TaliA ja uparcie nadal twierdzę, że Was dziewczyny za to bieganie podziwiam!
Nie cierpię biegać... ale tak to ładnie opisujecie i z takim zapałem i przekonaniem, że nabrałam ochoty... Tylko jak sobie pomyślę, że po paru metrach mam dostać zadyszki i dyszeć jak parowóz, to mi się odechciewa... tu gdzie jestem same górki i to mnie też zniechęca. Ale chcę radykalnie zmienić tryb życia, więc zobaczymy może się przekonam. Ale najpierw musze wyrobić sobie kondychę! Dzis mój trening z Mel zaliczyłam. Powoli też wzmacniły mi się mięśnie karku, więc już tak nie dokucza.
Wczoraj w sklepie w przypmierzalni powtierdziłam się w przekonaniu, że trzeba coś ze sobą zrobić, bo źle się z tym czuję!
Jestem zmotywowana też Waszymi wpisami i za to wielkie DZIĘKI!!!
Może trzeba założyć nowy wątek o naszych wyczynach, upodobaniach i postępach sportowych??
Tu gdzie jestem też są same górki i fakt, biega się ciężej niż po moim płaskim nadmorskim terenie w Polsce :) Zadyszką się nie przejmuj, z każdym kolejnym wyjściem na trening będzie lepiej. Żeby uniknąć zadyszki musisz biegać bardzo wolno (tzw. tempo konwersacyjne na początku wskazane), taki "człapo-truchcik" ;) Jak kondycja będzie rosła (a wbrew pozorom szybko idzie w górę), to tempo automatycznie Ci sie samo polepszy. Co do treningu z Mel B, to super, bo wzmacnia mięśnie a to jest ważne (dzięki silnym mięśniom utrzymujemy odpowienią postawę ciała podczas biegu), ale raczej nie będzie miał dużego przełożenia na to, ile będziesz mogła przebiec, bo to zupełnie inny rodzaj wysiłku. Trzeba zacząć biegać. Jak zaczynałam, też było krucho z moją kondycją. Przebiegnięcie dwóch kilometrów było dla mnie wyczynem:) A teraz uśmiecham się, jak sobie pomyślę...
Powiem jeszcze, że nie ma niczego bez wysiłku. Jak biegnę, to też się męczę. To normalne, ale z czasem człowiek uczy się nie zwracać na to dużej uwagi, bo przy dłuższych kilometrażach zmęczenie przychodzi i odchodzi falami. Jest się zmęczonym a zachwilę już nie... No i pojawiają się czasami myśli w trakcie: "A na cholerę ja się tak katuję?!", ale je odsuwam... a po zaliczeniu każdego treningu fruwam ze szczęścia i już czekam na kolejny :) Czasami się nie chce, wiadomo i tutaj przydaje się odrobina dyscypliny, bo najtrudniej założyć buty i wyjść (wymówki pojawiają się tylko do tego momentu). Jak już buty na nogach, to i bieg się zaliczy.
Jak zaczynałam wolałam wychodzić bardzo późnym wieczorem, bo się trochę krępowałam, że taki cienias ze mnie ;) Teraz już nie mam tego problemu, mogę biegać zawsze i wszędzie :)
Podoba mi się wśród biegaczy to, że się pozdrawiają na trasach, nawet jeśli się nie znają (skinieniem głowy, machnięciem ręki, czy uśmiechem). Miłe to bardzo. Taki wyraz szacunku dla "swoich" ;)