodę egzorcyzmowaną i wyświeciłam mój pokój, modląc się przy tym. Wyprałam pościel włącznie z kołdrą i poduszką, bo w pościeli czułam też ten dziwny zapach.
 
Tego dnia już nic więcej nie robiłam w Haushalcie, tylko trochę ogarnęłam kuchnię. PDP poszła wcześniej spać, abym ja też mogła wypocząć. Ja jednak długo krzątałam się przy swoich klamotach – rozpakowanie bagaży, wypranie kompletnej pościeli, przestawienie mebli, bo Agnes ustawiła je dziwnie. W łóżku długo się kręciłam, nie mogąc zasnąć. O 1.00 w nocy jeszcze nie spałam, mimo że byłam bardzo zmęczona – może ze zmęczenia ta bezsenność.
 
29 czerwca 2015 14:38 / 8 osobom podoba się ten post
Zosiuuuuu ! Buddyści nie robią krzywdy ludziom , nie masz się czego obawiać , ale , żeby aż egzorcyzmy ? Zosia , tyle co się orientuję to ta religia nie ma nic wspólnego z satanistami . Też jestem katoliczką , praktykującą okazjonalnie , modlić się lubię w samotności . Pisz Zosia , fajnie piszesz , Twój " Pamiętnik Zosi " czytałam dwa razy ;-)
29 czerwca 2015 17:20 / 8 osobom podoba się ten post
Barbara niepowtarzalna

Zosiuuuuu ! Buddyści nie robią krzywdy ludziom , nie masz się czego obawiać , ale , żeby aż egzorcyzmy ? Zosia , tyle co się orientuję to ta religia nie ma nic wspólnego z satanistami . Też jestem katoliczką , praktykującą okazjonalnie , modlić się lubię w samotności . Pisz Zosia , fajnie piszesz , Twój " Pamiętnik Zosi " czytałam dwa razy ;-)

Basiu ja nie napisałam nic o Buddyźmie, to nie było to, tylko jakieś małe dziwne grupy uwielbiania ... nie wiadomo czego - nie chciałam wnikać w to. Mam swoje przykre doświadczenia w zakresie ezoteryzmu, uwolniłam się od tego i odrzucam wszystko według wskazania zapisanego w Biblii. Mniej więcej brzmi to tak: badajcie duchy i jeśli coś ma choćby pozory zła, odrzucajcie. Poza tym pierwsze, czyli najważniejsze przykazanie dekalogu brzmi: nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną. Amen.
29 czerwca 2015 18:15 / 3 osobom podoba się ten post
Zofija

Basiu ja nie napisałam nic o Buddyźmie, to nie było to, tylko jakieś małe dziwne grupy uwielbiania ... nie wiadomo czego - nie chciałam wnikać w to. Mam swoje przykre doświadczenia w zakresie ezoteryzmu, uwolniłam się od tego i odrzucam wszystko według wskazania zapisanego w Biblii. Mniej więcej brzmi to tak: badajcie duchy i jeśli coś ma choćby pozory zła, odrzucajcie. Poza tym pierwsze, czyli najważniejsze przykazanie dekalogu brzmi: nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną. Amen.

E tam Zośka , pisz co chcesz , fajnie piszesz , lubię Cię " czytać " , zrozumiałam , że medytowała , kadzidełka i te sprawy , że jest Buddystką ;-)
29 czerwca 2015 19:48 / 5 osobom podoba się ten post
Zofija

Basiu ja nie napisałam nic o Buddyźmie, to nie było to, tylko jakieś małe dziwne grupy uwielbiania ... nie wiadomo czego - nie chciałam wnikać w to. Mam swoje przykre doświadczenia w zakresie ezoteryzmu, uwolniłam się od tego i odrzucam wszystko według wskazania zapisanego w Biblii. Mniej więcej brzmi to tak: badajcie duchy i jeśli coś ma choćby pozory zła, odrzucajcie. Poza tym pierwsze, czyli najważniejsze przykazanie dekalogu brzmi: nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną. Amen.

Zosiu, mam koleżankę, która interesowała się m.in wróżbiarstwem, ciągnęło ją to tego, żeby za "zasłonę" zaglądać i ani się obejrzala, jak to zdominowało jej życie, stało się bezwzględnym priorytetem. Zaniedbała pracę, syna , zdawała sobie z tego sprawę , ale nie mogła przestać i zaczęła z tego powodu popadać w depresję.Udała się do psychiatry. Ten, po jakims okresie terapii polecił jej księdza egzorcystę z diecezji szczecińsko- kamieńskiej. Nie trzeba było egzorcyzmów odprawiać, ale bardzo jej ten ksiądz pomógł. Jednak ona czasem łapie się na tym, że automatycznie zakłada jakiś amulet, ale jest duża poprawa w stosunku do tego stanu ,w jakim była, zanim poprosiła o pomoc.
29 czerwca 2015 22:33 / 9 osobom podoba się ten post
tina 100%

Zosiu, mam koleżankę, która interesowała się m.in wróżbiarstwem, ciągnęło ją to tego, żeby za "zasłonę" zaglądać i ani się obejrzala, jak to zdominowało jej życie, stało się bezwzględnym priorytetem. Zaniedbała pracę, syna , zdawała sobie z tego sprawę , ale nie mogła przestać i zaczęła z tego powodu popadać w depresję.Udała się do psychiatry. Ten, po jakims okresie terapii polecił jej księdza egzorcystę z diecezji szczecińsko- kamieńskiej. Nie trzeba było egzorcyzmów odprawiać, ale bardzo jej ten ksiądz pomógł. Jednak ona czasem łapie się na tym, że automatycznie zakłada jakiś amulet, ale jest duża poprawa w stosunku do tego stanu ,w jakim była, zanim poprosiła o pomoc.

No właśnie, tak to działa. Jest to straszne i bardzo niebezpieczne, chociaż na początku postrzega się to jako coś fajnego i nieszkodliwego, jako ciekawostkę i zabawę. Ja też jestem taka uratowana, ale swoje piekło przeszłam. Doświdczyłam dotknięcia świata duchowego i dlatego jestem taka radykalna i "ślepo" wierząca we wszystkie dogmaty wiary głoszone w Kościele Katolickim.
29 czerwca 2015 23:07 / 6 osobom podoba się ten post
Zofija

No właśnie, tak to działa. Jest to straszne i bardzo niebezpieczne, chociaż na początku postrzega się to jako coś fajnego i nieszkodliwego, jako ciekawostkę i zabawę. Ja też jestem taka uratowana, ale swoje piekło przeszłam. Doświdczyłam dotknięcia świata duchowego i dlatego jestem taka radykalna i "ślepo" wierząca we wszystkie dogmaty wiary głoszone w Kościele Katolickim.

Działa jak wyniszczający nałóg. Nie wiem, może wypełnia jakąś pustkę? Nie mam pojęcia.
W każdym razie naszła mnie taka refleksja, że może nic nie dzieje sie bez przyczyny i czasem trzeba przejść przez piekło, żeby odnaleźć sens, sedno,Boga.
Myślę, że on jest tym wszystkim. Sama jestem typem wierzącej- niepraktykującej, nooo może od czasu do czasu. Może dlatego,że  niewierny Tomasz jestem, raczej szkiełko i oko do mnie przemawia, ale też z powodu tej cechy nigdy mnie nie interesowały zjawiska paranormalne, ezoteryka, horoskopy itp.
30 czerwca 2015 16:10 / 12 osobom podoba się ten post
c.d.....
 
PDP ma dwie córki -Kala i Hala, które mieszkają w tym samym mieście i bardzo troszczą się o matkę. Młodsza córka Hala zajmuje się całą sferą papierkowo-finansową matki. Obie córki są w porządku, ułożone, odpowiedzialne i rozsądne. Mankamentem jest to, że jak wszyscy Germańcy są oszczędne (ale do znośnego poziomu), bardzo zajęte i opieszałe w załatwianiu różnych potrzeb mamusi. Ja ma z nimi dobry układ, nie mam z nimi większych problemów i dobrze się rozumiemy.    
 
Następnego dnia podjęłam wyzwanie przygotowywania posiłków według przestawienia Agnes. Główne zmiany to kefir z owocami do śniadania oraz soki z marchwi i jabłek wyciskane przez sokowirówkę. Obiady będę jednak gotowała według siebie, bo Agnes w tym zakresie szła na skróty. Muszę tylko podawać jedzenie na stół w ograniczonych ilościach, aby Beti nie futrowała za dużo. Niestety po kilku miksach sokowirówka odmówiła posłuszeństwa. Rano zrobiłam sok normalnie, a w południe już się nie załączyła. To było stare ustrojstwo i nic dziwnego, że wysiadło. Jeśli córki chcą, abym robiła te soczki dla mamusi, to muszą kupić nową maszynerię (w co wątpię).    
 
Od wtorku mieliśmy sporo hałasu u sąsiadów. Wycinali kilka dużych świerków w ogrodzie. Moja PDP była tym bardzo podekscytowana. Podczas całej tej akcji złamali dwie gałęzie magnolii z naszego ogrodu. Beti narobiła trochę rabanu, wyolbrzymiając to zdarzenie, jakby całe drzewo zostało zniszczone. Wydziwiała, że teraz trzeba wezwać specjalistę ogrodnika, który zabezpieczy poranione drzewo i uratuje je przed śmiercią (?). Zadzwoniła do córki, która musi natychmiast przybyć na ratunek …....... dramat, wielki dramat. Kala przyjechała natychmiast, ale gdy zobaczyła tę „katastrofę” wyśmiała matkę i przykróciła jej zapędy. Zostało na tym, że sprawca przytnie równo złamane kikuty gałęzi i to wystarczy.    
 
Następnego dnia przyszedł drwal z piłą i ładnie przyciął złamane gałęzie. Magnolia nic na tym nie ucierpi, a nawet zyskała więcej przestrzeni do rozwoju. Przy okazji Beti poprosiła ogrodnika, żeby przyciął jej wybujały żywopłot, który od lat nie był poddawany pielęgnacji. Znając jej demencyjne pomysły i układy rodzinne, potajemnie powiadomiłam córkę o tym, aby nie wyszło znowu, że matka zapędziła się w zamówieniu drogiej usługi, a ja nic im nie powiedziałam. Hala często kłóciła się z matką o to, że nie może sama brać jakichś przypadkowych fachowców, bo nie ma pojęcia o kosztach. Oni są oczywiście oszczędni i szukają zawsze tańszych rozwiązań, a PDP nie zwraca uwagi na koszty. Poprosiłam tylko Halę, aby mnie nie wydała przed matką, że ją „zdradziłam”, bo ona chciała zrobić to w tajemnicy przed córką. Córki załatwiły to dyplomatycznie i babka nie domyśliła się mojej „nielojalności”. Kala wpadła do nas niby przypadkowo, gdy ogrodnik zabierał się za robotę i po rozmowie, ograniczyli jego usługę do przycięcia żywopłotu w jednym rogu ogrodu, tam gdzie przeszkadzało to innemu sąsiadowi. Na pielęgnację pozostałej części ogrodu umówili się tak, że ogrodnik skalkuluje ofertę i ewentualnie zamówią jego usługi jesienią. ...................................
02 lipca 2015 20:19 / 10 osobom podoba się ten post
CD.....

Po całej akcji ogrodowej Beti była dość podekscytowana. Do tego miała jeszcze dylemat. Mianowicie była zaproszona na popołudniową kawę do znajomych, a bała się zostawić ogrodnika samego przy strzyżeniu żywopłotu. Chciała już odwołać Besuch, ale w końcu pojechałyśmy, tylko trochę opóźnione. Miałam ją zawieść i zostawić u tych znajomych, a po 2 godzinach odebrać. Gospodarze jednak koniecznie chcieli, abym została. Nie mogłam się wymówić z tego zaproszenia i zostałam. Było to starsze małżeństwo, bardzo mili ludzie. Posiedzieliśmy przy kawie i cieście, a potem w ogrodzie. Było bardzo sympatycznie, rozmawiałam z nimi o różnych sprawach. Szczególnie pan domu konwersował ze mną cały czas, bo trochę podróżował do Polski. Potem dowiedziałam się od córek, że moja PDP była niezadowolona i zazdrosna o to, że to nie ona była w centrum uwagi. W drodze do domu zatrzymaliśmy się jeszcze w restauracji na kolację. Zjadłyśmy zestaw: ryba, sałatka i Kartofelsalat. Beti była niezmiernie zadowolona z tego wyjazdu. Tak minął kolejny dzień – czwartek
 
Piątek był spokojnym dniem. Nic specjalnego się nie działo. Po obiedzie pojechałam rowerem do miasta, aby załatwić zielone worki na Restmuell. Niestety mam problem z rowerem – złapałam gumę w tylnym kole. Jakoś przyjechałam do domu, ale musiałam kilka razy dopompować powietrza. Po niedzieli muszę oddać mój wehikuł do naprawy.
 
Po 15.00 przyjechał do nas Helmut – dobry znajomy mojej PDP, który jest częstym bywalcem tego domu. Ostatnie 3 tygodnie spędził w szpitalu. Od roku ma jakieś problemy zdrowotne, ale lekarze nie mogą zdiagnozować jego dolegliwości (albo nie chcą mu powiedzieć?). Wypiłam kawę z seniorami i trochę z nimi pogadałam. Dobrze, że Helmut przyjechał do nas, to Beti miała towarzystwo, a ja więcej luzu. Wieczorem po kolacji pojechałam na miting Al-Anon i Helmut czekał, aż wrócę, aby Beti nie siedziała sama.
 
Z problemów opiekuńczych dzisiaj mamy następujące rewelacje. PDP odparzyła sobie fałdę brzuszną nad wzgórkiem łonowym (ma fartuszek brzuszny). Rano posmarowałam jej to kremem Penaten, a wieczorem po umyciu i wysuszeniu zasypką. Poza tym znowu nie chce chodzić i pić więcej wody. Muszę też pilnować ją z jedzeniem. Helmut znowu przyniósł łakocie – ciasteczka do kawy. Dałam jej tylko dwie sztuki i schowałam resztę....................... 
02 lipca 2015 20:48
to nawet na Al -Anon tu mozna sie zalapac wiem cos o tym bo czasem jestem zaproszona na takie mitingi ale tylko w P-niu .
02 lipca 2015 22:39 / 2 osobom podoba się ten post
Madonna

to nawet na Al -Anon tu mozna sie zalapac wiem cos o tym bo czasem jestem zaproszona na takie mitingi ale tylko w P-niu .

Al-Anon działa na całym świecie. Ja znalazłam grupę w tym mieście, gdzie jestem i zaczęłam do nich chodzić. Jest to jednak grupa niemieckojęzyczna.
03 lipca 2015 15:16 / 5 osobom podoba się ten post
Zaraz zamieszczę kolejny urywek z mojej codzienności opiekuńczej. Jednak dzisiaj nachodzą mnie takie myśli, czy powinnam dalej publikować swoje zapiski, czy ma to jakiś sens. W przypływie chwilowej słabości wynurzyłam się znowu z moim dziennikiem, a teraz nachodzą mnie takie sceptyczne reflekcje. Z drugiej strony szkoda mi tego mojego gryzmolenia, aby pozostało tylko w moim komputerze.

Na aktywne uczestnictwo w forumowej dyskusji w ciągu dnia nie zawsze mam czas i ostatnio było mnie mało. Natomiast jest mi łatwiej wrzucić na bloga to, co  robię konsekwentnie dzień po dniu - zapiski z mojego życia opiekunkowego w DE .