21 kwietnia 2015 12:13 / 5 osobom podoba się ten post
RenieLeni to nie są moje przemyślenia, a samo życie...
Mój mąż nie pije 20 lat i chwała mu za to, ale bez pomocy terapeutów i grupy wsparcia nie dałby rady nigdy w życiu.
Ja chodziłam na spotkania z żonami trzeźwych i to one nauczyły mnie jak mam z nim postępować, sama nigdy bym na to nie wpadła, to prawie jak tu na forum od bardziej doświadczonych uczymy się...Szkoda, że wam nie wyszło...ale nie każdemy dane jest być trzeźwym!!!!
Renie, ja tez znam to z autopsji. Mozna pomagac caly czas komus, kto sie stara aby zerwac z nalogiem. Choroba jest choroba i to rozumiem.Nie mozna jednak spokojnie patrzec na to , jak ten chory( nie jestem do konca pewna , ze byl choiry) wciaga cie w bagno. Moj maz tylko 4 miesiace po zamknietej terapi byl czlowiekiem jakiego nie znalam, dobrym czlowiekiem. Myslalysmy z corkami , ze to jest koniec naszej udreki, ze bedzie inaczej. Niestety grupy wsparcia byly krotko, kosciol tez szybko mu sie znudzil, normalna rodzinna atmosfera w domu stala sie nudna. Moj maz jest czlowiekiem niestabilnym, chwiejnym emocjonalnie, nie potrafi dotrzymac danego slowa( tylko dla rodziny, dla obcych zrobi wszystko, co obieca). Te 32 lata wspolnego zwiazku, dla mnie byly hustawka, nigdy nie mozna bylo niczego zaplanowac czy cos przewidziec. Nie potrafie tego ujac w odpowiednie slowa, nawet nie chce, 3 lata mego zycia to zbyt krotki czas aby zapomniec i pogodzic sie z tym co bylo. Teraz na nowo przyszlo szarpanie nerwow , bo na glowie jest rozwod. Nigdy nie bylam msciwa, nigdy nie zyczylam nikomu zle i wlasnie teraz pierwszy raz w moim zyciu postanowilam zawalczyc o swoja przyszlosc, o siebie i to sie memu mezowi nie podoba, przestal byc panem mego losu. Mam nadzieje, ze prawda zwyciezy i zamkne ten temat i poczuje sie lzejsza. Inaczej nie otworze nowych drzwi , jesli stare nie sa zamkniete.